Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Samotny wilk z bluesowym zacięciem

13.07.2022 15:00 | 0 komentarzy | 4 481 odsłony | Marek Oratowski

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Dariusz Drążkiewicz, zapalony muzyk bluesowy i motocyklista. Pochodzi z Chrzanowa, za żoną zawędrował jednak do Częstochowy. O tym, co słychać w jego rodzinnych stronach, dowiaduje się z „Przełomu".

0
Samotny wilk z bluesowym zacięciem
Dariusz Drążkiewicz wolne chwile wykorzystuje na jazdę na motocyklu
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Marek Oratowski: Kiedy pan po raz pierwszy wsiadł na motocykl?
Dariusz Drążkiewicz: W szóstej klasie szkoły podstawowej. Chodziłem do SP nr 3 w Chrzanowie. To był skuter, w którym w lewej ręce były jednocześnie sprzęgło i manetka zmiany biegów. Do jazdy namówił mnie kolega. Tak na poważnie zacząłem jeździć, jak zrobiłem prawo jazdy na motocykl. Miałem wtedy 20 lat. Tata kupił mi choppera, który bardzo dobrze nadawał się na krótsze trasy. Po drodze jeszcze był motorower Romet z silnikiem Javy. Często jeździłem nim z Kroczymiechu przez las na Groble. Przez pewien czas podróżowałem na motorze z żoną. Gdy jednak na świat przyszedł nasz syn, wspólne przejażdżki się skończyły. Sam miałem sześć lat przerwy, bo pracowałem w tym czasie w Niemczech przy wycenach obiektów wysokościowych.

Gdy pan już wrócił za kierownicę, gdzie pan zwykle jeździł?
- Były to głównie weekendowe wycieczki. Na jednodniowe idealna jest Jura Krakowsko-Częstochowska. Jednak najbardziej ciągnie mnie w góry. Objechałem Beskidy i Tatry, także od słowackiej strony. Jako uczeń I LO w Chrzanowie byłem członkiem szkolnego koła Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Co tydzień mieliśmy jakąś górską wycieczkę.

Motocykliści mają często opinię kierowców panoszących się na szosie. Niektórzy mówią wręcz o was „dawcy organów". Jak pan traktuje takie oceny?
- Jestem typem spokojnego motocyklisty-turysty. Mój motocykl ma pojemność 900 cm sześc., jest więc czym przycisnąć. Jednak nie warto. Adrenaliny można szukać, ale nie na drodze. To samo tyczy się kierowców samochodów. Może motocykliści są bardziej „medialni", bo gdy któryś się rozbije, to wszyscy o tym piszą i mówią. Mnie wielkie prędkości nie rajcują.

Pan jeździ solo, czy w grupie?
- Jeżdżę sam, bo jestem typowym introwertykiem. Jazdę na motocyklu traktuję jako okazję do totalnego resetu. Podczas jazdy można sobie w głowie bardzo dużo poukładać. Przeanalizować przynajmniej ostatni tydzień, a czasem sięgnąć bardziej wstecz. A przy okazji mogę sporo pozwiedzać. Lubię sobie na przykład wjechać na rynek do jakiegoś małego miasteczka, w spokoju wypić kawę i obserwować otaczający świat. Albo wejść na wieżę widokową, jak w Krynicy Górskiej.

Planuje pan w tym roku przejechać na motocyklu dookoła Polskę. Skąd taki pomysł?
- Chcę wypromować turystykę motocyklową po kraju. Zwłaszcza w kontekście pandemii ograniczającej możliwość wyjazdów zagranicznych. Bo mamy wszystko: góry, morze, jeziora, doliny. Czeka mnie prawie cztery tysiące kilometrów. Zaczynam w sobotę, 17 lipca, czyli w swoje urodziny, w okolicach Jastrzębia Zdroju. Obiorę kierunek na wschód, czyli przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Planuję trzymać się jak najbliżej granicy.

Gdzie będą noclegi?
- Myślałem o hotelach, ale trochę zmieniłem plany. Najtaniej byłoby poruszać się z namiotem. Jednak chciałbym spać w miejscach przyjaznych motocyklistom. Zwykle prowadzą je przedstawiciele naszego środowiska. Wiadomo, że w górach lub Bieszczadach takich miejsc jest więcej, a na ścianie wschodniej i zachodniej są jeszcze białe plamy. Jednak gdy zdradziłem swoje zamierzenia, kilku motocyklistów rozsianych po całej Polsce zaprosiło mnie do siebie, gdy tylko będę koło nich przejeżdżał. Powiedzieli, że nie powinienem się spodziewać luksusów. Jednak znajdzie się dla mnie prysznic, coś do jedzenia i picia, wygodne łóżko.

Jak długo pan planuje być w trasie?
- Dwa tygodnie. Średnio czeka mnie więc około 300 kilometrów dziennie. Jeden dzień odpoczynku. Mam patronat jednego z portali motocyklowych, dla którego zrobię relację z trasy. Mam za sobą pracę w mediach. Podczas studiów pracowałem w rozgłośniach radiowych i telewizji.

Drugą pana pasją jest muzyka.
- Działam w Polskim Stowarzyszeniu Jazzu Tradycyjnego. W Częstochowie co roku organizujemy bardzo znany, międzynarodowy festiwal Hot Jazz Spring. Jestem po chrzanowskiej szkole muzycznej I stopnia, gdzie nauczyłem się grać na saksofonie w klasie Eugeniusza Krawczyka. Gram też na organach Hammonda.

Trochę zapomniany, ale bardzo charakterystyczny instrument.
- Tak. Gram w częstochowskim zespole Forsal. Jesteśmy dość znani w środowisku bluesowym, bo wykonujemy blues-rocka. Gościliśmy już na największych i najważniejszych festiwalach bluesowych w całej Polsce, ale także w Czechach i na Słowacji. Właśnie przygotowujemy drugą płytę. Z tym graniem na scenie było podobnie jak z motocyklem. Miałem ośmioletnią przerwę. I tak się złożyło, że mój przyjaciel Jakub Konieczko - lider zespołu Forsal - spytał, czy bym u nich nie spróbował. W tamtym czasie ich pianista odchodził ze składu. Nie wiedziałem, czy sobie poradzę po tak długim czasie, kiedy nawet nie dotykałem instrumentu. Dostałem pół roku. „Gdy nie dorównasz do naszego poziomu, to się po prostu pożegnamy" - usłyszałem. To było prawie cztery lata temu. Na szczęście dałem radę.

Często pan bywa w Chrzanowie?
- Poza Chrzanowem mieszkam 15 lat, ale wszędzie podkreślam, że pochodzę z tego miasta. Bywam w Chrzanowie u rodziców. Ostatnio trochę rzadziej. Proszę zawsze tatę, by odkładał mi „Przełomy". Podczas wizyty robię sobie szybką prasówkę. Czytam też regularnie portal przelom.pl, także wiadomości sportowe, bo kibicuję piłkarzom ręcznym MTS-u i nożnym Fabloku. Mam sentyment do miejsc, w których dawniej bywałem i gdzie się wychowałem. Dwa lata temu wszedłem do liceum Staszica i chciałem pogadać z jakimiś starymi nauczycielami. Nie udało się. Zapomniałem, że minęło od matury 20 lat i większość z nich już jest na emeryturze.


CV
Dariusz Drążkiewicz
ma 37 lat. Urodził się w Krakowie, ale dzieciństwo i młodość spędził w Chrzanowie. Jest absolwentem SP nr 3
i I LO. Studiował fizykę komputerową na Politechnice Częstochowskiej. Pracuje w firmie budowlanej. Mieszka w Częstochowie, skąd pochodzi jego żona Agnieszka. Mają dwoje dzieci:
10-letniego Ireneusza (gra w piłkę nożną w Skrze Częstochowa) i 7-letnią Lilianę.

Archiwum Przełomu nr 19/2021