Syndyk w Browarze Tenczynek. Są duże problemy

Brak wody, gazu i prądu, za to duże ilości przeterminowanego piwa i niewykorzystanych butelek zastał syndyk w Browarze Tenczynek. Przyszłość zakładu wciąż pozostaje wielką niewiadomą.

W październiku zeszłego roku funkcjonariusze CBA zatrzymali Janusza Palikota (zgodził się na publikację wizerunku i danych osobowych), prezesa prezesa spółki Manufaktura Wódki, Piwa i Wina, która w 2018 roku kupiła Browar Tenczynek. Zatrzymani zostali również dwaj współpracownicy byłego posła: Przemysław B. oraz Zbigniew B.

Palikotowi przedstawiono 8 zarzutów, w tym 7 dotyczących oszustwa i jeden przywłaszczania mienia, Przemysław B. usłyszał 4 zarzuty, w tym 3 dotyczące oszustwa i jeden dotyczący przywłaszczenia, a Zbigniewowi B. jeden.

Sprawa dotyczy doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem kilku tysięcy osób na kwotę blisko 70 mln zł w związku z działalnością spółek należących do podejrzanych. Zarzuty dotyczą lat 2019-2023.

Wkrótce po zatrzymaniach, do Browaru Tenczynek wkroczyli funkcjonariusze CBA. Przeszukania trwały kilka dni. Zakład został zamknięty na cztery spusty.

W grudniu Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia ogłosił postanowienie o upadłości spółki Manufaktura Wódki i Piwa. Sąd wyznaczył również syndyka, którym został KDR Doradztwo i Restrukturyzacje Spółka z o.o.

- Po wejściu zastaliśmy puste kasy i puste konta bankowe. Przejęliśmy zakład bez ochrony, bez dostawy wody, prądu i gazu. Na terenie było 4 pracowników. W magazynach złożone są bardzo duże ilości niewykorzystanych butelek o różnym przeznaczeniu. Duże ilości przeterminowanego piwa zostały w tankach. Według opinii pracowników i prezesa Janusza Palikota urządzenia produkcyjne zachowały się w komplecie. Problemem jest ustalenie czy wszystkie urządzenia stanowią własność MPWiW SA i w tej materii oczekujemy na oświadczenia prezesa Janusza Palikota oraz weryfikujemy dostępne dokumenty. Na zlecenie syndyka zaangażowano firmę, która chroni zakład całodobowo - mówi syndyk Leszek Kolczyński, prezes KDR Doradztwo i Restrukturyzacje.

Nie ukrywa, że brakuje funduszy na prowadzone postępowanie. Z tego względu wisi ono na włosku, bo może się okazać, że trzeba go będzie umorzyć. Syndyk zwrócił się do sądu o wydanie postanowienie o wpłacie przez wierzycieli zaliczki na dalsze prowadzenie upadłości i ochronę majątku. Wierzyciele tej zaliczki nie wpłacili.

- Będziemy podejmować jeszcze jedną próbę. Ochrona obiektu, podatki od nieruchomości, dostawa wody i prądu oraz opłacenie czterech pracowników. To są koszty, które musimy ponosić, a są one bardzo duże. Tymczasem to nie jest tak, że syndykowi pieniądze sypią się z nieba – mówi Leszek Kolczyński.

Jak wyjaśnia, aktualnie trwa przygotowywanie spisu inwentarza, który w najbliższych dniach zostanie przedłożony sędzi komisarz. Trwa również weryfikacja zgłoszeń wierzytelności co pozwoli na określenie sumy zobowiązań. Na chwilę obecną zgłosiło się ponad 1400 wierzycieli.

- Zweryfikowane zaległości w wypłatach wynagrodzeń dla byłych pracowników zostały zgłoszone do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i oczekujemy na decyzję. Problemem jest fakt, że pracownicy byli zatrudniani w różnych spółkach grupy, a ogłoszono upadłość tylko spółki Manufaktura Piwa Wódki i Wina. Wynagrodzenia byłych pracowników MPWiW SA, które nie zostaną zaspokojone prze FGŚP zostaną uwzględnione w liście wierzytelności z urzędu. Brak dokumentacji utrudnia ustalenie faktycznej wartości zobowiązań, w tym również pracowniczych – mówi Leszek Kolczyński.

W ocenie syndyka najkorzystniej byłoby sprzedać zakład w całości. Pozwoliłoby to na uzyskanie optymalnej ceny sprzedaży, szybkie ponowne uruchomienie zakładu, a co za tym idzie również zatrudnienie pracowników.

- Do czasu sprzedaży korzystnie byłoby wydzierżawienie zorganizowanej części przedsiębiorstwa ponieważ procedura przygotowania do sprzedaży może potrwać kilka miesięcy. Oczekujemy więc również ofert na dzierżawę, co byłoby również korzystne dla dzierżawcy ponieważ miałby on prawo pierwokupu, dające gwarancję, że można kontynuować działalność i nikt tego nie podkupi. Są kontrahenci, z którymi rozmawiamy. Każdy liczy, jakie to może dać efekty. To są decyzje, których nie podejmuje się w ciągu tygodnia – mówi Leszek Kolczyński.