Fiołek na tekturce - przelom.pl
Zamknij

Fiołek na tekturce

12:57, 05.11.2008
Skomentuj Julian i Józefa Wąsikowie z reprodukcją pierwszego obrazu - fiołka alpejskiego Julian i Józefa Wąsikowie z reprodukcją pierwszego obrazu - fiołka alpejskiego

Julian Wąsik podarował go pani Józefie jako symbol zaręczyn. Ani dla niej, ani dla niego, nie było to niczym nowym. Już od dziecka Julian kochał dwie rzeczy – ogród i malowanie.

Julian Wąsik podarował go pani Józefie jako symbol zaręczyn. Ani dla niej, ani dla niego, nie było to niczym nowym. Już od dziecka Julian kochał dwie rzeczy - ogród i malowanie.

Pierwszym, który docenił talent malarski Juliana, był sam hrabia Potocki. Kiedy mały Julek w jego ogrodzie rysował coś na kartce papieru, hrabia zawołał go i po obejrzeniu pracy stwierdził.
- Smyku, z ciebie będzie jeszcze kiedyś jakiś malarz.
Teraz Julian Wąsik ma 86 lat i jest nestorem krzeszowickiej grupy plastycznej Zdrój.

Za ładny na prezent
Do Krzeszowic przyjechał wraz z ojcem z Lublina jeszcze przed wojną. Ojciec, znakomity kierownik lubelskich ogrodów, został ściągnięty przez Potockich, żeby "podratować" ich włości.
- Wtedy krzeszowickie ogrody to było coś. Setki drzew owocowych, ozdobne krzewy, mnóstwo kwiatów - opowiada Józefa Wąsik. Pracowała w mleczarni Potockich, gdzie zapoznała Juliana.
Właśnie kwiaty stały się jego ulubionym obiektem malarskim.
Kolejne róże, azalie i fiołki alpejskie trafiały do pani Józefy na tekturkach, kartkach papieru, a później na płótnach.
- Były naprawdę piękne - opowiada Józefa. - Niestety wszystkie w dziwny sposób rozpraszały się po znajomych. Jednemu na ślub, drugiemu na pamiątkę, trzeciemu na rocznicę, a na ścianach już nic nie zostawało. Nieraz obiecywałam sobie, że tego już nikomu nie dam. Jest za ładny. Ale i tak w końcu musiałam podarować. Ostatnio lekarzowi.
Bo lekarza małżeństwo Wąsików odwiedza teraz co najmniej raz w tygodniu.

15 minut bez malowania
Po wojnie Julian Wąsik z pomocnika awansował już na kierownika ogrodu. Teraz to on, jak niegdyś jego ojciec, był ściągany z Krzeszowic do innych miejscowości, by "leczyć" drzewa i krzewy. Pracował w Chrzanowie i w Balinie. Wszędzie, gdzie się pojawił, ogrody szybko odżywały.
- Żadnego kwiatu nie można wyrzucać, choćby i zaczął więdnąć - deklamuje swoje credo pan Julian. - Trzeba mu dać jeszcze jedną szansę, a wtedy on się odpłaci.
Tak samo jak kwiaty, malarz Julian traktował obrazy. Jeśli coś nie wychodziło, zamalowywał i zaczynał od nowa. Problem tylko w tym, że kiedy pracował w ogrodzie, czasu na malowanie było coraz mniej.
- Wychodziłem z domu o 5 rano, a wracałem o 6 wieczór. A człowiek jeszcze dom budował. Więc kiedy miałem malować? - pyta Julian.
- Chyba tylko w niedzielę. Zamiast iść na spacer, wolał siedzieć przed sztalugą - odpowiada Józefa. - Albo wtedy, gdy prosiłam go o pomoc na działce. Mówię: "Choć, tylko na 15 minut". Zgadzał się. Za chwilę patrzę, a ten już wziął kartkę papieru i coś rysuje. Już wiedziałam, że go od tego nie oderwę.

Klasyka na emeryturze
Na artystyczne wyżycie przyszedł czas dopiero na emeryturze. Julian Wąsik przeszedł na nią w wieku 67 lat. Dopiero wówczas zaczął zgłębiać klasykę malarstwa. Na podstawie reprodukcji malował "Mona Lisę" i "Damę z łasiczką", mitologiczne boginie z płócien Rubensa, postacie świętych z Leonarda da Vinci. Wreszcie sięgnął do tego, co znajdowało się najbliżej - obrazów z domu rodzinnego. Jedno z najprostszych, ale i najbardziej wzruszających płócien pana Wąsika, przedstawia jego 4-letnią córeczkę bawiąca się z psem.
- Malował prawie codziennie - wspomina Józefa. - Prawie nie odchodził od płótna albo deseczki.
Jednak im więcej przybywało Julianowi lat, tym chętniej wracał do swego ulubionego motywu - kwiatów. Ukoronowaniem stała się reprodukcja fiołków alpejskich, które ponad 60 lat temu namalował dla przyszłej żony. Ostatniego obrazu - bukietu róż, który zaczął realizować rok temu, już nie dokończył.
- Męczył się z nim, męczył, aż wreszcie mu zabroniłam - opowiada Józefa. - Odebrałam pędzel i mówię "Szkoda twoich oczu i twojego zdrowia".
Z nowych kwiatów w domu państwa Wąsików została więc tylko azalia.
- Zawsze kochałem kwiaty i one mnie kochały - podsumowuje artysta.
Tomasz Jurkiewicz

Przełom nr 45 (861) 5.11.2008

(red)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%