Nie masz konta? Zarejestruj się

Płaza

Projektantka z Płazy chce jechać do Włoch

14.11.2023 14:00 | 0 komentarzy | 4 131 odsłony | Ewa Solak

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".Ten czerwony kostium uszyłam z zasłon, które kiedyś wisiały u mnie w domu. Top powstał z plastikowych łyżeczek - opowiada projektantka Roksana Głowacka z Płazy, uczestniczka Cracov Fashion Week, w rozmowie z Ewą Solak.

0
Projektantka z Płazy chce jechać do Włoch
Roksana Głowacka z Płazy ze swoimi projektami
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Oglądanie zaprojektowanych przez siebie ubrań na modelkach przechadzających się na wybiegu musi być wyjątkową chwilą.
Nie ma co ukrywać, że wrażenie jest niesamowite. Emocje ogromne. Zwłaszcza że myśli się nie tylko o tym, jak się prezentują na modelkach, ale także o tym, jak oceni je publiczność.

Pokazy na Cracow Fashion Week były formą nagrody za świetnie napisaną pracę dyplomową w szkole.
Trochę byłam nawet zaskoczona, bo znalazłam się wśród 15 najlepszych absolwentów tego rocznika Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru (SAPU) w Krakowie. To duże wyróżnienie i mam nadzieję, że pomoże mi to rozwinąć skrzydła w kierunku projektowania ubrań.

Te, które znalazły się na pokazie dyplomowym, nie są przesadnie futurystyczne. Wręcz powiedziałabym, że niektóre można by było założyć na co dzień.
Zawsze zależało mi na tym, żeby projektowane przeze mnie rzeczy miały użytkowy charakter. Żeby nadawały się do noszenia, zarówno na co dzień, jak i na specjalne okazje. Podczas pokazów dyplomowych mogłam oglądać także inne projekty, niektóre według mnie artystycznie przesadzone - np. puchowe spódnice i bluzy, ale okazało się, że nie wszystkie takie wyszukane projekty podobają się jurorom.

W tych strojach widać, że w projektowaniu modne jest wykorzystywanie elementów ekologicznych, nawet papieru.
Owszem, obecnie panuje taki trend i, moim zdaniem, to dobrze. To dawanie rzeczom drugiego życia i wykorzystywanie dostępnych już surowców. Ja sama wykorzystuję w swoich projektach to, co już mam dostępne. Ten czerwony kostium uszyłam z zasłon, które kiedyś wisiały u mnie w domu. Materiał świetnie się sprawdził. Jedna osoba już zamówiła sobie taki komplet, tylko w innym kolorze. W szkole uczyliśmy się też wykorzystywania różnego rodzaju materiałów nieużytkowych. Ja na przykład zrobiłam kiedyś top ze sklejonych ze sobą plastikowych łyżeczek, pomalowałam sprayem i wyszło ciekawe połączenie.

Skąd u pani wzięła się fascynacja projektowaniem ubrań?
Z domu. Zawsze podobało mi się samodzielne tworzenie niepowtarzalnych rzeczy. Moja mama jest krawcową. Co prawda nigdy nie lubiła tego zajęcia i pracuje w innym zawodzie, ale maszyna zawsze u nas stała, a na półkach leżało mnóstwo egzemplarzy magazynu „Burda". Pierwszych ściegów i szycia uczyłam się na domowym Łuczniku. Kupowałam w ciucholandach bluzki za złotówkę i przerabiałam. Ale potem, gdy byłam w liceum zaczęłam się łamać, bo bardzo chciałam też iść na medycynę. Biologia, chemia, takie przedmioty mnie pasjonowały. Naprawdę nie wiedziałam, jaką decyzję podjąć. Na swoją studniówkę sama uszyłam sobie suknię i doszłam do wniosku, że będąc na medycynie mogę nie mieć czasu na moją największą pasję. Zdecydowałam więc, że pójdę w kierunku, w którym czuję się najlepiej.

Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie. Warto było?
Jak najbardziej. Dużo się nauczyłam, mnóstwo osób poznałam. Zdecydowałam się też, że pójdę do pracy i sama będę opłacać naukę. Nie chciałam, żeby rodzina miała do mnie żal, gdyby coś się stało i nagle zmieniłabym zdanie co do swojej przyszłości.

Po medycynie mogła być pani lekarzem. Po SAPU pracuje pani w second handzie.
Oczywiście nie jest to spełnienie moich marzeń, choć praca jest naprawdę fajna. Sądzę, że to zajęcie na jakiś czas. Bardzo mnie zresztą cieszy, bo pracuję z ubraniami. Są tu rzeczy niepowtarzalne, które nieraz sama kupuję i przerabiam. Natomiast co do przyszłości, to myślę, że jeszcze sporo przede mną, bo już odezwała się do mnie szkoła projektowania z Włoch, gdzie mogłabym dalej się kształcić. Czekają mnie wkrótce kolejne pokazy.

Pisała pani pracę dyplomową o modzie lat 80. Wiele osób uważa ją za kiczowatą.
Dokładnie, ale przez to jest bardzo ciekawa i różnorodna zarówno pod względem kolorystyki, jak i kroju. Wiele jej elementów wraca zresztą do obecnych trendów modowych, jak choćby dżinsy z wysokim stanem - typu mom, czy podarte spodnie albo elementy ze zwierzęcym printem typu panterka czy zebra.

Kto jest dla pani mistrzem projektowania?
Ja akurat jestem raczej tradycjonalistką w tym względzie. Dla mnie największymi projektantami zawsze będą: Dior i Armani, a także turecki projektant Zuhair Murad. Tworzy naprawdę przepiękne suknie wizytowe, a jego kompozycje są dla mnie wzorem.

Gdyby pani w takiej przezroczystej sukni Murada wyszła z domu, ludzie w Płazie chyba przecieraliby oczy ze zdumienia.
Nie, no oczywiście, to nie są rzeczy, które nosi się na spacer. Pod tym względem chyba tylko w większych miastach nie robiłyby wrażenia. Ale ja lubię nosić sukienki, kostiumy, więc jeśli chodzi o niektóre z moich projektów, na pewno nie miałabym oporów, żeby w nich od czasu do czasu gdzieś wyjść.

Stroje zaprojektowane przez panią mają zwykle jakiś element ozdobny: duży kwiat z aksamitu, wstawkę z cekinami. Większość jest z ciężkich materiałów w ciemnych barwach. Co panią inspirowało do takich projektów?
Włochy, Wenecja, głębokie intensywne barwy. Podoba mi się ten klimat.

Nad każdym ze strojów musiała pani trochę popracować.
Wszystko zajęło mi wiele miesięcy. Projekty, formy, samo szycie. Nie jest to łatwe, bo chodzi nie tylko o dobór materiałów, ale także dodatków. W końcu w tych ośmiu strojach, na wybiegu, miały chodzić prawdziwe modelki. Większość z nich jest bardzo szczupła, a rozmiar buta to 39.

Musiała pani kupić dla modelek osiem par butów?
Tak, ale nie było to takie obciążające finansowo, jakby się wydawało. Zdając sobie sprawę z tego, że ja sama takich butów raczej nie założę, zdecydowałam się na zakupy używanych lecz niepowtarzalnych egzemplarzy przez Vinted. Niektóre osoby na moim roku kupowały buty w sieciówkach, ale to okazało się o wiele droższe.

Jednym słowem, taki pokaz to droga impreza.
Ale mogę się już pochwalić pierwszą kolekcją i za jakiś czas, gdy pokazów będzie więcej, być może uda się nawiązać kontakt z bardziej znaną marką i projektować dla nich. Na razie chcę się na tym skoncentrować, a być może za jakiś czas uda mi się wyjechać do Włoch. Chciałabym tam pracować i tam się jeszcze uczyć. To jest moje marzenie.

ramka
Roksana Głowacka (l. 23.) pochodzi z Płazy, skończyła II Liceum Ogólnokształcące w Chrzanowie, a także Szkołę Artystycznego Projektowania Ubioru (SAPU) w Krakowie. W wolnych chwilach uwielbia czytać kryminały Agathy Christie.

Archiwum Przełomu nr 15/2023