Z ARCHIWUM TYGODNIKA "PRZEŁOM". Po jednej stronie ulicy - hotel. Po drugiej - leżące wieżowce. Kto mieszka w Krystynowie, wie o co chodzi. Żadne to wieżowce, a hotel nawet na miano hostelu nie zasługuje. To dwa dość trudne miejsca do życia w Trzebini, przy ulicy Tysiąclecia. Różnie je nazywają - slumsy, baraki. Zdaje się, że czas tu się zatrzymał. Ale też - toczy się tu życie. Choć mało zmienia się od dekad.
Czesław, 70-latek, emeryt, mieszka w barakach od 37 lat. Pod tym adresem ma chyba najdłuższy staż spośród mieszkańców.- Dziś jest tu już dość spokojnie - mówi nieco zaspany, bo pukając do drzwi o godzinie 11.00, obudziłam go.
Jeszcze spał. Życie upływa mu teraz w Krystynowie dość leniwie i powoli. Nie to, co w latach 80. czy 90.
Oj, wtedy to tu się działo! Nie tylko imprezy, czy wręcz libacje. Dochodziło do bójek, pobić, co rusz przyjeżdżali mundurowi. Ale Czesław dawał radę. Był wysportowany, namiętnie ćwiczył wtedy w siłowni na Zbyszku. Bali się go, więc zdarzało się, że to on, a nie policja, robił tu porządek. Dziś ma 7 krzyżyków na karku. Ustatkował się, ożenił. Inne czasy. Czy chciałby się stąd wynieść? A po co. Przecież tu mu dobrze. Nie widzi potrzeby, by zmieniać adres.
Za to Barbara chciałaby stąd uciec. Mieszka z synem w sąsiednim baraku, tym piętrowym, o którym mówią - gorszy. Bo mieszkania są bez toalet. Gdy rozmawiamy, syn czeka właśnie na zdalne lekcje przy komputerze, opatulony śpiworem, bo w mieszkaniu jest trochę chłodno.
- Niech pani zobaczy, gdzie mamy ubikacje. Trzeba przejść kilkadziesiąt metrów korytarzem, by się załatwić - narzeka.
Otwiera kluczem jedne z rzędu drzwi. W tym ciasnym pomieszczeniu ledwo mieści się ubikacja. Ledwo mieszczą się jakieś pudła na półce.
Idziemy na piętro. Pani sprzątająca z trudem usiłuje zmywać beton. Tu nie ma ani płytek, ani nawet linoleum. Umyta podłoga wygląda praktycznie tak samo, jak przed myciem. Ale to nie największy problem.
Jedna z kobiet zaznacza dosadnie: mamy tu szczury. Pełno ich w piwnicy.
- Czasem wyjdzie któryś i chodzi po poręczy - potwierdza Barbara.
Marian mieszka w barakach od 28 lat. Z konkubiną - Ewą. Nie narzeka. Co by zmienił? Budynki przydałoby się ocieplić, ale gmina się do tego nie kwapi.
- Czekamy na to 15 lat - mówi.
No i gdyby podłączyć się udało do gminnej kotłowni z drugiej strony ulicy. Nie trzeba by było palić węglem i wdychać smogu, bo wiadomo, że co niektórzy wrzucają do pieca co popadnie.
Szanse na to są jednak nikłe. W magistracie słyszymy, że gmina, z uwagi na brak możliwości technicznych, nie planuje podłączenia budynku do sieci gazowej.
Jedyna pociecha, że w tym baraku jest przynajmniej trochę lepiej, bo spokojniej. O 22.00 lokatorzy zamykają klatkę schodową, by po korytarzu nie włóczyli się nieproszeni goście.
Sąsiad Mariana - Roman, też zapewnia, że w sumie nie ma powodów do narzekań. Mieszka z żoną i dzieckiem. Ale mimo tego stara się o przydział mieszkania od gminy w innej części miasta. Dlaczego?
- Wie pani, baraki to jednak baraki - kwituje.
Jego sąsiadce, Anecie, młodej matce, przeszkadza też trochę bałagan wokół. Za budynkiem zaśmiecony teren zniechęca do spacerów. Na szczęście przy mieszkaniu ma własny ogródek, gdzie jej trzylatek może się pobawić. To zaledwie kilka metrów kwadratowych, ale trampolina się zmieściła.
- Dla mnie, mojego partnera i dziecka, wystarczy - mówi.
Anecie z baraków może zazdrościć Kasia. Mieszka po drugiej stronie ulicy Tysiąclecia - w dawnym pracowniczym hotelu po upadłym zakładzie. Z zewnątrz mogłoby się wydawać, że budynek jest w lepszym stanie niż baraki. Nic bardziej mylnego. Wystarczy tylko wejść do środka. Już przy drzwiach wita wchodzących graffiti - biała gwiazda. Widać, mieszkają tu kibice Wisły. To tylko preludium do tego, co czeka wewnątrz. W głębi pobazgrany każdy metr kwadratowy ścian. Ale chyba gorszy jest ten zapach przy schodach. A raczej - smród. Moczu.
- Gdy popiją, to nawet do ubikacji nie chce im się iść. Sikają, gdzie popadnie - opowiada.
Na ścianach roi się od wulgaryzmów. Tynk sypie się w niektórych miejscach.
- Niech pani spojrzy na te napisy - a dzieci to widzą. Wstydzę się tu zaprosić rodzinę - mówi Kasia.
W tym roku lokatorów dotknęła kolejna plaga - pluskwy. Kasia musiała wyrzucić wersalki. Mieszka tu 5 lat wraz z synem na dwudziestu paru metrach kwadratowych. Chłopak ma kilkanaście lat, czyli jest w tzw. trudnym wieku. Martwi się o niego, bo libacje i bójki są na porządku dziennym. Strach czasem przejść klatką schodową.
- Tu nie są warunki do życia, po nocach wieczne libacje. Ostatnio musiałam schodzić po syna na dół, by mógł spokojnie wrócić do domu, bo tak tłukli się na schodach - opowiada Kasia.
Chciałaby wynieść się gdzieś w inne miejsce gminy, ale szanse są nikłe. Nie przysługuje jej większy metraż, bo mieszka tylko z synem. Kasia pracuje, nie tak jak wielu innych lokatorów, którzy utrzymują się z zasiłków pomocy społecznej. Ale pensję przynosi do domu niewielką. Na wynajem mieszkania jej nie stać. Koło się zamyka.
Imiona niektórych bohaterów reportażu zostały zmienione na ich życzenie.
Po ostatniej interwencji burmistrz Trzebini Jarosław Okoczuk polecił przegląd w budynku. Nie potwierdziło się, że insekty rozmnażają się w pustostanach, co zarzuca część lokatorów bloku przy ul. Tysiąclecia 72. Zabezpieczono też szachty piwniczne przed wrzucaniem odpadów (m.in. butelek po alkoholu i puszek po piwie). Stwierdzono porzucenie w piwnicach znacznych ilości prywatnych śmieci. Blok jest regularnie sprzątany. Na bieżąco wykonywane są również prace konserwacyjno-naprawcze. Od stycznia do marca 2021 roku na naprawy w bloku przy ul. Tysiąclecia 72 wydano blisko 7,4 tys. zł. W ramach tej kwoty zlecono m.in. udrożnienie pionu kanalizacji, wymieniono fragment nieszczelnej instalacji, naprawiono oświetlenie w piwnicach, zabezpieczono właz dachowy, wymieniono uszkodzony po raz kolejny zamek w drzwiach wejściowych, wymieniono uszkodzone włączniki światła, naprawiono lampy, a także schody. W 2020 roku na prace konserwacyjno-naprawcze wydano ponad 23,4 tys. zł. Niektóre prace były konieczne z powodu celowej dewastacji, m.in. wymieniono zdewastowane włączniki oświetlenia, naprawiono lampy, zabezpieczono zdewastowane drzwi do lokalu usługowego, posprzątano zgromadzone w kotłowni śmieci, zabezpieczono zdewastowaną studzienkę kanalizacyjną, zabezpieczono okna.
Archiwum Przełomu nr 18/2021
24.04.2025
WIELOLETNIE doświadczenie, kompleksowe wykonanie i...
22.04.2025
DREWNO opałowe, kominkowe, zrębki, Tel. 572-632-99...
22.04.2025
WYCINKA drzew, zrębkowanie, mulczowanie, Tel. 572-...
0 0
Wprost wierzyć się nie chce, że obok nas egzystują ludzie w tak trudnych warunkach mieszkaniowych. Z jednej strony jacyś niezaradni życiowo, z drugiej, doskonale znający swoje prawa, świetnie zorientowani w tym, jakie środki wsparcia im się należą i w jaki sposób je pozyskać. I życie dalej monotonnie się toczy. Niedostatek usprawiedliwia wiele, jednak nie niechęć o dbałość otoczenia, dewastację, nadmierne spożywanie alkoholu, wieczorne burdy. Środki pomocowe wyraźnie zniechęcają do jakiejkolwiek działalności na rzecz poprawy warunków. A przecież woda w wiadrze, ścierka, czy miotła niewiele kosztują, ochoty jednak brakuje. Po co się trudzić, przecież się należy.
0 0
A nad czym się tu użalać? Mieszkają tam ludzie, którzy nie opłacali czynszu i innych opłat z różnych powodów. Jednym nie chciało się pracować, inni nie mieli czasu na pracę, bo woleli alkohol. Każdy jest kowalem swojego losu, żyć w Polsce się da normalnie, ale trzeba na to życie pracować.
0 0
poprawienie warunków socjalno-bytowych tym mieszkańcom, nie pozostanie uwiecznieniem jego kadencyji.. realizacja kretyńskiego, drogiego w wykonaniu i utrzymaniu a nieefektywnego społecznie budynku na działce po aholdzie - centrum dialogu - kogo z kim?!? - bo nie władzy z mieszkańcami. niech ten chłop stanie przed lustrem i sam się podnieca swoim odbiciem! satysfakcja gwarantowana!
0 0
Maka - też tak myślałem. Pluję sobie w brodę, jak komentowałem, że rozwijana trawa zostanie zniszczona, parking "wyniesiony"... to jest okres, nie kilkunastu, bo nawet kilkudziesięciu lat.. i ponad 50 % tej społeczności, to normalni zaangażowani pracownicy, rodzice, ludzie którzy MUSZĄ tam mieszkać! bo gmina nie wyłoży pieniędzy na budowę nowego bloku socjalnegoo, boo, "zerojebliwy" inwestuje w "pomniki architektoniczne"! nie mówiąc o nowej inwestycji drogowej pod dyktando. czy aby nie ma przebiegać po terenach grożących zapadnięciem?!?
0 0
Normalny zaangażowany pracownik idzie do banku i bierze kredyt na swoje mieszkanie (może nie dziś, bo mamy co mamy po bandyckiej działalności glapińskiego, ale była szansa na to przez ostatnie ponad 10 lat a i wcześniej też), tak jak miliony Polaków. Czasy, gdzie należały się mieszkania za darmo dawno minęły.
0 0
Normalny zaangażowany pracowniku! Nie słuchaj Makariusza I nie idź do banku po żaden kredyt, bo to jest jedna wielka pułapka. A niech ci się coś wydarzy i co dalej?!! A co do mieszkańców owego miejsca: No cóż, jaki los takie życie...
0 0
Dokładnie! Nie ma nic gorszego niż kredyt (zwłaszcza taki z 5 zerami). A tym bardziej w obecnych czasach kiedy nic już nie jest pewne.
Lepiej powoli po trochu ściubać, a jak Cię nie stać na swoje to chociaż coś wynajmij, a jak nie masz pieniążków to pracuj więcej, wystarczy chcieć, na wynajem na pewno będzie. Tylko za GOTÓWKĘ, broń Boże nie na kredyt jak chcesz długo pożyć w zdrowiu. Szkoda tylko że opanowała nasz kraj moda "dawania", bo wtedy "biorca" który regularnie dostaje nie ma żadnej motywacji by samemu coś z(a)robić.
0 0
Oczywiście, że to nic dobrego, pożyczysz 200 klocków, oddasz 400sta, bo to chciwe bankowe gnidy muszą zarobić, ale jak rodzice startu nie zapewnią, to młody nie ma wyjścia i musi iść po kredyt. Wynajem dziś mieszkania to odstępne w okolicach tysiąca, do tego opłaty i mamy dwa tysiące. To jest rata kredytu, przy którym od razu pracujesz na siebie a nie na kogoś, kto to mieszkanie wynajmuje i na nim zarabia. Każdy zrobi jak uważa. Mieszkania są, ale nie dla normalnych, zaangażowanych pracowników, bo ci przekraczają wszelkie kryteria zarobkowe i im się nie należy. Socjal należy się właśnie takim jak tutaj opisano, np na tym "hotelu" czy trzebińskiej "kamienicy". Tak to wygląda. Ja to kiedyś, dawno temu sam przerabiałem, gdzie uczciwie pracując nie mogłem starać się o mieszkanie, bo zarobki mi przekroczyły i wszędzie miałem odmowę. Kupiłem mieszkanie na kredyt, dawno go spłaciłem, dziś mam dom z ogromnym ogrodem i lasem. Wg mnie tak wygląda definicja zaangażowanego pracownika, który ma ambicje i wie czego chce. Jeżeli ktoś liczy, że całe życie będzie wynajmował, to taki człowiek nie ma przyszłości i niczego nie zostawi swoim potomkom. Ambicje, praca, praca, ambicje.
0 0
Sumując, idziesz do banku i płacisz na swoje, idziesz na wynajem płacisz na kogoś a ty Polaku dalej nic nie masz. Nie wyobrażam sobie też życia na wynajmie na dłuższą metę. Jak można planować rodzinę, dzieci itd nie mając własnego lokum? Wynajem dziś jest, za rok może nie być, bo właściciel odmówi przedłużenia umowy, szukać dalej? I tak ciągle? A lata lecą. Kiedyś życie było prostsze, na mieszkanie czekało się kilka lat, ale ludzie dostawali przydział a dziś mieszkania są, ale nie dla "zaangażowanych pracowników", którzy żyją uczciwie, pracują i płacą podatki. Oczywiście nie teraz, co napisałem w pierwszym poście, bo bandyta glapiński podniósł kosztu kredytu do wartości, na które już dziś niewielu stać. Dziś młody ma przekichane jednym słowem, ale wynajem niczego nie zmienia, bo każdy człowiek zasługuje na poczucie bezpieczeństwa i spokój psychiczny i powinien mieć swoje lokum.
0 0
Czyli generalnie wszystko się sprowadza do wyboru mniejszego zła. Dla jednego będzie to najem i "robienie na kogoś" a dla innego wzięcie dopakowanego kredytu na parę dekad. 95% obecnych młodych ludzi po prostu nie stać na to by to przeskoczyć w jakikolwiek sposób.
0 0
Obecnie mało kogo stać na kredyt niestety, ale jeszcze rok temu rata takiego kredytu, np 300 tysięcy zamykała się w okolicach 1200zł, gdzie ok 600zł to był kapitał i ok 600zł odsetki. Popyt był bardzo duży, bo jak pisałem, jak rodzice nie zapewnią przyszłości, to młody staje przed dylematem, pracować na kogoś i nic z tego nie mieć (najem) czy pracować na kogoś i coś z tego mieć (banki). Każdy dokonuje własnych wyborów. Ja kilka lat wynajmowałem mieszkanie, płaciłem odstępne 300zł, to były inne czasy, SLD chyba wtedy rządziło i stwierdziłem, że nie będę płacić takich pieniędzy, skoro wezmę kredyt i raty zapłacę 600zł, ale te pieniądze pójdą na moją własność. Wziąłem na 25 lat, spłaciłem po 9ciu. Ja nie straciłem, bo wartość tego mieszkania za te lata wzrosła o 100%, sprzedałem je za drugie tyle. Tak to wszystko działa. Sam jestem przeciwnikiem banków, bolą mnie te bandyckie, chciwe odsetki i system ich naliczania, gdzie kredyt masz np 2k PLN miesięcznie z czego kapitału jest tylko 500zł, ale takie mamy życie, jak nikt nie da, to albo idziesz na ustępstwa, zaciskasz zęby, albo wynajmujesz i nadal nic nie masz.