Jestem wielbicielką Jane Austen - przelom.pl
Zamknij

Jestem wielbicielką Jane Austen

12:00, 06.05.2025
Skomentuj

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Debiutancka powieść pochodzącej z Luszowic Jagody Kwiecień „Z różą w dłoni” znalazła się w muzeum znanej angielskiej pisarki Jane Austen.

- To cudowne uczucie zobaczyć zdjęcie własnej książki na stoliku, przy którym tworzyła światowej sławy pisarka - mówi pani Jagoda w rozmowie z Renatą Hejmo. Jakie to uczucie, kiedy trzyma się w ręku swoją książkę?
Niesamowite! Dla czytelnika to kolejna książka, a dla mnie spełnienie marzeń, symbol długiej drogi, jaką musiałam przejść, by ją napisać. Zwłaszcza jeśli chodzi o powieść debiutancką.

Skąd czerpie Pani inspiracje?
Czasami to jest ulotna myśl, widok za oknem czy słowo, które usłyszę. Cytat, miłe skojarzenia z miejscami, ludźmi, artefaktami. Zapisuję, robię zdjęcia, aby potem wrócić tam myślami. Ludzie wokół też są moją inspiracją. Kocham spacery, wycieczki, odkrywanie świata. Jestem wielbicielką twórczości angielskiej pisarki Jane Austen, która w swoich powieściach portretuje życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. Jakiś czas temu założyłam „Towarzystwo Jane Austen” na Instagramie. Trochę późno odkryłam jej doskonałe pióro i książki pełne wrażliwości, poczucia humoru, a nawet satyry. Uwielbiam powieść „Perswazje” i jej główną bohaterkę Annę Elliot, która postępuje w zgodzie ze swoimi zasadami, niesie pomoc potrzebującym i jest wierna swojej pierwszej miłości.

To przypomina historię Roski z powieści „Z różą w dłoni”...
Tak, moja bohaterka też przeżywa stratę ukochanego, swojej pierwszej, wielkiej miłości. Roska ma dobre serce i często dobro innych przedkłada nad swoje. W jej kwiaciarni pachnie kwiatami, karmelową latte i starymi powieściami Jane Austen.

A jaka była Pani reakcja na wieść, że książka znalazła się w muzeum Jane Austen?
Nie mogę uwierzyć, że moja debiutancka powieść „Z różą w dłoni” dotarła do Domu Jane Austen (Jane Austen's House) w Chawton w hrabstwie Hampshire w Wielkiej Brytanii. To jedno z najważniejszych miejsc literackich na świecie, w którym moja ukochana pisarka mieszkała przez ostatnie osiem lat swojego życia. To właśnie w tym inspirującym domku rozkwitł geniusz Jane Austen. Tutaj pisała, poprawiała i opublikowała sześć powieści, które są uwielbiane na całym świecie, na przykład „Duma i uprzedzenie” czy „Perswazje”. W muzeum znajduje się imponująca kolekcja skarbów Austen. Najważniejsze z nich to pierwsze wydania jej powieści, listy, biżuteria i malutki, niepozorny stolik, przy którym pisała.

Teraz i dla Pani ten stolik stał się ważny…
Tak, to cudowne uczucie zobaczyć zdjęcie własnej książki na stoliku, przy którym tworzyła światowej sławy pisarka. Wzruszam się nadesłanymi zdjęciami od mojej przyjaciółki Eweliny, która ma do Jane znacznie bliżej niż ja i postanowiła zrobić mi taką niesamowitą niespodziankę. Mam takie marzenie, aby kiedyś tam jechać i zwiedzić to cudowne miejsce.

Może uda się zrealizować to marzenie w tym roku z okazji 250. rocznicy urodzin Jane Austen?
W Domu Jane Austen w Chawton będzie specjalna wystawa i wiele innych atrakcji związanych z jej życiem i twórczością. Jeśli Bóg da - może rzeczywiście się spełni?

Pochodzi Pani z Luszowic. Proszę opowiedzieć o sobie.
Tak, Luszowice to moja rodzinna miejscowość. Tutaj chodziłam do przedszkola, do szkoły. Potem stare liceum w Chrzanowie. Odkąd pamiętam, matematyka była dla mnie jak przyjemny rebus. Dlatego wybrałam studia ekonomiczne w Krakowie. Przez kilka lat pracowałam w szeroko pojętych finansach. Jestem mężatką, mam dwoje dzieci. Mieszkamy w Krakowie. Jestem marzycielką, ale nie bujam w obłokach. Raczej twardo stąpam po ziemi. Moja głowa jest pełna pomysłów. Gdybym miała opisać samą siebie, na zasadzie autoportretu, śmiało nazwałabym siebie pomocną, zaradną, kreatywną. Ale przede wszystkim pracowitą. Bez tej ważnej cechy nie rozwijałabym się przez tyle lat w różnych dziedzinach. Po tacie jestem pasjonatką sportu, a po mamie - zaradną gospodynią. W snach jestem baletnicą naśladującą talent Margot Fonteyn i Matyldy Krzesińskiej.

Kiedy jest ten najlepszy czas na pisanie? Czy ma Pani jakieś zwyczaje, ustalony rytm dnia?
Lubię wstać wcześnie – o czwartej, piątej rano. Świat jeszcze śpi, jest cicho, przytulnie. Jestem miłośniczką dobrej kawy. Najchętniej z ciepłym mlekiem i odrobiną cynamonu do smaku, tak, jak Roska, bohaterka mojej książki. Kiedy już czuję ten aromat, siadam w fotelu i piszę. Pierwsze swoje myśli zapisuję w notesie, na kartce. Uwielbiam pisać piórem wiecznym, a odgłos delikatnego „chrupania” stalówki po papierze daje mi dużo radości. Lubię poczuć ten moment, kiedy spod mojej ręki wyłaniają się słowa, zdania. Mogę pisać i pisać... To takie magiczne chwile. Po napisaniu części, czytam tekst półgłosem wyobrażając sobie ciąg dalszy. Kolejnym etapem jest przeniesienie treści na komputer i dalsza praca z tekstem. Szczególnie lubię chwile w moim rodzinnym domu w Luszowicach. Widok za oknem, wspomnienia, cisza. Czegóż można chcieć więcej?

A proza życia? Dom, dzieci, obiady?
Codzienne obowiązki odrywają mnie od pisania, ale czasami mój kochany mąż zabiera dzieci, a ja mogę dalej pisać. Staramy się w tych domowych sprawach wzajemnie się uzupełniać, pomagać sobie. Dziadkowie też, kiedy tylko mogą, zabierając wnuki do siebie. Dzięki temu mogę dalej myśleć nad rozwojem fabuły, opisywaniem bohaterów książki. Bardzo im za to dziękuję.

Wróćmy do tych pomysłów…
Prawie 13 lat temu zaczęłam przygodę z pisaniem bloga. Na początku to była taka forma zabawy w sieci: wrzucałam „beauty posty”, czyli opisy i recenzje kosmetyków, a w ramach proekologicznego projektu „Denko” zachęcałam, aby zużywać kosmetyki do końca (do dna) i nie kupować kolejnego, np. balsamu do ciała, szamponu, dopóki nie zużyjemy poprzedniego opakowania. Potem były posty „D.I.Y”, w których pokazywałam, jak stworzyć coś z niczego, a pomysły powstawały z pomocą mojego męża. Po urodzeniu dzieci skupiłam się na wspieraniu mam walczących o karmienie piersią, na tematyce diety eliminacyjnej i przepisów kulinarnych dla dzieci z atopowym zapaleniem skóry. Sama doświadczyłam takich macierzyńskich przygód, stąd też takie tematy.

A książki?
Mój blog się rozwijał i miałam spore grono obserwujących. Spędzając czas z córką zaczęłam więcej czytać. Dzieliłam się wrażeniami po lekturze w sieci. Po czasie dostałam propozycję zrecenzowania książki. To było wyzwanie, ale postanowiłam spróbować. Przeczytałam książkę i napisałam opinię na blogu i Instagramie. Tekst się spodobał na tyle, że dostawałam kolejne propozycje. Totalnie mnie to wciągnęło, a potem to już poszło. Czytam książki o różnej tematyce – od beletrystyki po książki związane z rozwojem duchowym. Aktualnie współpracuję z wieloma wydawnictwami. Bardzo mi odpowiada taka forma – sama ustalam sobie godziny pracy, mogę je dostosować do rytmu dnia i obowiązków domowych.

Przygoda z recenzowaniem stała się początkiem realizacji marzeń?
Tak, może to też była i nadal jest taka podświadoma droga ku własnemu pisaniu. Co prawda łatwo nie było, ciągle coś się działo, ale dzisiaj mogę powiedzieć, że wszystko jest nam dane po coś. Nawet rzeczy trudne.

A pierwsza książka?
„Boski Bullet Book. Poczuj miętę do Słowa” to książka połączona z notatnikiem, zawierająca dwanaście moich felietonów z przesłaniem, w których poruszam tematy bliskie naszej codzienności, jak praca, dom, dzieci czy rodzina. Można w niej znaleźć ponad dwieście cytatów z Pisma Świętego, które nie tylko przybliżają do wiary, ale pomagają na nowo odkrywać wartości chrześcijaństwa.

Skąd pomysł na taki tytuł?
Z miłości do Bible journalingu i pasji do pisania. Przygotowałam książkę, która, mam nadzieję, że pomoże… poczuć miętę do Słowa Bożego, czyli zainteresować się, lepiej poznać Pismo Święte, a ponadto odkryć w sobie różne talenty. Angielskie słowo „bullet” oznacza ‘punktor, kropkę’ i używane jest do tworzenia list, notatek.

To książka zarówno do poczytania, jak i odkrywania swojej twórczej wrażliwości w związku z przeżywaniem wiary?
Tak, bardzo chciałam, aby „Boski Bullet Book...” inspirował do rozwijania naszej duchowości i kreatywności, był codziennym towarzyszem w rozważaniu chrześcijańskiego przesłania i lepszego rozumienia wiary. Książka ma formę notatnika, zarówno tekst jak i puste miejsca można ozdabiać według własnego pomysłu: rysunkami, naklejkami, własnymi cytatami, osobistymi myślami, hasłami czy notatkami. Dzięki temu łatwiej zapamiętamy ciekawe, cenne dla nas fragmenty. Do każdej książki dołączono komplet naklejek. Zapewniam, że nie będzie dwóch takich samych egzemplarzy, bo każdy uzupełni go według własnego pomysłu. Prowadzę też warsztaty z Bible journalingu. Zapraszam serdecznie na moja stronę jagoopeppermint.pl.

Kupując książkę wspieramy Hospicjum Cordis w Katowicach.
To dla mnie bardzo ważne, aby pomagać innym, szczególnie chorym. Hospicjum Cordis w Katowicach otacza specjalistyczną opieką domową i stacjonarną dzieci i dorosłych w terminalnym stanie choroby nowotworowej oraz ich rodziny.

Wróćmy jeszcze do książki „Z różą w dłoni”. Tytuły kilku rozdziałów, cytaty są zaczerpnięte z Pisma Świętego, twórczości ks. Jana Twardowskiego, Wisławy Szymborskiej. Istotnym wątkiem wplecionym w treść jest kult świętej Rity. Nie boi się Pani „zaszufladkowania” do grupy twórców związanych z wiarą chrześcijańską? Czy to nie ograniczy kręgu odbiorców książki?
Nie, nie obawiam się, że będę postrzegana tylko przez pryzmat wiary. Staram się stworzyć opowieść o życiu, jego blaskach i cieniach, chwilach radości, smutku, rozpaczy. O relacjach i emocjach, o przeżywaniu straty bliskiej osoby, przyjaźni, miłości, o zdradzie i przebaczeniu. Ale też o drodze do Boga i do drugiego człowieka. W książce przeplatają się takie same tematy jak w naszym życiu. Znam osoby, które żyją poza Kościołem, ale po lekturze książki mówią, że warto ją przeczytać, i że czekają na kolejną część. To mnie bardzo wzmacnia i buduje.

Książka „Z różą w dłoni” jest wyjątkowo pięknie wydana.
Kiedy ustalaliśmy z wydawnictwem szczegóły oprawy graficznej, od razu wiedziałam, że chcę, aby książka miała barwione brzegi ze wzorem róż. Zależało mi na tym, aby Czytelniczki i Czytelnicy dostali do ręki pięknie wydaną książkę, żeby to też było maksymalnie spójne ze mną, i z tym, co robię w social mediach. Śmiałam się, że jeśli treść nie złapie za serce, to chociaż szata graficzna zachwyci. Mam nadzieję, że się udało.

Czy może Pani powiedzieć, co będzie w drugiej części Trylogii Różanej?
Mogę zdradzić, że w drugiej części spotkamy moją bohaterkę w Krakowie. Mieszkam tutaj z rodziną, więc zależy mi, by choć odrobinę wpleść te moje ścieżki w Trylogię. Mam swoje ulubione, klimatyczne miejsca, gdzie mogę pobyć w ciszy, wypić dobrą kawę, spotkać ciekawych ludzi. Kraków to moje miejsce na ziemi.

Akcja trzeciej części będzie toczyć się…
A to wszystko zależy jeszcze od natchnienia, czasem pomysły zmieniają się podczas pisania. Powiedzmy, że to będzie niespodzianka – może i nawet dla mnie samej!

Kiedy ukaże się kolejny tom Trylogii Różanej?
Mam nadzieję, że w tym roku, może latem, spotkamy się na kolejnych wieczorach autorskich. Już dzisiaj zapraszam serdecznie.

 

__________________________________
Roska, bohaterka książki „Z różą w dłoni”, skończyła studia i wróciła do domu we Wrzosowie, gdzie pomaga tacie w rodzinnej kwiaciarni. Wciąż nie może się odnaleźć po śmierci ukochanej mamy i utracie wielkiej, młodzieńczej miłości. Gdy w końcu, po wielu długich miesiącach, decyduje się zmierzyć z przeszłością i wejść do pracowni mamy, przypadkiem znajduje kluczyk do sekretarzyka, w którym są ukryte spisywane przez nią przez lata dzienniki. Co kryją zapiski mamy? Dlaczego tak bardzo chroniła swój prywatny świat? Roska ma nadzieję, że ta „cząstka” mamy ją otuli, ukoi ból i przyniesie upragniony spokój.

Archiwum Przełomu nr 03/2025

(.Renata Hejmo)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%