Talenty trzeba pokazywać światu - przelom.pl
Zamknij

Talenty trzeba pokazywać światu

Ewa SolakEwa Solak 16:00, 24.12.2024 Aktualizacja: 19:17, 24.12.2024
Skomentuj Barbara Dec Barbara Dec

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Są dzieci, których schematy szkolne zamykają na sztukę. Niebo ma być niebieskie, a chmury białe. A dlaczego? To ogranicza im horyzonty, a przecież tak naprawdę każdy zupełnie inaczej postrzega świat – przekonuje malarka Barbara Dec, twórczyni grupy artystycznej Imaginarium i organizatorka I Biennale Sztuki Młodych w Krzeszowicach w rozmowie z Ewą Solak.

Organizując Biennale Sztuki Młodych w Krzeszowicach pokazała pani, że mieszka tu sporo utalentowanej młodzieży. Do tej pory tak głośno o niej jeszcze nie było.
Talenty trzeba doceniać i pokazywać światu, bo dzięki temu inspirują innych. W ubiegłym roku zorganizowałam w bibliotece wystawę grupy Imaginarium, którą prowadzę, ale cały czas chodził za mną pomysł, żeby zrobić coś większego. Żeby zachęcić innych młodych ludzi do tego, żeby pokazali swoją twórczość. Stąd pomysł na Biennale Sztuki Młodych i otwarty konkurs dla młodych talentów.

Zainteresowanie chyba przeszło pani oczekiwania?
Młodzi artyści z gminy Krzeszowice oraz okolic nadesłali 67 prac do konkursu, ale na wystawie w Galerii Centrum Kultury i Sportu prezentowane są również prace z mojej najstarszej pracowni w CKiS, więc łącznie jest 180 prac. Niektóre są naprawdę bardzo dojrzałe. Na wernisaż przyszło tak dużo osób, że zrobił się prawie tłok. Cieszę się, że pomysł się spodobał. Tym bardziej, że wcale nie było łatwo z jego realizacją. Zależało mi na tym, żeby tych młodych twórców uhonorować, wręczyć nagrody. Dzięki temu, że działam w Fundacji Kobieta w Regionie mogłam przystąpić do konkursu Dobry Sąsiad, organizowanego przez Kopalnię Wapienia Czatkowice. Udało się wygrać i uzyskaliśmy 5 tys. zł, co mogłam przeznaczyć na nagrody: sztalugi, materiały plastyczne, katalogi, realizację filmu o sztuce oraz poczęstunek. Sądzę, że naprawdę się powiodło. To cieszy.

Sztuka w pani życiu odgrywa ogromną rolę. Odkąd pamiętam, zawsze była pani związana z malarstwem.
Owszem. To jest po prostu moje życie. Tworzenie jest w nie wpisane.

Ale cały czas też ma pani kontakt z młodzieżą, prowadząc zajęcia czy to w centrum kultury czy w szkołach.
Kiedyś pracowałam nawet jako nauczycielka w szkole, ale biurokracja przerosła moje wyobrażenia o tym, jak wyglądać ma nauka tworzenia. Realizowanie podstawy programowej może artyście podciąć skrzydła. Dlatego kilka lat temu pożegnałam się z pracą na etacie. Teraz prowadzę zajęcia dla zainteresowanych, ale według własnych zasad. Według tego, co czuję. Uważam, że w każdym dziecku tkwi talent, trzeba tylko umiejętnie nad nim pracować, żeby go wykrzesać. Nieraz okazuje się, że młodzi tkwią w tak dużych ograniczeniach związanych z nałożonymi na nich zasadami, że dopiero po czasie potrafią się od nich uwolnić. Często okazuje się, że sami nie spodziewali się, że potrafią tworzyć rzeczy, o jakich wcześniej nie śnili.

Sztuka wiąże się z emocjami. U młodzieży często one buzują.
Ale sztuka pomaga też je okiełznać i wyrazić. Radość, złość, smutek. Dzięki twórczości, wielu młodych ludzi potrafi sobie z nimi poradzić. Sztuka ich otwiera, a jednocześnie daje dużo pozytywnych emocji. Grupę Imaginarium prowadzę od sześciu lat. Teraz to głównie licealiści, ale na zajęcia w szkole i centrum kultury przychodzą też młodsze dzieci. W sumie w tygodniu uczestniczy w nich około stu osób od 6 do 19 lat.

Spory przekrój wiekowy.
Kiedy zaczynałam, przyszła do mnie mama z 3-letnią córką. Hania miała duże wyczucie kolorów, była uparta, chciała malować. Zaczęła chodzić na zajęcia i pięknie rozwija talent. U niej akurat łatwo było go dostrzec, ale są też dzieci, których schematy szkolne zamykają na sztukę. Niebo ma być niebieskie, a chmury białe. A dlaczego? To ogranicza dzieciom horyzonty, a przecież tak naprawdę każdy zupełnie inaczej postrzega świat. Nie musi się też zgadzać ze mną, to nawet lepiej, jak ma odmienne zdanie. Młodzi mają być przede wszystkim sobą, bez pozowania, bez udawania. To cenię i uważam, że to cenią także młodzi ludzie.

Chyba tak, skoro tak dużo osób uczestniczy w zajęciach z panią. Ale młodzi też mają swoje obawy. Boją się komentarzy w mediach społecznościowych, nieraz nie potrafią się bronić przed hejtem.
Internet faktycznie robi sporo złej roboty. Dlatego czasem młodzi wolą udawać kogoś innego, niż są naprawdę. Tworzenie, malarstwo, rysunek czy rzeźba jest w pewnym stopniu elementem terapii psychicznej. Kiedy widzę, że jest jakiś problem, mówię uczniom, że dziś pracujemy nad japońskimi akwarelami. Ich prostota, a jednocześnie precyzja często pozwala na pokazanie swoich uczuć na obrazie. Kompozycja często wyraża ich emocje. Zresztą, co tu dużo mówić, od zarania dziejów sztuka była upustem emocji. Kiedy widzę, że któryś z uczniów ma płacz na końcu nosa, a nerwy w strzępkach, mówię, narysuj to, namaluj to, co cię złości. A potem wyrzuć do kosza, razem z tym, co złe. Pomaga.

Praca z młodzieżą zajmuje pani dużo czasu. Kiedy sama pani tworzy?
Nocami. Albo w weekendy. Muszę malować nie tylko z tego powodu, że to kocham, ale także dlatego, że muszę trenować, żeby potem szkolić młodzież. Większość obrazów sprzedaję, niewiele mam ich u siebie. Gdybym miała się utrzymywać tylko z malarstwa, byłoby mi ciężko. Dlatego też uczę.

Często też jeździ pani po świecie.
Owszem, jeżdżę często na różnego rodzaju wystawy. W zasadzie uprawiam „turystykę wystawienniczą”. Amsterdam, Wiedeń, Praga, Florencja, Mediolan. Kocham te miejsca. Jeździmy całą rodziną, bo moje córki też mają pasję twórczą, a mąż też to lubi. Podróżujemy więc tam, gdzie organizowane są ciekawe wystawy. Tak na marginesie, jedno z moich ulubionych miejsc to Muzeum Gugging przy sanatorium psychiatrycznym niedaleko Wiednia. Niesamowicie twórcze miejsce. Na pewno je jeszcze odwiedzę.

A polskie plany na przyszłość?
Mam ich kilka. Razem z artystką Zofią Mlicką (z domu Siek), chciałybyśmy pobudzić do działania nie tylko środowiska młodzieży, ale także dorosłych. Jednym z takich pomysłów mógłby być plener rzeźbiarski, którego dzieła udekorowałyby przestrzeń miejską. Nie wszystko w Krzeszowicach musi być takie pompatyczne jak Gladiator. Nasze miasto mogłyby ozdobić zabawne rzeźby. My jako naród podchodzimy do wielu spraw bardzo serio. A przecież nie samą historią i patriotyzmem człowiek żyje. Wystarczy odwiedzić Czechy i inne kraje, żeby zobaczyć, że rzeźba może także bawić. Liczę, że uda nam się ten projekt. 

Barbara Dec – mieszka w Tenczynku, artystka malarka, edukator muzyczny, ukończyła liczne kursy i szkolenia z zakresu psychologii twórczości. Brała czynny udział w  szkoleniach Edukatorów artystycznych w Europie,  w licznych kursach MIK’u -Synapsy, Grundtvig Partnership, Europe in Perspective, Chalenging Your/Our Perspectives on Europe and Cultural Learning (Budapeszt, Dortmund, Belfast, Pafos, Zoest, Walencja, itd.), cały czas się dokształca

Archiwum Przełomu nr 37/2024

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%