Na budowie przy stadionie miejscowego MKS-u, w łódce na pikniku 800+, wernisażu wystawy zdjęć..., ale też na ściernisku na Górach Luszowskich wczesnym rankiem, na spotkaniu w Gaju. Burmistrzowi Trzebini Jarosławowi wojewoda Łukasz Kmita towarzyszy, jak się wydaje, od świtu do nocy. Taki obraz wyłania się m.in. z profilu Jarosława Okoczuka na Facebooku.
Wprawdzie między postami z Kmitą, a zdjęciami z ustrzelonymi w lesie czy na polanie grzybami, trafi się relacja ze spotkania z kandydatem opozycji na senatora Krzysztofem Klęczarem (PSL), ale gubi się w gąszczu wpisów z udziałem wojewody. Na marginesie, wspomniany kontakt też nie wziął się znikąd, bo przecież Okoczuk w 2015 r. z listy ludowców starał się o miejsce w sejmie.Ale wróćmy do politycznego "romansu" z PiS. Trwa on od dość dawna. I dlatego niektórym się wydawało, że burmistrz chce uderzyć w posły z listy Prawa i Sprawiedliwości, więc przymila się, jak może. Ale nic z tego. Trudno ocenić czy sam Jarosław nie aspirował do roli kandydata (co wydaje się jednak mało prawdopodobne), czy też na liście PiS było tak ciasno, że nawet mysz się nie wcisnęła, a co dopiero słabo znany burmistrz. Wprawdzie zapadliska trapiące Trzebinię, go wyniosły na nieco wyższy poziom rozpoznawalności - bo tutaj telewizja, tam radio - ale mimo wszystko, to za mało.
Na liście znalazł się jednak wojewoda Łukasz Kmita, któremu burmistrz, jak tylko może, trzebińskie drzwi otwiera.
Jakież było więc zdziwienie, gdy zastępca burmistrza Okoczuka - Tomasz Żołądź zaczął wspierać posła Platformy Obywatelskiej Marka Sowę na ulotkach i na briefingu politycznym przed urzędem. Po drugiej stronie barykady, naprzeciw swojego szefa, stanął nawet w temacie sprawy sądowej, w której Kmita boksował się w trybie wyborczym z Sową. Pojechał na Marsz Miliona Serc do Warszawy, a wcześniej polecał "Zieloną granicę" Agnieszki Holland, czyli film, który nie jest w smak rządzącym.
To, że mamy różne poglądy, to rzecz naturalna, jednak w dzisiejszym spolaryzowanym politycznie i światopoglądowo świecie, w którym nawet najbliżsi potrafią się do siebie nie odzywać, taka rozbieżność w samorządzie - jak by nie patrzeć od lat upolitycznionym - może co najmniej dziwić.
Tomasz Żołądź zapytany, czy przełożony nie będzie zły, że jego zastępca poszedł w zupełnie innym politycznie kierunku, niż ten wyznaczony przez szefa, odparł: "Jarosław Okoczuk umie oddzielić pracę samorządową od polityki".
Sam burmistrz przekonuje, że faktycznie nie ma nic przeciw. Zapewnia, niczym kolejni prezydenci RP, że jest burmistrzem wszystkich - w tym wypadku mieszkańców gminy, a każdy ma prawo do własnych poglądów.
I choć burmistrz zaprzecza chłodnej kalkulacji, nie sądzę, by obstawienie obu wyścigowych koni było dziełem przypadku. Kręcenie się burmistrza wokół PiS, a jego zastępcy wokół PO, to raczej przemyślana strategia w czasie, gdy nie wiadomo, który koń dobiegnie 15 października do mety jako pierwszy, a co ważniejsze, który będzie tworzył rząd.
Oklahoma09:45, 05.10.2023
0 0
To przymilanie skończy się 15.10 i skończą się zdjęcia, wycieczki itp 09:45, 05.10.2023
Irasiad12:47, 05.10.2023
0 0
Jakież to jest oczywiste i zarazem żałosne... 12:47, 05.10.2023
winnicki14:06, 05.10.2023
0 0
Dlatego jestem za ustawowym zakazem używania barw partyjnych w wyborach samorządowych. Tu powinno się głosować na gęby kandydatów, komitety lokalne i rozliczać z tego co zrobili lub nie zrobili, a nie sugerować się która partia typa czy typiarę namaściła. Samorządność to chyba najlepsze co nam wyszło po '89 ale rządzącym to przeszkadza bo jest słabo sterowalne z Nowogrodzkiej. 14:06, 05.10.2023