To była prawdziwa łapanka. Telefony i nagabywanie: "Startuj! Nastał czas kobiet". Albo: "Startuj! Potrzebujemy ludzi z energią i pomysłami jak ty". Albo: "Startuj! Jesteś świetnie zorganizowana! Pogodzisz pracę, dom i samorząd".
Takie telefony odbierało sporo aktywnych kobiet, gdy komitety wyborcze tworzyły listy przed wyborami samorządowymi. Czy to oznaczało, że lokalni politycy nagle tak docenili działaczki kultury, społeczniczki, specjalistki w swym fachu? Wcale nie. Chodziło o spełnienie wymogu parytetu na listach wyborczych. Dlatego owi "łowczy", układający listy, nie szczędzili komplementów. Mieli też usta pełne frazesów i sloganów takich o równości, znaczeniu kobiet w życiu społecznym, samorządowym. Musieli chwytać się wielu argumentów, bo przecież statystyki nie zachęcały kobiet do startu w wyborach. W minionej kadencji samorządu na blisko dwa i pół tysiąca gmin w Polsce kobiety rządziły w niespełna trzystu. Oznacza to, że zajmowały 12 proc. najwyższych stanowisk samorządowych. Ostatnie wybory, przy tylko niewielkim wzroście, nie dokonały w tej dziedzinie rewolucji.
Jak zwykle - rzeczywistość zaskrzeczała. Spójrzmy na lokalne podwórko, a dokładniej - na międzygminne związki komunalne, tworzone przez trzy gminy powiatu chrzanowskiego. W 21-osobowych radach miejskich tych gmin kobiety zyskały swoją znaczącą reprezentację. Chrzanów ma 8 kobiet radnych, Libiąż - tyle samo, a Trzebinia - aż 11, czyli pań jest więcej niż panów w radzie. Jak to się przełożyło na rozdanie stołków w tworzonych przez 3 gminy związkach komunalnych? Mowa o około 20 funkcjach łącznie w tych dwóch gremiach związkowych. Ano nijak.
Wszystkie związkowe synekury zgarnęli panowie. Ustalenia w tej sprawie zapadły oczywiście w gronie ludzi obecnie trzymających władzę. O ile w zeszłej kadencji trzy panie zdołały wejść w skład zgromadzeń związków: komunikacyjnego i gospodarki komunalnej (jedna nawet z opozycji!), o tyle w tej kadencji żadnej nie dopuszczono do pełnienia funkcji w związku. Wszak prawo nie nakazuje tu parytetów, więc już udawać nie trzeba, że tak ceni się kobiety i ich kompetencje. Zresztą już mało kto ma złudzenia, że posiadanie kompetencji jest potrzebne do reprezentowania gmin w związkach. Wiadomo, że liczą się tylko układy. Kompetencjami, a tym bardziej - parytetami, po wyborach nikt już sobie głowy nie zawraca. No chyba, że np. jakiś radny lub radna przejdzie z opozycji do rządzącej koalicji. Taka wolta może być pewniejszą gwarancją awansu do związku. Ten handel kwitnie niezmiennie od lat. I tak właśnie robi się lokalną politykę. Zgodnie z zawołaniem Onufrego Zagłoby "Kupą, mości panowie!".
17.12.2024
MALOWANIE, tapetowanie. Krótkie terminy., Tel. 784...
17.09.2024
ŚLUSARZY, spawaczy, montażystów, praca na warsztac...
easy20:12, 08.06.2024
1 0
chopy maja siedziec w domu i dzieci po europjsku rodzic 20:12, 08.06.2024
stary zgred06:12, 09.06.2024
1 0
Cóż, parytety kojarzą mi się natychmiast z czasami PRL. Tam praktycznie jawnie obowiązywały "parytety". Od sejmu ("sejmu") po radę osiedla czy zakładową. Wszędzie musiały być zachowane "parytety"; odpowiednia liczba mężczyzn i kobiet, starszych i młodych, ze wsi i z miasta, inteligentów i "roboli". Wygląda na to że system się upodabnia. Gdzieś o tym czytałem, dawno, za młodu, w drukowanej na powielaczu książeczce rozprowadzanej "pod stołem". Miała chyba tytuł "Folwark Zwierzęcy". Autor nazywał się Orwell. Wszystko chłop przewidział. Zgaduję, że w następnych wyborach do parytetu kobiecego dojdzie parytet LGBTQ+. Tylko czy to będą jeszcze wybory? 06:12, 09.06.2024