Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

Wygugluj sobie Wita

30.05.2018 11:50 | 0 komentarzy | 8 405 odsłon | Grażyna Kaim

Rude, kręcone włosy, brązowe oczy, małe, okrągłe okulary na nosie. Można go zresztą pooglądać w internecie
- na YouTubie, Facebooku, Instagramie i w wielu innych miejscach w sieci. Zajmuje się modelingiem, trochę aktorstwem, malarstwem i... ziołolecznictwem. Słowa wyrzuca z siebie z szybkością karabinu maszynowego, a wydaje się, że myśli w jego głowie płyną jeszcze szybciej. - Niedawno znajomy ze szkolnych lat, którego, powiedzmy, nie wspominam zbyt miło, zapytał mnie: a co ty właściwie teraz robisz? Odpowiedziałem mu (wiem, że niezbyt grzecznie): wygugluj sobie. Wit Kasperek, 20-letni mieszkaniec Chrzanowa, który z niejednego pieca chleb jadł.

0
Wygugluj sobie Wita
Wit Kasperek ze znajomymi po zajęciach w szkole, w Tajlandii
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Grażyna Kaim: Wit to nie jest twoje prawdziwe imię.
Wit Kasperek: Tak, ale lubię je i posługuję się nim wszędzie. Tak mówią do mnie znajomi. Jest na wizytówkach, w mediach społecznościowych. Chociaż faktycznie, w papierach figuruje Wojciech.

Jak to się stało, że kilkunastoletni chłopak z Chrzanowa wyjechał do Tajlandii i spędził tam rok? Sam - mam na myśli to, że bez rodziców.
- To było po pierwszej klasie liceum. Potrzebowałem tego wyjazdu, chciałem doświadczyć czegoś nowego. Są programy dla młodzieży, które to umożliwiają i ja się zakwalifikowałem.

Ale do Tajlandii? Młodzi wyjeżdżają do Francji, Hiszpanii...
- Moi rodzice też woleli, żeby to były Węgry czy coś w tym stylu, ale ja sobie tę Tajlandię wymyśliłem. Chciałem, żeby to było coś totalnie nowego. I albo sobie tam poradzę, albo nie. W myśl powiedzenia: co nas nie zabije, to nas wzmocni.

I wytrzymałeś. Zmienił cię ten wyjazd?
- Tajlandia otworzyła mi oczy na różne sprawy. Na przykład: na drugiego człowieka. Mogę się na kogoś nieznajomego wydrzeć z jakiegoś powodu, bo mnie zawiódł, rozczarował, zachował się nie tak, jak oczekiwałem, ale po co? Może on ma wyjątkowo słaby dzień, może właśnie dowiedział się, że jego dziecko jest w szpitalu, zmarła mu bliska osoba i jest kompletnie rozkojarzony czy zestresowany. Tajlandia pokazała mi, że drugi człowiek może mieć inne podejście do danego tematu niż ja, i że trzeba być empatycznym.

Wylądowałeś w Bangkoku, w środku Azji, sam. Bez znajomości języka, który dla Europejczyka brzmi totalnie egzotycznie i...
- I zamieszkałem z Tajami, chodziłem do tajskiej szkoły, było wspaniale. A to, że jestem biały i rudy, ułatwiało mi wiele spraw.

Na przykład?
- W szkole miałem łatwiej. W aptece nikt nie poprosił mnie o receptę, nawet przy kupowaniu leków, które tego wymagały. Nie zapłaciłem kilku mandatów. Bo jak ktoś jest biały, rudy, i na dodatek w mundurku szkolnym, to zapewne ktoś, kogo lepiej się nie czepiać. Miałem więc taki immunitet.

A propos szkoły. Pisałeś normalnie sprawdziany, zaliczałeś egzaminy?
- Oficjalnie tak. W praktyce różnie było... Ale chodziłem do szkoły, uczyłem się, mam wszystkie zaświadczenia.

A rodzina, do której trafiłeś, mówiła po angielsku?
- To były dwie rodziny. Pierwsza w Bangkoku, a druga w małym mieście na północy. Ta pierwsza mówiła bardzo słabo po angielsku, więc musiałem szybko przestawić się na tajski.

Ile czasu zajęło ci poznanie tego języka na tyle, by móc się jako tako komunikować?
- Pół roku. Wcześniej bywało tak, że wiedziałem o co komuś chodzi, ale nie zawsze wiedziałem jak odpowiedzieć. Za pomocą gestów, uśmiechu jakoś udawało się porozumieć.

Chciałbyś ten immunitet, o którym przed chwilą wspominałeś, rozciągnąć na całe życie i zamieszkać w Tajlandii?
- Z jednej strony tak. Jest tam zdrowe, smaczne jedzenie, prostsze życie, uprzejmi ludzie, ale właśnie z tą uprzejmością mam mały problem. W Polsce są dobre i złe emocje, a w Tajlandii wszystko jest zawsze OK. W pewnym momencie chciałem, żeby ktoś na mnie nawrzeszczał, obraził mnie, powiedział cokolwiek niemiłego. Zmęczyła mnie ta poprawność. Chętnie wróciłbym tam na rok, dwa, jeździł na wakacje, ale mieszkał raczej w Polsce.

Tajlandia to buddyzm. Coś cię w nim zafascynowało?
- Bardzo podoba mi się buddyjskie podejście do życia. Jeśli masz problem, to zadaj sobie pytanie, czy możesz go rozwiązać. Jeśli nie, to się nie denerwuj, bo twoje nerwy nic tu nie pomogą. A jeśli masz na coś wpływ, to działaj. Nie rozmawiajmy o tym, co było, co mogłoby być, tylko o tym co tu i teraz, i co można z tym zrobić.

Turystów wyjeżdżających do Tajlandii ostrzega się, żeby uważali na to, co mówią o tajskim królu, a najlepiej, żeby nic o nim nie mówili, bo to może się źle skończyć.
- Kult króla w Tajlandii jest tak wielki, że można go porównać do kultu jakim darzeni są przywódcy Korei Północnej. Na przykład w kinie, przed każdym seansem puszczany jest film propagandowy o królu. Trwa około minuty i trzeba wtedy stać na baczność, by okazać królowi szacunek. Mnie raz zdarzyło się powiedzieć coś, z czego mogły wyniknąć wielkie problemy. Po prostu zapytałem, kto będzie następnym królem, jak ten umrze? Śmiałem zasugerować, że ten król kiedyś umrze. Zrobiła się wielka afera. Sprawa oparła się o dyrektora szkoły. Wzywani byli rodzice. Nie było mi do śmiechu. Pomyślałem sobie wtedy: teraz będziesz Wit milczał o królu w piętnastu językach, nawet w tych, których nie znasz. Więc w Tajlandii o królu najlepiej milczmy.

Wróciłeś z Tajlandii i twoje życie wróciło do poprzedniego rytmu?
- Nabrało szalonego tempa. Robiłem jednocześnie drugą i trzecią klasę liceum, w międzyczasie wyjeżdżałem na kontrakty związane z modelingiem, bo rozpocząłem karierę modela, pojawiały się jakieś aktorskie próby i nagrania.

I dałeś radę?
- Nauczyciele wspierali mnie i chyba chcieli, żebym tę szkołę ukończył. To była katolicka szkoła z internetem w Piekarach pod Krakowem.

A w Chrzanowie do jakich szkół chodziłeś?
- Podstawówki to „szóstka” i „ósemka”, potem gimnazjum nr 2.

Teraz studiujesz...
- Mediteranistykę, czyli naukę o Morzu Śródziemnym, na Uniwersytecie Śląskim, ale chcę zmienić te studia. Katowice kompletnie nie są na trasie moich podróży. Myślę o Warszawie albo Krakowie.

A kierunek?
Może medycyna... Interesuję mnie zdrowy tryb życia, ziołolecznictwo. Dla całej rodziny robię ziołowe napary, zdrowotne nalewki. Niektórzy mówią, że w średniowieczu płonąłbym na stosie. Rudy, zbierający zioła, pewnie by się nie uchował... Okazało się, że moje prababcie mają notesy z zielarskimi przepisami. Na przykład teraz, wiosną, wiele osób cierpi z powodu różnych alergii. Jest na to świetna rzecz. Nazywa się czystek. Można go kupić w sklepie zielarskim. Trzeba zaparzać go i pić. Po miesiącu na pewno każdy odczuje ulgę. Jest też dobre zioło – ostropest. Wzmacnia odporność, pomaga w trawieniu. Można go na przykład dodawać do jogurtów. Zioła mają ogromną skuteczność, tylko nie zadziałają jak apap, po półgodzinie. Trzeba czasu.

Z internetu można się dowiedzieć, że zajmujesz się też aktorstwem i malarstwem.
- Od czasu do czasu maluję jakiś obraz i wystawiam go na sprzedaż. To abstrakcje, poprzez które chcę coś opowiedzieć. Co do aktorstwa, to wziąłem na przykład udział w programie TVP „Pierwsza randka”. Były też jakieś drobne nagrania.

Zawsze tak miałeś? Robiłeś tyle rzeczy naraz, rzucałeś się na głęboką wodę? Wszędzie było cię pełno?
- No nie. Kiedyś myślałem, że moje życie jest straszne i beznadziejne, że do niczego się nie nadaję. Wszyscy mnie wkurzali. Nieraz słyszałem o sobie: rudy, brzydki, pryszczaty. Nie było łatwo. Przejmowałem się takimi tekstami. I nagle sobie powiedziałem, że więcej z tego powodu nie uronię łzy. Pomyślałem: Wit, masz jedno życie, takie jakie masz, i zrób z nim coś dobrego. Nie umiesz tańczyć, nie umiesz śpiewać, jesteś brzydki, to zostań modelem. I co? Mam teraz czterdzieści kilka tysięcy obserwujących na Instagramie. Oczywiście jest też hejt, ale tym udaje mi się w ogóle nie przejmować, chociaż wiem, że są ludzie, którzy źle znoszą taką internetową nagonkę. Więc przy każdej okazji mówię: ludzie uśmiechnijcie się, nie kłóćcie, nie obrażajcie, rozmawiajcie ze sobą, bo macie jedno życie i ono kiedyś się skończy.