ANDRZEJ GRABOWSKI. Chłopak z Alwerni - przelom.pl
Zamknij

ANDRZEJ GRABOWSKI. Chłopak z Alwerni

11:11, 18.05.2017
Skomentuj

W dzieciństwie chciał być zakonnikiem - bernardynem, jednym z tych, których widywał na co dzień w swoim miasteczku. Został aktorem. Trochę przez przypadek, trochę z wyrachowania. Na pewno nie z miłości do teatru.

Zagrał dziesiątki nagrodzonych ról teatralnych, ale to nie one - ani nawet nie genialna kreacja w "Bożej podszewce" - lecz rola Ferdynanda Kiepskiego w polsatowskim serialu przyniosła mu popularność oraz ciekawe propozycje. Teraz regularnie oglądamy go w roli jurora telewizyjnego show "Taniec z gwiazdami".

Andrzej Grabowski gościł niedawno w Alwerni. Wspominał, dowcipkował, tłumaczył się ze swoich długich nieobecności w rodzinnych stronach.

Alwernia...
Andrzej Grabowski: Alwernia to jest pojedynczy egzemplarz. W latach 50. i 60. liczyła z 500 dusz. I wtedy rzeczywiście wszystko było tam pojedyncze: jedna dyrektorka banku, jedna kierowniczka szkoły, jedna aptekarka, jeden szewc, fryzjer, dentysta... I Alwernia też jest jedna. Nie ma drugiej miejscowości w Polsce o takiej nazwie.

Ale nie ma tam już miejsc mojego dzieciństwa. Bardzo się zmieniły albo zupełnie inaczej je postrzegam. Na przykład dęby koło kapliczki... Gdy byłem dzieckiem, wydawały mi się najgrubszymi drzewami na świecie. Grubszymi od tych baobabów z książki do geografii. A jak teraz na nie patrzę, to wydają mi się dużo cieńsze niż 60 lat temu.

Nie ma też atmosfery tamtej Alwerni. Mojego mieszkania w Rynku na pierwszym piętrze też... Po spaleniu się klasztoru udostępniłem je księżom zakonnikom. Teraz zamieszkała w nim córka Wiktora (brata Andrzeja Grabowskiego). To już nie jest dom z czasów, gdy tam żyliśmy, gdy mama tam mieszkała. Nie ma zapachu mojego mieszkania, mojej rodziny, i - co tu dużo gadać - nie ma też zapachu mojej Alwerni.

Nie twierdzę, że to źle. Tylko tyle, że wszystko się zmieniło. Mam coraz mniej powodów, żeby tu przyjeżdżać. Od 12-14 lat mieszkam w Warszawie. Bywam tutaj, gdy gram "Chorego z urojenia" w Teatrze Słowackiego albo "Spowiedź chuligana" w Teatrze STU.

Liceum...
Stare liceum w Chrzanowie zacząłem w 1965 roku. Miałem 13 lat. Mniej od pozostałych, bo do szkoły poszedłem w wieku 6 lat. Maturę zdawałem w 1969 r.

Ciężko było. Trzeba było wstać 5.15, zjeść jakieś śniadanie i iść - zima nie zima, jesień nie jesień - do Regulic, na dworzec kolejowy. Przyjeżdżałem o 7.15 i godzinę czekałem na lekcje. Wpół do pierwszej kończyłem je i do wpół do trzeciej czekałem na pociąg do Regulic. Do domu wracałem o czwartej. Zimą nie oglądałem Alwerni za dnia. W nocy wychodziłem i wieczorem wracałem.

Poza tym - z Alwerni byłem tylko ja jeden, w klasie liczącej 52 osoby. I na dodatek najmłodszy. W pierwszych latach trochę odsuwano mnie od towarzystwa. Niemiło wspominam tę ósmą klasę, początek dziewiątej. Potem już wszedłem w grupę.

Gdy chodziłem do jedenastej klasy, Marek Grechuta święcił tryumfy. I śpiewał te wszystkie swoje "grechutki", jak wtedy się o nich mówiło. Wiem, że trudno w to uwierzyć teraz, ale ja byłem bardzo do niego podobny. Dziewczyny z liceum, wiedząc przecież o tym, że ja - to ja, brały ode mnie autografy.

Czasem zdarza mi się wjechać do Chrzanowa, gdy jadę z Warszawy do Krakowa. Przejeżdżam wtedy obok liceum... Potem przez Bolęcin, Regulice, Alwernię...

Szkoła teatralna...
Do szkoły teatralnej nie zdawałem ze względu na jakąś ogromną miłość do sztuki. Przyznaję się do tego bez bicia. Moje wyobrażenie o aktorstwie było takie, że gdy ojciec (Bolesław Grabowski - prowadził w Alwerni teatr amatorski) zaproponował mi rolę chłopca bez ręki, to ja się na to nie zgodziłem. Byłem przekonany, że mi tę rękę utną.
To Mikołaj (starszy brat Andrzeja Grabowskiego, aktor, reżyser teatralny, pedagog) był taki, że rzeczywiście ten zawód kochał. Należał do kółka teatralnego w Wadowicach, recytował, grywał role.
Aktorem zostałem dzięki niemu. Nie, żeby mnie jakoś szczególnie do tego namawiał, czy żebym ja jakoś nadzwyczajnie podziwiał to, że jest w szkole teatralnej.

Kilka razy pojechałem do niego na wagary, do Krakowa. W tej szkole poznałem jego kolegów - Mańka Dziędziela, Jurka Trelę, dziewczyny bardzo piękne... No i przedmioty nauczane w tej szkole wydały mi się fantastyczne: wymowa, recytacja wierszy, proza, scenki... A nie matematyka, fizyka, chemia. Pomyślałem więc, że tam będzie ładnie i przyjemnie. Postanowiłem zdawać.

Aktorstwo...
W Polsce jest kilka tysięcy aktorów. A spróbujcie wymienić tych, których znacie. Będzie ich 30-40. Reszta to aktorzy, którzy nie mają etatów w teatrach i proszą się o jeden dzień w serialu, żeby coś zarobić. Boże... Moi znajomi - naprawdę dobrzy aktorzy - wyjeżdżają o trzeciej w nocy do Torunia, aby o 8 rano zagrać w sali gimnastycznej skrót jakiegoś dramatu, a o 11 zagrać to w Bydgoszczy. Wieczorem wracają do domu i dostają za to na przykład 300, może 400 złotych.

Mam dwie córki - aktorki. Ani jedna, ani druga nie jest na etacie. Mimo że Kaśka bardzo dużo gra w teatrze w Łodzi, teraz w serialu "M jak miłość", Zuzia w Teatrze Kwadrat i Teatrze 6. piętro. miała też rolę w ostatnim "Pitbullu". Ja mam firmę, to je zatrudniłem, żeby były ubezpieczone. Niektórym się wydaje, że Grabowski załatwi im etat. Nic nie załatwi, bo takich Grabowskich jest cała fura. Nie ma o czym mówić.

Kino objazdowe...
Miałem może 10 lat. Do Alwerni, do świetlicy, przyjechało kino objazdowe. Wyświetlali film "Rzymskie wakacje" z Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem. Jego fabuła toczy się w Rzymie. Siedziałem w pierwszym rzędzie i wpatrywałem się w prześcieradło, na którym wyświetlano ten film. Zapamiętałem scenę koło zamku św. Anioła - olbrzymiej, monumentalnej budowli przy Tybrze, w pobliżu mostu Aniołów. Na rzece stała barka, a na tej barce była jakaś potańcówka. Śpiewali włoskie piosenki, tańczyli. Było tam tak pięknie... Patrzyłem na tę scenę i tak pomyślałem: Boże, nigdy tam nie będę. To był może 1962 albo 1963 rok, żelazna kurtyna. To tak, jakbym teraz marzył, że za kilka lat zamieszkam na Marsie. Nie miałem do nikogo o to pretensji. Po prostu taki był czas i już.

Po kilkudziesięciu latach znalazłem się dokładnie w tym samym miejscu. Był 1998 rok. Grałem jedną z głównych ról w filmie włoskim "La Ballata dei Lavavetri". Kręcąc ostatnią scenę, podjechaliśmy dokładnie pod zamek św. Anioła, koło mostu Aniołów, w to samo miejsce, gdzie przed laty, w świetlicy, patrzyłem na Audrey Hepburn i Gregory Pecka, i tak im zazdrościłem, że oni tam są. Tak mocno byłem przekonany, że nigdy mnie tam nie będzie...

Andrzej Grabowski (65 lat) - aktor teatralny, filmowy, kabaretowy; wokalista. Absolwent I LO w Chrzanowie i Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Związany m.in. z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie a także z krakowskim Teatrem STU. Poza rolami filmowymi ma też na koncie wiele ról w Teatrze Telewizji. Od marca 2014 roku jest jurorem show "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami". Otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Gminy Alwernia, a rada powiatu przyznała mu tytuł Zasłużony dla powiatu chrzanowskiego.

Przełom nr 18 (1293) 10 V 2017

 

(Grażyna Kaim)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

markxmarkx

0 0

Ferdek Kiepski .......

05:20, 26.06.2017
Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu przelom.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%