Fiacikiem objechali Stany Zjednoczone - przelom.pl
Zamknij

Fiacikiem objechali Stany Zjednoczone

12:44, 06.12.2015
Skomentuj Kamil Knapczyk z Natalią Dudziak i znajomą blogerką TheKretka1 na Florydzie Fot. Z archiwum Kamila Knapczyka Kamil Knapczyk z Natalią Dudziak i znajomą blogerką TheKretka1 na Florydzie Fot. Z archiwum Kamila Knapczyka

Przechodnie przecierali oczy ze zdumienia, widząc malucha pędzącego amerykańskimi ulicami. Łapali się za głowę, gdy przemierzał pustynne zakątki Teksasu. Miejscowe media relacjonowały trasę ich podróży. Kamil Knapczyk z Chrzanowa z Natalią Dudziak z Przeciszowa przejechali małym fiatem niemal całe Stany Zjednoczone.

Kilka miesięcy temu postanowili wyruszyć w podróż i zrealizować projekt "Maluchem dookoła USA". Wzięli udział w akcji Polak Potrafi. Wyznaczyli sobie 60 punktów wyprawy, m.in. Nowy Jork, Waszyngton, Las Vegas, Wielki Kanion czy Pustynię Nevada. Dokumentowali podróż przez media społecznościowe. Wsparli ich kierowcy rajdowi: Michał Kościuszko i Wojciech Chuchała. Dopingowały setki Polaków mieszkających w USA. W 54 dni samochodem, zwanym pieszczotliwie Julianem, pokonali 17 tysięcy kilometrów.

Czekali trzy tygodnie
Kamil Knapczyk: Początek był trudny. Zanim wyruszyliśmy, spakowaliśmy auto w kontener i wysłaliśmy promem do Stanów. Sądziliśmy, że będzie na nas czekało, gdy samolotem tam dotrzemy. Ale wynikły jakieś kłopoty. Musieliśmy na nie czekać prawie trzy tygodnie. A tyle czasu w Nowym Jorku dla zwykłego zjadacza chleba to niełatwa sprawa. Na szczęście spotkaliśmy człowieka, który pozwolił nam u siebie mieszkać przez ten okres.

Natalia Dudziak: Nie było łatwo, ale dzięki temu poznaliśmy dobrze jedno z najsłynniejszych miast.

KK: Mieszkaliśmy na Bronksie. Tam mógłbym nawet dłużej żyć, ale centrum Nowego Jorku to masakra. Ludzie totalnie wyalienowani, zabiegani, a wszędzie wokół smród z milionów restauracji, barów. No i koszty. Zwykle stołowaliśmy się w sieciówkach, gdzie za dolara można było się dobrze najeść.

ND: Czym może ująć NY? Widokiem z wieży, jaka powstała na miejscu dwóch budynków World Trade Center. Ta nowa WTC 1 - gigantyczny i nowoczesny obiekt z multimedialnymi windami. Jest też coś, o czym niewielu nawet wie - podwieszany tramwaj. Przypomina trochę kolejkę górską i wozi ludzi ze wschodniej części miasta aż na wyspy.

Podbił Amerykę
KK: Opóźnienie czasowe sprawiło, że musieliśmy nieco zmodyfikować plany i odpuścić część trasy. Zdecydowaliśmy się ominąć Meksyk, nie dotarliśmy też do Kanady. Obawialiśmy się również trochę, czy maluch podoła. Nieraz co dzień pokonywaliśmy po 500 km. Raz jednym ciągiem przejechaliśmy nawet 780 km.

ND: Fiacik był naszym domem w sytuacjach, gdy nie mieliśmy gdzie spać. A spaliśmy zwykle u Polaków mieszkających na naszej trasie, którzy słysząc o nas, zapraszali do siebie. Śledzili fanpage na facebooku On the Road Again i dopingowali. Ale bywało, że nocowaliśmy w aucie. Mieliśmy śpiwory, namiot, kuchenkę, małą lodówkę. Julian sprawdził się w różnych sytuacjach. Chyba tak, jak dla każdej kobiety największym utrudnieniem był brak normalnej codziennej toalety. No i ponad dwa miesiące praktycznie bez makijażu - to dopiero wyzwanie! Kąpaliśmy się na stacjach albo u ludzi.

KK: Za to Julian podbił Amerykę. Wszyscy odwracali wzrok od ferrari i biegli, żeby zrobić sobie fotkę z naszym autem. Non stop poznawaliśmy ciekawych ludzi, zaczepiali nas i pytali o samochód. Był nawet w tamtejszej telewizji! Padł w Kalifornii, tuż przed Los Angeles, przed domem znajomego. Ale udało się go zreanimować. Śmiało mogę powiedzieć, że na naprawianiu małych fiatów już się znam.

Z pająkami wielkości dłoni
KK: Z Nowego Jorku dotarliśmy do Filadelfii, zaliczyliśmy Waszyngton, a stamtąd pojechaliśmy nad ocean. Zdarzało się, że ludzie myśleli, że podróżujemy zabawką. Jakoś nie mogli uwierzyć, że taki samochód to klasyk polskich dróg. Byliśmy na Florydzie i Przylądku Canaveral. Potem Miami.

ND: No i Kalifornia. Piękny Nowy Orlean. Potem Teksas. Tam wszystko jest największe! Nie do końca jednak wygląda jak typowy Dziki Zachód. Małe miasteczka oddalone o 100 km, gdzie nie ma ani żywej duszy. Za to są żółwie i pająki wielkości dłoni.

KK: Ruszyliśmy w kierunku Parku White Sand. Przez pustynię. Mieliśmy do pokonania w linii prostej 90 mil. Jedziemy, a tu z jednej strony tablice z napisem: "Uwaga czołgi", z drugiej "Uwaga manewry". Uff, dotarliśmy do jakiejś budki, a facet mówi, że to tajna baza wojskowa i mamy wracać.

ND: Życie ułatwiła nam karta Annual Pass, uprawniająca do bezpłatnego wejścia do każdego parku w Stanach. Kupiliśmy ją za 80 dolarów tuż po przyjeździe i sporo dzięki temu zaoszczędziliśmy, bo każda wizyta w którymkolwiek z parków to koszt 20-30 dolarów. A wiele ich widzieliśmy. Yellowstone czy Zion to bajka.

Warto było...
ND: W Arizonie byliśmy na cmentarzysku wojskowych samolotów.

KK: Natomiast na cmentarzysku pasażerskich jakimś cudem chyba znaleźliśmy się na pasie startowym. Jumbo Jet właśnie lądował. Leciał tuż nad nami! Było przeżycie. Ale trasa czekała. Chciałem zobaczyć Salvation Mountain z miasteczkiem hipsterskim. Tamtejszą Górę Nadziei wybudował sam jeden człowiek, farbując jej zbocza na różne kolory. Totalny odjazd.

ND: Kiedy dojechaliśmy do Kaliforni, samochód miał usterkę. Czekało nas siedem dni postoju. Poznaliśmy Witka Kusiora, Polaka, który okazał się prawdziwym przyjacielem. Pożyczył swój samochód na czas, gdy Julian był w serwisie.

KK: Żałuję, że fiacik nie mógł zobaczyć wtedy tego, co my...

ND: Hollywood, Beverly Hills, Las Vegas. Jeździliśmy ulicami przy których mieszkają same gwiazdy.

KK: Vegas to szalone miejsce, gdzie wrócę na pewno. Niewiarygodne, że impreza trwa tam na okrągło. Dzień w dzień. Wszędzie można wejść w klapkach Kubota, więc zaliczyliśmy też kasyno.

ND: Ale poznaliśmy też Polkę - Annę Zboron. Pokazała nam stare Vegas - Downtown. Warto było.

Nic, tylko wracać!
KK: Zatoka Hoovera, a potem rozczarowanie Rout 66. Zwyczajna droga. Wielki Kanion i rezerwat Indian, gdzie są tak piękne wodospady, że trudno uwierzyć. Dolina Śmierci, dolina Krzemowa. Julian zaczął się psuć. Polacy jednak pomogli.

ND: Kiedy przejeżdżaliśmy przez Sequoia National Park czuliśmy się jak w Kingsajzie.

KK: Wróciliśmy do Chicago. Polacy zorganizowali specjalnie dla nas powitanie i zlot polskich zabytkowych samochodów. Spotkaliśmy mnóstwo osób pochodzących z Chrzanowa, Libiąża i okolic. Czekali na nas! Spędziliśmy tam tydzień. Spotkałem się z tatą, mieszkającym obecnie w USA. Nawiązałem kontakt z ludźmi. Doszedłem do wniosku, że w naszej części świata już nic więcej nowego nie mogę zobaczyć. Tam natomiast mam wiele do obejrzenia. 8 września wracam do USA. Julian został w Chicago, przy domu polonijnym. Czeka.

ND: Stany zawsze będą mi się teraz kojarzyć ze słońcem i szerokim uśmiechem ludzi. Wrażenia z amerykańskiej wyprawy są niesamowite! Nic tylko wracać!

 

(Ewa Solak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu przelom.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%