Archiwalne zdjęcie pokazuje jeden z najbardziej charakterystycznych obiektów przy al. Henryka w Chrzanowie. Wtedy nie wyglądał jeszcze tak ładnie, jak dzisiaj.
Dom Urbańczyka został zaprojektowany i wybudowany pod koniec XIX w. przez Franciszka Urbańczyka. Nawiązuje do architektury dworskiej, a konkretnie – stylu arkadowego.
Zrujnowany obiekt zakupiono w 1981 r. od prywatnych właścicieli. Czarno-biała fotografia przedstawia Dom Urbańczyka podczas prac remontowych w 1984 r. Obiekt oddano do użytku jesienią 1985 r. Od 40 lat stanowi Oddział Wystaw Czasowych Muzeum w Chrzanowie.
Przypomnijmy rozmowę z Jerzym Motyką, wówczas już emerytowanym dyrektorem muzeum, która ukazała się 22 lipca 2015 r. w „Przełomie”.
Łukasz Dulowski: Jak wyglądało ratowanie Domu Urbańczyka przy al. Henryka?
Jerzy Motyka: Oj, nie było łatwo. Najpierw muszę jednak przywołać kontekst historyczny. Do pracy w muzeum trafiłem w 1975 roku. Wtedy też Chrzanów znalazł się w województwie katowickim. Gdy mój poprzednik i mistrz, profesor Mazaraki, przeszedł w 1979 roku na emeryturę, zostałem dyrektorem. Zacząłem się dusić w dawnym dworze Loewenfeldów, bo przybywało eksponatów. I wówczas zwróciłem uwagę na dom po profesorze Urbańczyku. Niezwykle ciekawy pod względem architektonicznym, ale dach zawalony, w piwnicach woda na półtora metra.
Czyli willa Urbańczyka była w gorszym stanie niż obecnie dom mieszczański przy ul. Krakowskiej.
- Nie ma co porównywać. Ściany do połowy zamoknięte. Ten zabytek stał się miejską meliną. Zresztą, wywieźliśmy stamtąd wywrotkę szmat, starych sienników i butelek. Ale trochę przeskoczyłem w swojej opowieści...
Tak, bo ówczesna władza chciała w miejscu Domu Urbańczyka zrobić parking.
- Konkretnie naczelnik miasta. Ludzi na tego rodzaju stanowiska wskazywały instytucje partyjne. Starsi będą wiedzieć, że wszystko zależało od Gurgula i Grudnia – sekretarzy z Katowic. Na ogół naczelnicy nie mieli związków z Chrzanowem, nie doceniali pamiątek przeszłości. Ten, który chciał wyburzyć Dom Urbańczyka, pochodził z Tychów czy Sosnowca.
Jak się nazywał?
- Szajnar. Imienia nie pamiętam. W każdym razie ta sprawa stanęła na sesji.
Pan wtedy zasiadał w radzie narodowej.
- Z ramienia Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Sprzeciwiłem się rozbiórce Domu Urbańczyka, argumentując, że jest związany z postacią historyczną, bardzo ważną i zasłużoną dla Chrzanowa. Zaproponowałem więc, by ten obiekt przeznaczyć na cele muzealne. Ówczesna władza nie lubiła sprzeciwu, w dodatku publicznego. Naczelnik wezwał mnie do swojego gabinetu, w obecności komendanta milicji. Powiedział, że sobie nie życzy być krytykowanym.
A po co komendant milicji? Jemu też pan zaszedł za skórę?
- Nie. Chodziło pewnie o to, aby zrobić na mnie większe wrażenie. Ja zaś przypomniałem naczelnikowi, że występuję w imieniu radnych Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, które jest sojusznikiem PZPR. Zagrałem politycznie. No i naczelnik powiedział: "To weź sobie ten dom, tylko sam będziesz tam wszystko robił". Nawiązałem kontakt ze spadkobiercami profesora Urbańczyka. Chcieli to sprzedać za psie pieniądze. Miasto kupiło obiekt tuż przed stanem wojennym w 1981 roku. Oczywiście, nie mógłbym go remontować, gdybym wcześniej nie wyrobił sobie dobrych relacji z wojewódzkim konserwatorem Jackiem Owczarkiem i jego inspektorem nadzoru Józefem Kopaczem. To wybitni specjaliści od zabytków. W 1982 roku profesor Jerzy Świecimski z Krakowa sporządził koncepcję zagospodarowania wnętrza, bo cały dom był podzielony na malutkie pokoiki. No i rozpoczęły się starania o fundusze i fachowców. A to nie działo się tak, jak dzisiaj, że ogłasza się przetarg, wygrywa firma, pieniądze leżą na kupce. Znalazłem takiego prywatnego rzemieślnika z Kościelca, Stanisława Kucharskiego. Przychodził z dwójką ludzi i powoli remontowali. Dach sfinansowały służby konserwatorskie. Wtedy po prostu zdobywało się różne rzeczy potrzebne na budowie. Służbowym żukiem tłukłem się po całej Polsce. A to za rurkami, a to za dachówką.
Przychodzą panu do głowy jakieś ciekawostki związane z remontem?
- Miałem świetny nadzór społeczny z okolicznych okien. Jak się coś działo, to zaraz do mnie dzwonili. Była jedna kradzież. Ktoś wyrwał sztachetę. No i taki stróż Julian Dziuba, emerytowany kawalerzysta sprzed wojny, szukał sprawcy, tropił, aż go w końcu dopadł w restauracji "Bajka". Sztacheta była odłożona w szatni.
Dzisiaj chyba mało kto potrafi sobie wyobrazić Chrzanów bez Domu Urbańczyka, choć tak niewiele brakowało... Jak jednak wtedy reagowali mieszkańcy? Nie psioczyli, że są ważniejsze potrzeby?
- Tej inwestycji nikt nie kwestionował. Dom Urbańczyka od razu stał się salonem miasta. Na jedną wystawę przychodziło od pięciu do siedmiu tysięcy osób. To jednak zasługa przede wszystkim moich pracowników: Ewy Jeleń, Teresy Machnicy i Marka Szymaszkiewicza.
[ZT]54083[/ZT]
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu przelom.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
17.12.2024
MALOWANIE, tapetowanie. Krótkie terminy., Tel. 784...
17.09.2024
ŚLUSARZY, spawaczy, montażystów, praca na warsztac...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz