Nie masz konta? Zarejestruj się

Przełom Online

Banda pięciu na dzień dobry

05.01.2021 14:00 | 0 komentarzy | 7 467 odsłon | Marek Oratowski
Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Joanna Kawa z Chrzanowa prowadzi hodowlę psów „Dream of Coffee FCI". Jest właścicielką dwóch rzadko spotykanych w Polsce ras. Na wystawy jeździ z chińskimi grzywaczami i nagim psem meksykańskim, z którym w Anglii wygrała w tej rasie największą tego typu imprezę na świecie.
0
Banda pięciu na dzień dobry
Joanna Kawa ze swoimi pupilami
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Marek Oratowski: Odkąd towarzyszą pani zwierzęta?
Joanna Kawa: Od dzieciństwa. Dziadek miał psa i działkę, na której trzymał różne zwierzęta. Gdy byłam mała, w naszym domu była suczka. Potem rodzice kupili pierwszego rasowego psa - jamnika. Kocham też konie, ale wypadek wyeliminował mnie z czynnego uprawiania jeździectwa. Skończyłam Akademię Rolniczą w Krakowie na kierunku hodowla i biologia zwierząt. Moja praca też jest związana ze zwierzętami. W Chrzanowie i Czechowicach-Dziedzicach prowadzę sklepy zoologiczne.

Rasy psów, które pani hoduje, są dość egzotyczne i mało znane.
- Zawsze lubiłam inność. Dawno temu oglądałam amerykańską komedię. Jedna z bohaterek spacerowała z wyjątkowo nieurodziwym chińskim grzywaczem. Pomyślałam: jak kiedyś kupię sobie psa, to właśnie takiego brzydkiego...

Czym charakteryzuje się ta rasa?
- Ojczyzną grzywaczy są Chiny. Na wystawach po raz pierwszy pojawiły się w USA. W Polsce są od ponad 30 lat. Nie znam innej hodowli grzywaczy w powiecie chrzanowskim. Spotykałam jednak w naszej okolicy pojedyncze osobniki, niekoniecznie rodowodowe. To psy ozdobne. Są dwie odmiany - naga i owłosiona. U odmiany nagiej okrywa włosowa występuje na głowie, łapkach i ogonie. Owłosione są w całości obrośnięte. Goli im się kufę i krawat. Ja mam jedną owłosioną i dwie nagie suczki oraz nagiego pieska. Karmię moje psy suchą karmą, mięsem z dodatkiem warzyw i owoców. Jeśli chodzi o jedzenie, nie ma z nimi większych problemów. Grzywacze to małe, wesołe pieski na dłuższych łapkach. Bardzo przywiązują się szczególnie do jednego właściciela.

Rasowe pieski mają zwykle długie nazwy. Jak je pani woła?
- Najdłuższą ma moja trzyletnia suczka. To Attibassi Dream of Coffee z przydomkiem Roingold FCI. Po domowemu nazywa się po prostu „Basia".

Często pani wyprowadza pieski?
- Trzy razy dziennie. Jeden spacer jest dłuższy, minimum godzinny. Moje psy nie są typowymi kanapowcami, które nic nie robią. Dla wspólnej zabawy pokonujemy tor przeszkód oraz uczestniczymy w różnych szkoleniach. Podczas dłuższych wycieczek nie męczą się, są żywiołowe i ruchliwe. Jeżdżę z nimi w towarzystwie innych znajomych w góry, na przykład w Beskid Żywiecki. Nieraz pokonujemy 20 kilometrów. W pobliżu bloku chodzą na smyczy, ale najlepiej czują się, biegając luzem. Zresztą chodzenie z pięcioma psami na smyczy nie jest na dłuższą metę przyjemne ani dla nich, ani dla mnie.

W bloku pieski chyba trochę się męczą.
- Z takim stwierdzeniem często się spotykam. Mam jednak porównanie, bo część moich psów pamięta jeszcze, gdy mieszkaliśmy w domu z ogrodem. Wtedy też wychodziłam z nimi normalnie na spacery. Ludziom się wydaje, że gdy wypuszczą psa na podwórko, to on sam się wybiega. A pies potrzebuje dodatkowych bodźców. Pozostawiony na ogrodzie się nudzi. Nawet przy bloku zmieniam alejki i kierunki. Jeżdżę z nimi w różne miejsca: do lasu w Kroczymiechu czy Wygiełzowie lub dalej, na Pustynię Błędowską i okolice podkrakowskich Liszek. Pies wybiegany jest szczęśliwy. Niezależnie, czy mieszka w bloku, czy w domu prywatnym. I tak trzy czwarte doby przesypia.

Jak pani rozpieszcza swoje pieski?
- Nie ukrywam, że wszystkie z nami śpią. To znaczy grzywacze i nagi pies meksykański, który zajmuje trochę więcej miejsca. Wchodzą na wszystkie fotele i kanapy. Mimo to nie pamiętam żadnych zniszczeń w domu, nawet gdy były szczeniakami. Wszystkie szybko nauczyły się czystości.

Wspomniała pani o nagim psie meksykańskim. Czym różni się od grzywaczy oprócz wielkości?
- Moja suczka w ubiegłym roku została bezpośrednio sprowadzona z Meksyku. To wciąż dużo mniej popularna rasa od chińskich grzywaczy. Nagi meksykańczyk jest prymitywną i jedną z najstarszych na świecie ras. Jest psem stróżującym, nieufnym w stosunku do obcych, ale nie agresywnym i bardzo rodzinnym. Występuje w dwóch odmianach - nagiej i owłosionej oraz trzech rozmiarach - mini, średni i standardowy. Mam największą wersję - ma 59 centymetrów wzrostu i 25 kilogramów wagi. Meksykańczyk jest jeszcze większym żarłokiem od grzywaczy. Je dużo i nie wybrzydza.

Uczestniczy pani ze swoimi pupilami w wystawach krajowych i międzynarodowych.
- Należę do Związku Kynologicznego w Polsce. Jeżdżę z moimi psami bardzo dużo. Nieraz nawet co tydzień. Bardzo lubię wystawy. Byłam m.in. w Czechach, na Słowacji, Ukrainie, Litwie i Węgrzech, w Rumunii oraz Niemczech. Ponadto na wielu wystawach w Polsce. Moje psy mają na koncie wiele zwycięstw i tytułów, jak zwycięzca Europy weteranów`18, zwycięzca Polski`17, interchampiony, championy i młodzieżowe championy wielu krajów. W tym roku w marcu wzięłam udział w odbywającej się w Anglii największej na świecie i prestiżowej wystawie psów rasowych Crufts. Uczestniczyło prawie 20 tysięcy psów z 48 państw. Tyle co zdążyliśmy wrócić i w związku z epidemią zamknięto granicę. By móc tam pojechać, trzeba najpierw zdobyć nominację na specjalnej wystawie międzynarodowej. Z nagim psem meksykańskim w Anglii wygrałam rasę i mogliśmy się zaprezentować na ringu honorowym. Wystawa była transmitowana w tamtejszej publicznej telewizji. Musieliśmy się ustawić i biegać z psami na ringu w odpowiedni sposób. Dzięki Zazil znalazłam się wśród śmietanki hodowców i profesjonalnych prezenterów psów z całego świata.

Wygranie takiej wystawy wiąże się z jakimiś nagrodami?
- To przede wszystkim wielki prestiż i radość. Nie ma tam nagród rzeczowych. Nagroda pieniężna była raczej symboliczna, bo 25 funtów. Przywiozłam też pamiątkową rozetę dla zwycięzców. Podróżowaliśmy do Anglii z mężem i córką samochodem, bo przelot z psem wiąże się z wieloma wymogami. Trochę tych trofeów w domu już się zebrało. Największy puchar ma 60 centymetrów wysokości.

Jak przygotowuje się psa do pokazania w świetle kamer?
- Po pierwsze pies musi ładnie wyglądać. W przypadku chińskiego grzywacza każdy wystawca chciałby pokazać takiego, który ma łyse ciało, piękne pompony i zarośniętą głowę. Pieska trzeba wykąpać i ogolić oraz wyczesać. Oczywiście musi także umieć stać w odpowiedniej pozycji oraz poruszać się po ringu, gdzie jest oceniany przez sędziów. Ćwiczyłam ze szczeniakami na osiedlowym boisku oraz po trawniku. Dorosłe pieski są już nauczone, jak trzeba się zachować. Wyjazd na wystawę jest dla nich dużą radością, bo wiedzą, że przy okazji zjedzą wiele przysmaków. Nawet gdy pies przegra, zawsze go chwalę, biję mu brawo i go głaszczę. Bo wystawa ma przynieść przede wszystkim radość mnie i jemu z pięknej prezencji.

Epidemia zaburzyła harmonogram wystaw.
- W Polsce w tym roku może nie być już żadnych wystaw. Zagraniczne już się zaczynają. Słowacy i Czesi zaplanowali pierwsze imprezy. Na Węgrzech został podany nowy harmonogram, więc może w sierpniu tam pojadę.

Czym jest dla pani posiadanie czworonogów?
- Dla mnie jest to odskocznia od codziennych problemów. Po pracy nie mam czasu na rozmyślanie, co było. Muszę to wszystko zostawić za drzwiami, bo już na dzień dobry wita mnie „banda pięciu", którzy chcą natychmiast jeść i wyjść na podwórko oraz oczekują, że się nimi zajmę. Kocham to zajęcie. Niektórzy sąsiedzi mnie pytają, jak mi się chce je wyprowadzać, skoro pada deszcz. Gdybym nie miała psów, w życiu nie wyszłabym na zewnątrz przy padającym deszczu, bo i po co? A z psami ubieram gumowce, biorę parasol i idę na przykład nad zalew Chechło. Raczej nie mam myśli w rodzaju, że gdyby nie psy, mogłabym dłużej rano poleżeć w łóżku. Zresztą tylko na zagranicznych wczasach psów nie ma z nami. Nigdy męża ani córki nie chciałam obarczać jakąś dodatkową pomocą. To moje hobby i wybór. Siłą rzeczy bliscy są jakoś zaangażowani, bo na przykład opiekują się pozostałymi pieskami, gdy jestem sama na wystawie z którymś z nich, za co jestem im ogromnie wdzięczna.

Archiwum Przełomu nr 26/2020