Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

Borne Sulinowo - zachwyca przyrodą, kusi historią

31.10.2019 12:50 | 0 komentarzy | 5 902 odsłon | Agnieszka Filipowicz

Zachodniopomorskie miasteczko Borne Sulinowo, zatopione wśród lasów i jezior, wabi turystów nie tylko przyrodą, ale także pogmatwaną historią, w której swe ślady zapisały dwa XX-wieczne totalitaryzmy - niemiecki i radziecki. Zwabiło też rodzinę z Chrzanowa. Na stałe.

0
Borne Sulinowo - zachwyca przyrodą, kusi historią
Czołg T-34 stojący na postumencie przy alei Niepodległości w Bornem Sulinowie przypomina o burzliwej przeszłości miasta
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W niewielkim miasteczku w powiecie szczecineckim, malowniczo położonym nad jeziorem Pile, mieszka dziś ok. 5 tysięcy osób. Miejscowość pojawiła się na polskiej mapie dopiero 26 lat temu. W czasach komunizmu Sowieci wymazali z niej to miejsce na kilkadziesiąt lat, przejmując poniemiecką bazę wojskową wraz z poligonem i wyłączając teren spod polskiej administracji.
Andrzej Juszczyński, dziś mieszkaniec Bornego Sulinowa, w czasach PRL-u mieszkał w pobliskim Liszkowie, wsi oddalonej od Bornego Sulinowa zaledwie o kilka kilometrów. Dobrze pamięta czasy, gdy w Polsce sklepowe półki świeciły pustką a benzyna była towarem luksusowym. Mieszkańcy Liszkowa nie odczuwali tych braków. Wystarczyło pohandlować wódką i bimbrem z Sowietami. W zamian mieli benzyny i innych deficytowych wówczas towarów pod dostatkiem.
- Do dziś pamiętam smak rosyjskich konserw mięsnych. Teraz takich już się nie da nigdzie kupić - wspomina z rozrzewnieniem.

 

Hitlerowska baza
O powstaniu bazy wojskowej nad jeziorem Pile zadecydowały władze nazistowskie. Ziemie te przed wojną należały do III Rzeszy. W latach 30. przesiedlono mieszkańców maleńkiej wsi Linde i założono garnizon Gross Born. W jego oficjalnym otwarciu uczestniczył sam Adolf Hitler. W Gross Born stacjonował gen. Heinz Guderian. Kończył tu ostatnie przygotowania do agresji na Polskę. Na poligonie z żołnierzami Afrika Korps ćwiczył gen. Erwin Rommel. Właśnie z niemieckiego okresu pochodzi legenda o podziemnym mieście. Miało on obejmować cały kompleks skrzętnie ukrytych bunkrów i hal mieszczących się pod ziemią. Niektórzy twierdzą też, że miasto było połączone podziemnymi tunelami z umocnieniami pobliskiego Wału Pomorskiego, co w momencie wkraczania na te tereny Armii Czerwonej pozwoliło na szybką ewakuację Niemców na zachód. Do tej pory nie udało się jednak jednoznacznie stwierdzić, czy podziemny kompleks faktycznie istniał, czy też jest on tylko wymysłem ludzkiej wyobraźni.

Najbardziej charakterystycznym punktem na radzieckim cmentarzu
w Bornem Sulinowie jest grób ze słynną pepeszą

 

Sowiecka pepesza
Po wojnie władzę nad miasteczkiem przejęli Rosjanie, zmieniając jego nazwę na Borne Sulinowo. To za ich czasów pojawiły się słynne bloki „leningrady", zbudowane z wielkiej płyty.
Jedną z pamiątek pozostałych po Rosjanach, niejako symbolem ich epoki, jest pomnik na cmentarzu żołnierzy radzieckich przy wjeździe do miasta: dłoń z pepeszą wymierzoną w niebo. Jego historię opowiadali pionierzy ziemi szczecineckiej. 16 października 1945 roku w pobliskich Krągach (wieś gminy Borne Sulinowo), do których do dzisiaj dojeżdża się poniemiecką drogą, zbudowaną z betonowych płyt, miało miejsce wydarzenie bez precedensu w relacjach między Armią Czerwoną i Wojskiem Polskim. Wydarzenie, które władze komunistycznej Polski usilnie chciały zatuszować.
Tego dnia pijany oficer sowiecki uznał, że we wsi Krągi mieszkają „germańcy", a nie repatrianci polscy. Krasonarmiejcy zaatakowali bezbronną ludność wioski. Młody uciekinier z wioski zaalarmował pobliski polski pułk piechoty. Doszło do krwawej bitwy. Na drugi dzień przybył sam sowiecki Marszałek Polski Konstanty Rokossowski. Żołnierzy polskich przeniósł do rezerwy, a sowieckich z Bornego wysłał do Azji. Natomiast po radzieckim watażce, Iwanie Poddubnym, pozostał w Bornem grób z pomnikiem pepeszy.

Wody jeziora Pile skrywają tajemniczy, podwodny las, będący celem wypraw płetwonurków

 

Klimat minionej epoki
Nie sposób zwiedzić Bornego Sulinowa, nie odczuwając śladów minionej epoki. Choćby idąc nad jezioro Pile, uznane w zeszłorocznym rankingu „National Geographic" za jedno z najpiękniejszych dziesięciu jezior Polski. Pod jego taflą kryje się „zatopiony las", który powstał na skutek zalania części jeziornej wyspy. Niektórzy twierdzą, że wskutek wybuchu materiałów pozostawionych przez stacjonujące tam wojsko radzieckie. Okoliczności ewentualnej eksplozji pozostają zagadką.
Zwiedzając ładniejszą część miasta, gdzie mieszczą się pensjonaty i  poniemieckie koszarowce, spośród drzew wyłania się dawny dom oficera. Ten zrujnowany dziś, zabytkowy obiekt w kształcie podkowy, z dwoma dziedzińcami wewnątrz i tarasem od strony jeziora, lata świetności ma dawno za sobą.
Powstał w latach 30. jako kasyno, a w okresie radzieckim pełnił funkcję centrum kulturalnego miasta. Było tu: kino, teatr, restauracja, sala koncertowa, dyskoteka, siedziba lokalnej telewizji, transmitującej m.in. programy z Moskwy. Na oficjalnych uroczystościach i akademiach w murach budynku gościli głównodowodzący armii Układu Warszawskiego.
Po odzyskaniu miasta przez polskie władze obiekt trafił w prywatne ręce. Podupadł wskutek pożaru. Od kilku lat właściciel usiłuje go sprzedać, zachwalając w internecie atuty zabytku: „nieruchomość cechuje historyczny klimat, można ją zagospodarować na piękny hotelik z salami bankietowymi, cudną restaurację z widokiem i zejściem do jeziora Pile".
Klimat minionej epoki można też poczuć, odwiedzając restaurację „Sasza". Dawna kantyna dla oficerów niemieckich, a za czasów radzieckich stołówka dla wyższych oficerów i delegacji wojskowych, przebywających w sztabie dywizji, dziś prowadzona jest przez małżeństwo - Saszę i Wierę Pivenów. W czasach radzieckich mieszkali w garnizonie przez kilka lat. Wiera była nauczycielką, a Sasza wojskowym fotografem. Po opuszczeniu Bornego Sulinowa przez wojska radzieckie w 1992 roku wyjechali do rodzinnego Donbasu. Ale wkrótce wrócili do Polski. Otworzyli restaurację i sklep z rosyjskimi specjałami - chałwą, piwem, przyprawami. W restauracji nie serwują wielu potraw. Karta jest krótka, zresztą - i tak najczęściej goście zamawiają soliankę (popularną w Rosji i na Ukrainie słono-kwaśną zupę) i pielmieni (rodzaj znanych w Rosji pierogów z farszem z mięsa).

Więcej zieleni i mniej ludzi
W Bornem Sulinowie po nadaniu mu praw miejskich w 1993 roku zamieszkali ludzie z pobliskich wiosek, ale także sporo napływowych osób z różnych zakątków Polski: Łodzi, Wrocławia, Warszawy, Śląska i Małopolski.
Po przejściu na górniczą emeryturę do Bornego Sulinowa postanowił wyjechać też Roman Pabis z Chrzanowa, wraz z żoną Joanną.
Co skłoniło ich do wyjazdu na Pomorze Zachodnie?
- Więcej zieleni, mniej ludzi, czystsze powietrze - wylicza Joanna.
Roman, zapalony wędkarz, docenia walory jeziora Pile i chwali okoliczne lasy, w których roi się od grzybów. Pabisowie mieszkają w Bornem Sulinowie już ponad trzy lata. Nie żałują decyzji, choć - jak żartują - wciąż nie mogą przywyknąć, że tu chodzi się nie na targ, ale na ryneczek, i nie wychodzi się na pole, lecz na dwór.
Chwalą czystość w miasteczku, o którą bardzo dbają miejscowe władze. Nawet zimą, gdy miasto pustoszeje, ulice sprzątane są niemal każdego dnia.
Doceniają również spokój tego miejsca, choć raz do roku bywa tu bardzo głośno. W sierpniu w Bornym Sulinowie organizowany jest zlot pojazdów militarnych. Podczas trzydniowej imprezy małe miasteczko przeżywa prawdziwy szturm miłośników militariów i wojskowości z kraju i z zagranicy. Słychać strzały na poligonie, warkot latających helikopterów, a wieczorami koncerty i dyskoteki.
- Na szczęście po trzech dniach wszystko wraca do normy i znowu mamy spokój - mówi Joanna.
Odwiedzającym ich znajomym miasteczko również się podoba. O przeprowadzce na Pomorze Zachodnie zaczyna myśleć też ich syn, obecnie mieszkający w Krakowie.

 

Przełom nr 27/2019