Z ARCHIWUM TYGODNIKA "PRZEŁOM". Z jednej strony jest stres i lęk przed nieznanym. Z drugiej - euforia z poznawania jaskiń i kolejnych szczytów. Wtedy buzuje adrenalina. To uczucie doskonale zna Joanna Brzezińska z Dubia, założycielka i prezeska Klubu Wspinaczkowego Trawers Krzeszowice, z zawodu policjantka.
Marek Oratowski: Zaczęła się pani wspinać, bo?Gdzie pani wyszła do tej pory?
- Chodzę po górach, ale i jaskiniach. Razem z koleżankami zdobyłam najwyższy szczyt Hiszpanii Teide (3718 m n.p.m). To wulkan na Teneryfie. Na górę prowadzi bardzo przyjemna droga. To bardziej trekking niż jakieś trudne wspinanie.
Najwyżej jak dotąd weszłam Granią Lwa ma Matterhorn (4478 m n.p.m) w Alpach. Dwa lata temu zdobyłam go w lecie razem z kolegą Marcinem Majcherczykiem. Okazało się wtedy, że dobrze znoszę większą wysokość. Marcin planował w tym roku zdobycie najwyższego szczytu Austrii - Grossglocknera (3798 m. n.p.m), ale na przeszkodzie stanęły ograniczenia związane z epidemią. Najtrudniejsza droga, jaką pokonałam, to Sprężyna, poprowadzona po wschodniej ścianie Mnicha, charakterystycznego szczytu w Tatrach. Kolega, z którym zdobywałam ścianę, nagrał nasze wejście. Od początku mojej przygody z górami bardzo lubię Dolinę Kobylańską. Tych jaskiń też trochę się uzbierało. Niektóre zrobiły na mnie duże wrażenie.
Które?
- Na przykład Jaskinia Mała w Tatrach. Zeszłam tam najgłębiej. Jest w niej wielka Sala Fakro. Na końcu było sto metrów wolnego zjazdu, bez kontaktu ze ścianą. Niesamowite uczucie. Czułam, jak rolka, na której zjeżdżam, się rozgrzewa. Piękna jest też jurajska jaskinia w naszych Racławicach w gminie Krzeszowice.
Jakie są blaski i cienie takiej pasji?
- Bardzo lubię kontakt z naturą, przestrzeń, powietrze i dalekie horyzonty. Wtedy czuję, że jestem wolna. Jest jednak jakaś cena takich wypraw. Na przykład w jaskiniach nie ma światła ani dostępu do telefonu. Oczywiście, gdy robię trudną drogę, pojawia się stres i lęk przed ewentualnym upadkiem. Do tego dochodzi na przykład zimno. Gdy zamarzają ręce, po prostu czuję się niekomfortowo. Jednak to, co się zobaczy, wynagradza wszystko.
Przeżyła pani jakieś niebezpieczne sytuacje?
- Dwa razy wspinałam się w Tatrach przy wietrze wiejącym ok. 100 km/h. Prognozy pokazywały, że będzie korzystna pogoda. Tymczasem na szczycie drogi, którą robiliśmy na Granatach - fragmencie Orlej Perci - musieliśmy przejść, w tych bardzo trudnych warunkach, by bezpiecznie zejść szlakiem do schroniska. Tymczasem deszcz i wiatr sprawiły, że ten odcinek pokonywaliśmy bardzo długo. Każdy podmuch mógł nas stamtąd zdmuchnąć.
Kto jest pani autorytetem w górach?
- Ludwik Wilczyński. Znam go osobiście, szkolił mnie, i kilka osób z naszego klubu z zakresu turystyki zimowej. Ludwik to doskonały wspinacz z pięknymi i trudnymi przejściami, autor dróg tatrzańskich, Człowiek z fajnym usposobieniem i świetnymi historiami życiowymi.
Czy pani wspinaczkowe hobby pomaga w pracy policjantki?
- Tak. Choć nigdy nie przypuszczałam, że będę pracowała w policji. Skończyłam wychowanie fizyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim i chciałam uczyć dzieci. Jednak trudno było znaleźć zatrudnienie w wyuczonym zawodzie. Wtedy pojawiła się możliwość założenia munduru. Liczę, że gdy trzeba się będzie wykazać siłą lub szybkością, kolega lub koleżanka z patrolu będą mogli na mnie liczyć. Idealnie byłoby, gdyby wszyscy policjanci byli wysportowani. Wytrzymałość i kondycja przydają się w tym zawodzie, bo uczestniczymy na przykład w poszukiwaniach zaginionych osób, przeczesując teren. Nieważne, czy jest dzień, czy noc. Służba 12-godzinna często robi się 18-godzinną. To tak, jak w górach, kiedy pierwotne założenia dotyczące czasu przejścia często się nie sprawdzają.
Pani "dzieckiem" jest Klub Wspinaczkowy Trawers Krzeszowice.
- Założyłam klub pięć lat temu i jestem jego prezesem. Mamy około 70 członków, przy czym 20 to ludzie bardzo aktywni. Wszyscy się wspinamy, ale mamy w naszych szeregach osoby uprawiające także bieganie i nordic walking. W tym czasie organizowaliśmy spotkania z dziećmi i młodzieżą, popularyzujące wiedzę o lokalnych jaskiniach i kopalniach. Podczas wakacji odbywa się bieg EkoRacławka na dystansie 6 kilometrów. Dolina Racławki jest do tego idealnym miejscem. Kolejną naszą sztandarową imprezą jest piknik wspinaczkowy przy skałach w Dubiu. Po zmroku są podświetlone, więc niekiedy wspinamy się tam także w nocy. W ubiegłym roku, mimo pandemii, zarówno bieg, jak i piknik się odbyły.
Jakie macie plany na ten rok?
- Oczywiście chcemy zorganizować obie te imprezy. Bieg po raz trzeci i piąty piknik. Podjęliśmy też decyzję o wybudowaniu parku linowego nad skałą w Dubiu. Chcemy go otworzyć 1 maja. Dostępne tam będą dwie trasy. Nasi członkowie będą czuwać nad bezpieczeństwem i pomagać korzystającym. Do terminu zakończenia prac zostało nam tylko półtora miesiąca. Kupiliśmy liny i drewno. Działka jest gotowa pod inwestycję.
Rozumiem, że park linowy ma być formą popularyzacji wspinaczki w gminie Krzeszowice.
- Tak. To promocja aktywności na powietrzu, a przy okazji naszej gminy. Bardzo dobrze nam się współpracuje z burmistrzem i Urzędem Miejskim w Krzeszowicach. Świetnie dogaduję się też z sołtysem Dubia, gdzie trzy lata temu przeprowadziłam się z Krzeszowic. Jest tam rzeka, są skały, miejsce do grillowania, alejki spacerowe, geo-ogródek i plenerowa siłownia. Nasza Dolina Pstrąga to super miejsce. Zapraszam.
Archiwum Przełomu nr 11/2021
24.04.2025
WIELOLETNIE doświadczenie, kompleksowe wykonanie i...
22.04.2025
DREWNO opałowe, kominkowe, zrębki, Tel. 572-632-99...
22.04.2025
WYCINKA drzew, zrębkowanie, mulczowanie, Tel. 572-...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz