Już nie tylko w Trzebini, ale i w Chrzanowie zaczęły wypadać dziury w minionym roku. Mało kogo to jednak obeszło, bo o parlamentarne mandaty nie trzeba było już walczyć. Co najwyżej ten czy tamten miał chrapkę na jakiś warszawski stołek, który w popłochu opuszczali akolici poprzedniej władzy.
Ponoć Mariusz Dąbek z Trzebini oddał już do prasowania swój stary mundur policyjny, bo miał chrapkę i był typowany na komendanta głównego. Miał zastąpić na stanowisku Jarosława Szymczyka, znanego z zamiłowania do granatników. Gdy jednak emerytowany stróż prawa już "witał się z gąską", wyszło na jaw, że lekarze kilka lat wcześniej orzekli, iż jest niezdolny do służby. Gdy prawda wyszła na jaw, polityczni przyjaciele woleli nie ryzykować. Taka nominacja mogłaby się przecież okazać strzałem już nie tylko z granatnika czy głośnika - jak kto woli - ale wręcz z armaty. A może nawet czymś więcej, bo przecież nowa miotła przejmowała władzę z praworządnością na ustach. Cóż, i w ten sposób trufle byłemu wojewódzkiemu i niedoszłemu krajowemu komendantowi uciekły sprzed nosa.
Zresztą, przynoszenie kandydatów "w teczkach", wzorem warszawskiej wierchuszki, szybko zeszło niżej. Klakierzy burmistrzów najpierw w Trzebini a później w Libiążu na sesję przynieśli skład wszelkich samorządowych komisji w teczce. Opozycji, oczywiście, nie uwzględnili w swoich działaniach, ale prace rady przyspieszyli. Za taką sprawność należały się nagroda. No i oczywiście były. Diety teczkowych okazały się tłuściutkie. Ale to wszystko to już kolejny rozdział wyborczy.
Bo, by nam się nie nudziło, wiosną rozpoczęły się podchody przed kolejnymi wyborami. Co żwawsi kandydaci, myślący o karierze w samorządzie, wyszli na scenę już w styczniu. Jednym z pierwszych był Jarosław Okoczuk z Trzebini. Poprosił do tańca PiS, bo chyba nie wypadało mu inaczej po latach romansu, ale później się tłumaczył, że dla dobra gminy, to on i z samym diabłem w tany pójdzie. Zabrzmiało to nieco złowrogo i może dlatego TV Trwam przestała przyjeżdżać, by transmitować "Pierwszą gwiazdkę nad Trzebinią". Choć z drugiej strony wielu uważa, że ojciec Tadeusz ma w głębokim poważaniu, czy ktoś go (lub jego kolegów) od diabłów wyzywa. Ważniejsze są datki, a tych Trzebinia nie chce już wydawać na pokazywanie lokalnych koncertów w TV.
Ale wróćmy do burmistrza Okoczuka i jego przedwyborczych starań. Wprawdzie opuszczony przez byłego wojewodę Łukasza Kmitę na walce z zapadliskami nie mógł już wiele ugrać, ale lansował przeniesienie zapadłej Sierszy w Góry Luszowskie. Zapowiadał budowę ogródków, domków, rekreację pod nosem i proste jak stół drogi. Cuda miały być na wyciągnięcie ręki, gdy tylko parlament przegłosuje specustawę, a to już tuż-tuż. Nie dodawał, że tej specustawy nikt jeszcze nawet nie napisał, bo miało się tym zająć Ministerstwo Przemysłu, a tego wówczas nawet nie było. Teraz już jest, ale o specustawie nic nie słychać, więc nowa Siersza w Góra Luszowskich nadal jest tylko zielona i zagospodarowana w głowach tych, którzy w okoczukowskie opowieści uwierzyli. Zresztą opowieści było więcej, tak jak i zbędnych wydatków. Ale czy aby na pewno zbędnych? Tych, co uwierzyli, że żyją w krainie mlekiem i miodem płynącej było sporo, bo reelekcję burmistrz Jarosław zdobył. Wygrał w cuglach (inna sprawa, że konkurencję miał marną). I nic to, że teraz gmina tonie w długach i zaciska pasa. Nic, że zamyka biblioteki i zaciąga kredyty, a ludzie stąd uciekają.
Zresztą uciekają nie tylko z Trzebini. W jeszcze większym tempie czmychają z Chrzanowa. Tak jest od dawna, zresztą tutejszy burmistrz Robert Maciaszek sześć lat temu przekonywał, że zatrzyma wyludnienie, gdy tylko on zostanie burmistrzem i właśnie na tym koniu wygrał. Od tamtej pory scala grunty, ściąga inwestorów, buduje mieszkania, a nawet ścieżki rowerowe. Wszystko jak krew w piach. No może nie wszystko, bo choć ludzi dalej ubywa, to on utrzymał fotel burmistrza. Na tapet kolejny raz wrzucił mieszkania. Tym razem społeczne na wynajem. Miały być hitem, ale po wyborach okazały się kitem. Połowa chętnych zrezygnowała, gdy zobaczyła cenę za metr kwadratowy wyższą w gminie niż u prywaciarza.
No, ale jednak kogoś do miasta przyciągnął. Wyjątkowo, zresztą nie tylko Chrzanów, upodobały sobie dziki. Może czują, że okolica się wyludnia i widzą w tym szansę dla siebie. Raz jedna para zwiedziła plac Tysiąclecia, okolice kościoła i biblioteki, a pełną piersią odetchnęła obok tężni solankowej. Tak im się spodobało, że po południu wróciły. Co więcej, dzikim świniom wstrząsy - a tych przecież coraz więcej - niespecjalnie przeszkadzają w poszukiwaniu koryta. Rozumieją, w końcu wydobycie to też rycie i otoczenia niszczenie.
A przed nami kolejny rok wyborów. Na horyzoncie na pewno pojawią się też nowi poszukiwacze koryta, choć ci starzy raczej z rynku nie znikną. A że wszystko ostatecznie, czy chcemy w to wierzyć czy nie, w naszych rękach, to życzę zdecydowanej przewagi lepszych wyborów niż tych mniej trafionych.
04.01.2025
DREWNO opałowe, Tel. 572-632-996.
04.01.2025
WYCINKA drzew, karczowanie, zrębkowanie gałęzi, wy...
17.12.2024
MALOWANIE, tapetowanie. Krótkie terminy., Tel. 784...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz