Angielski i anielski ogród Lichotów - przelom.pl
Zamknij

Angielski i anielski ogród Lichotów

Łukasz DulowskiŁukasz Dulowski 11:00, 12.08.2024
Skomentuj Maria i Stanisław Lichotowie w swoim ogrodzie Maria i Stanisław Lichotowie w swoim ogrodzie

Ogród Marii i Stanisława Lichotów z Żarek tonie w kwiatach i krzewach. Dumą gospodarzy są dwa ponad 30-letnie różaneczniki. Najpiękniej wyglądają na przełomie kwietnia i maja - całe obsypane fioletowymi kwiatami. Rosną przy bramce wejściowej na posesję, witając domowników i gości.

Różaneczniki to niezdetronizowani od lat władcy ogrodu państwa Lichotów, ale znajduje się w nim też mnóstwo innych roślin. Jest ich tak dużo i są tak długo, że gospodarze nie pamiętają wszystkich oficjalnych nazw. Rosną więc u nich: dziewki, kapustki, miecze, rakiety, pokrzywki…

Maria i Stanisław Lichotowie dobrze za to wiedzą, jak tym dziewkom, pokrzywkom oraz innym kwiatom i krzewom dogodzić. Dają im to, czego potrzebują, a rośliny odwdzięczają się im pięknymi kolorami i zapachami. Ale krzątaniny jest koło nich co niemiara, bo gleba jest słabej jakości - głównie piasek. Trzeba więc ją użyźniać i rośliny regularnie nawozić.

 

Nie było łatwo

Ogród powstawał powoli od połowy lat 70., kiedy państwo Lichotowie wprowadzili się do domu w Żarkach. Ona pracowała w przykopalnianym zakładzie przyrodoleczniczym w Libiążu, on był górnikiem na Janinie.

- Do pracy chodziłam zwykle na 9. Nie mieliśmy wtedy samochodu, więc wstawałam wcześnie rano i szłam na stopa, żeby jakoś do Bierunia dojechać. Tam kupowałam rośliny. Brałam, ile dałam radę unieść i wracałam, żeby do pracy zdążyć – opowiada pani Maria.

Koło domu, przy niewielkim tarasie jest spore zagłębienie. To pozostałość po oczku wodnym, które kiedyś tam istniało. Oświetlały je rozmieszone wokół lampki, była też fontanna. Pod wodą pływały rybki a po powierzchni piękne lilie wodne.

Z czasem gospodarze osuszyli oczko, bo wymagało bardzo dużo pracy. Trzeba było je regularnie czyścić a na zimę wszystko demontować. Rybki spędzały zimę w słojach w domu i do stawu wracały na wiosnę.  

 

Bez muskania

- Proszę spojrzeć, tam przy oczku – leży stary korzeń. Prawda, jaki piękny? Podoba mi się, gdy w ogrodzie jest taki kontrolowany nieład. Nie lubię ogrodów „pod sznurek”, takich wymuskanych. U mnie musi być trochę dzikości – mówi Maria Lichota.      

Żeby ta dzikość ładnie się prezentowała, trzeba w nią jednak włożyć sporo pracy, nawet po 2-3 godziny dziennie, kilka razy w tygodniu. W ogrodzie krzątają się zwykle i pani Maria, i pan Stanisław. Ona pieli, przycina drobne gałązki, podsypuje rośliny nawozem, podlewa. Mąż wchodzi do akcji, gdy trzeba użyć więcej siły – coś wykopać, wyciąć, przesadzić, wykosić.  

 Pierwsze różaneczniki, jakie posadzili w przydomowym ogrodzie, jeszcze w latach 80. - zmarnowały się. Uschły. Podlewanie nic nie dawało.

- Wtedy przeczytałam gdzieś, że trzeba wykopać głęboki dół – taki na metr głęboki, szeroki na jakieś 80 cm i wypełnić go gliną. Przywieźliśmy ją z lasu w Zagórczu. Tam jest takie gliniaste podłoże. Na wierzch daliśmy ziemię wymieszaną z piaskiem. I w tak przygotowanych miejscach posadziliśmy różaneczniki. Pięknie się zakorzeniły – opowiada Pani Maria.

Efekt widać do dziś. Dwa pierwsze, największe rododendrony (różaneczniki) są dziś ogromnymi roślinami z mnóstwem rozgałęzień. Trzeba je umiejętnie przycinać i nawozić.

- W sierpniu podsypuję je potasem, a na wiosnę mieszanką przeznaczoną różanecznikom: magiczna siła – precyzuje pani Maria.

Obecnie Lichotowie używają tylko gotowych nawozów. Kiedyś robili kiszonkę z pokrzyw i zasilali nią ogród, ale ostatecznie z niej zrezygnowali („bo dużo zachodu z tym było i dosyć uciążliwy smród).

Dzikości, a przy okazji i cienia dają ogrodowi też drzewa: klon ozdobny, świerki i jodły różnych rodzajów. Pomiędzy nimi trzmielina i urocze złocienie.

Gdzieniegdzie widać żółte kwiatki gorczycy. To bardzo przydatna w ogrodzie roślina, bo zniechęca pędraki do zjadania korzeni młodych roślin.

 

Przegrana z sosną

W pielęgnacji ogrodu mają ogromne doświadczenie i dobrą intuicję. Toteż i efekty są spektakularne. Wiedzą dokładnie, co i gdzie przyciąć, żeby roślina pięknie rosłą – tak jak chcą.

Na swoim postawiła tylko jodła koreańska. Rośnie sobie w poziomie i w żaden sposób nie dała się wyprostować, więc Lichotowie poddali się i tylko patrzą, jak drzewo zagarnia coraz to nowy kawałek ogrodu. Na szczęście jest w nim sporo miejsca - prawie 30 arów.  

W tym roku wszystko zaczęło rozkwitać trochę wcześniej niż zwykle, ale ogród jest tak przez panią Marię zaprojektowany, że o każdej porze roku coś w nim kwitnie.

Na wiosnę pierwsze pojawiają są różnokolorowe krokusy porozrzucane po trawie, tulipany, irysy, piękna kremowo-bordowa magnolia. I oczywiście różanecznik. O tej porze roku zakwita też pięknie na biało laurowiśnia a na żółto berberysy. Potem dochodzą azalie - różowe, żółte, pomarańczowe i bordowe oraz lilie.

Latem kwitną cudnie juki i pelargonie. Kiedyś w ogrodzie było mnóstwo róż, ale trudno je było utrzymać przy tak jałowej glebie. Zostało tylko kilka.

Są też hortensje - prawdziwa ozdoba każdego ogrodu. Mają kwiaty przez całe lato aż do pierwszych mrozów.

- Moje przepięknie przebarwiają się jesienią na bordowo - mówi pani Maria. - Na zimę niczym ich nie okrywam. Kwiaty ścinam na bukiety i tak zostawiam. Hortensję są bardzo odporne na mróz, ale wyjątkowo wrażliwe na wiosenne przymrozki. Trzeba więc śledzić prognozy pogody i przy dużych spadkach temperatury czymś je okryć, bo inaczej przemarzną i nie zakwitną.

 

Bez studni nie było ogrodu

Kiedyś przy domu był też sad i pole a na nim ziemniaki, buraki, kapusta... Dziś ten rodzaj upraw ograniczony jest do kilku grządek z najpotrzebniejszymi jarzynami. Została też jabłoń, aronia i krzaki borówki amerykańskiej.

Z aronii gospodarze robią zachwalaną przez gości nalewkę, a borówki lądują w zamrażalniku, żeby przez cały rok można je było wykorzystać do ciasta czy koktajlu.

Lichotowie nie kryją, że gdyby nie studnia, nie byłoby ogrodu. To z niej czerpią wodę do podlewania roślin.

- Gdyby trzeba było brać ją z wodociągu, to byśmy się nie wypłacili - konstatuje pan Stanisław. Niektóre rośliny, np. różaneczniki trzeba naprawdę często i dużo podlewać. Na razie w studni wody nie brakuje, choć kiedyś, zwłaszcza po śnieżnych zimach, było jej sporo więcej.  

Pani Maria i pan Stanisław w ogrodzie są codziennie i bacznie obserwują wszystkie rośliny. To konieczne, by nie przegapić czających się gdzieś szkodników.

- Trzeba zwracać uwagę na mszyce i jak tylko się gdzieś pojawią, natychmiast je spryskać odpowiednim preparatem. W przypadku różaneczników warto sprawdzać liście, czy nie brązowieją, bo to może oznaczać, że zaatakował je grzyb. Wtedy też potrzebna jest jak najszybsza interwencja - podpowiada pani Maria.

Poza tym przy takich codziennych obserwacjach zawsze można odkryć w ogrodzie coś nowego, choć wydawałoby się, że to niemożliwe. 

- Popatrz, jakie śliczne szyszki pojawiły się na tej sośnie. Jeszcze takich nie było - dzieli się z mężem najnowszym odkryciem pani Maria.

Archiwum Przełomu nr 23/2024

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%