Wyrok dla Andrzeja Poczobuta to przykład bezsilności świata wobec reżimów i tego, jaką cenę można zapłacić za wolność słowa.
Poczobuta poznałam wiele lat temu przy okazji konkursu dziennikarskiego SGL Local Press. Oceniał w kategorii dziennikarstwo śledcze. To jego specjalność. Potem spotkaliśmy się w Mińsku, pracując wspólnie w jury konkursu dla tamtejszych niezależnych mediów lokalnych. Skupiony, zaangażowany, małomówny, wrażliwy człowiek. Bardzo bliski wydawcom polskich gazet lokalnych.
A polskie gazety lokalne od lat 90. angażują się w pomoc białoruskim kolegom. "Przełom", podobnie jak kilka innych lokalnych wydawnictw, wielokrotnie gościł w redakcji na stażach białoruskich kolegów. Ostatni raz spora ich grupa była w Trzebini tuż przed wybuchem pandemii.
Od ostatnich wyborów prezydenckich wiele się na Białorusi zmieniło. Na gorsze. Niezależnych mediów właściwie już tam nie ma. Wielu dziennikarzy i działaczy organizacji pozarządowych związanych z mediami albo siedzi w więzieniach, albo opuściło kraj. Są obecni głównie w mediach społecznościowych.
Andrzej Poczobut dużo pisał o rzeczach niewygodnych dla białoruskiej władzy. Na Białorusi za to płaci się wolnością. Nie pierwszy zresztą raz znalazł się w więzieniu. Mógł wybrać wolność w Polsce, na Litwie, wszędzie. Został na Białorusi, bo po prostu wierzy, że Białoruś będzie kiedyś demokratycznym krajem.
Sądzony był w rodzinnym Grodnie. W liście do żony, jeszcze przed wyrokiem, napisał: "Nie martw się. Wszystko w porządku. Pozdrów wszystkich, którzy o mnie nie zapomnieli, kto mnie wspomina, kto się za mnie modli i się o mnie martwi, przeżywa mój los. Jak mnie wożą na rozprawy, to sobie myślę, że jestem teraz blisko domu. Jakieś 700-800 m. Dawno tak blisko nie byłem. Dziwnie się z tym czuję. Przyzwyczaiłem się, że jest daleko..." .
Napisałam o Poczobucie po to, aby przypomnieć, że w Polsce wciąż możemy pisać i czytać o wszystkim. To jest wartość, która na Białorusi jest marzeniem, a za odwagę płaci się tam ośmioma latami kolonii karnej w zaostrzonym rygorze. Doceniajmy wolność słowa.
*Andrzej Poczobut, polsko-białoruski dziennikarz, działacz polonijny i wolnościowy z Grodna. Skazany na 8 lat pozbawienia wolności w zaostrzonym rygorze.
**Według Reporterów bez Granic, reżim w Mińsku przetrzymuje ponad 30 dziennikarzy, m.in. czekającego na proces Pawła Mażejkę. Więźniów politycznych jest ok. 1,5 tys. Białoruskie władze sugerują, że mogłyby ich wypuścić, gdyby zniesiono unijne sankcje. Tych zaś przybywa po zgodzie Łukaszenki na to, by z terenu Białorusi wojska Putina zaatakowały Ukrainę. Andrzej Poczobut, skazany właśnie na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, apeluje jednak, by nie znosić sankcji. - Andrzej wytrzyma, Łukaszenka nie - napisał jego przyjaciel, dziennikarz GW Bartosz T. Wieliński.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu przelom.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
24.04.2025
WIELOLETNIE doświadczenie, kompleksowe wykonanie i...
22.04.2025
DREWNO opałowe, kominkowe, zrębki, Tel. 572-632-99...
22.04.2025
WYCINKA drzew, zrębkowanie, mulczowanie, Tel. 572-...
Nowa książka o Helenie Kmieć z Libiąża
Dokładnie wiedziała na co się pisze.
dede
08:16, 2025-05-13
88 lat temu na Grunwaldzkiej w Chrzanowie
Pisząc dzisiaj o szarości i biedzie w czasach PRL, warto unikać dokonywania manipulacji polegajacej na porównywaniu poziomu życia "wtedy" (lata 60/70) z tym poziomem dziś. Warto natomiast porównać z poziomem życia w innych krajach. Wystarczy nieco poczytać czy pooglądać zdjęcia i filmy z Francji, Włoch czy Hiszpanii. Tylko nie porównywać polskiej wiochy z Paryżem, a porównać ją z wiochą w Masywie Centralnym, Pirenejach czy na włoskim południu. Rażących różnic nie widać, a dzielnice willowe u nas też się budowały. Oczywiście łatwiej wrzucić zdjęcie pustej półki sklepowej zastawionej butelkami z octem, zrobione w czasach najgłębszego kryzysu. Ja tam pamiętam te półki jako tako zapełnione z towarami, w tym takimi, na wiele których nie było nas w domu stać. Na szkolnych apelach (było coś takiego - lata 60-te) kierownik szkoły nie raz wymachiwał bułką z szynką przyniesioną przez sprzątaczkę ze śmietnika, wygłaszając okolicznościowe przemówienie w stylu; "wasi rodzice ciężko pracują, a wy ....". Po co więc ta ideologiczna przesada w prawie każdym tekście o tamtych latach? Prawdą jest, że nie było komórek, netu, komputerów i paru innych rzeczy, tylko że gdzie indziej też ich nie było.
stary zgred
07:57, 2025-05-13
Nowa książka o Helenie Kmieć z Libiąża
Panie Oratowski i reszta! Szybkie szkolenie z edytorstwa konieczne!!
Złoty pył.
23:13, 2025-05-12
88 lat temu na Grunwaldzkiej w Chrzanowie
Przypomnę że od 1945 r do 1989 czyli w tym szarym komunistycznym kraju bez ,, radości" I dobrobytu jak tutaj Przełom pisze przybyło nas około 15 milionów ludzi. Od 1989 w zachodnim dobrobycie hehe nie przybywa nic a nawet ubywa nam ludności. Więc przestańcie prać młodym mózgi jak to było źle. Lata 70 były naprawdę na wysokim poziomie jak na tamte czasy i to w każdej dziedzinie. Do tej pory nie rozkradli tego co wtedy powstało
Ogień
22:11, 2025-05-12
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz