Ludzie lubią się bać - przelom.pl
Zamknij

Ludzie lubią się bać

12:00, 14.01.2025
Skomentuj Monika Kassner Fot. Leszek Talko Monika Kassner Fot. Leszek Talko

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Pisanie to tak naprawdę ciężka praca – wiąże się z wieloma korektami, przemyśleniami, redakcjami tekstu. Często na spotkaniach autorskich czytelnicy mają do mnie pytania dotyczące szczegółów moich książek. Muszę więc być przygotowana na wszystko – mówi pisarka Monika Kassner w rozmowie z Zofią Jarczyk.

Jest pani w połowie chrzanowianką, w połowie Ślązaczką. Na co dzień mówi pani częściej po śląsku czy po polsku?
Zależy z kim. W domu razem z mężem używamy śląskiego. W pracy z niektórymi osobami również. Bardzo dużo młodych ludzi zaczyna mówić po śląsku. Ostatnio, gdy musiałam pójść do serwisu naprawy telefonów, obsługiwał mnie pan, który pięknie potrafił używać śląskiego. Łatwo przechodzę ze śląskiego na polski i odwrotnie.

 

Dlaczego pisze pani akurat kryminały?
Statystycznie najwięcej osób zaczytuje się właśnie w kryminałach. Ludzie lubią się bać, sprawia im przyjemność, że któryś z bohaterów jest w tarapatach. Kibicują mu, aby więcej nie spotykały go przykre zdarzenia. W tamtym roku w Radiu Katowice była czytana moja książka pt. "Sprawa rodziny Tebbe". Było mi z tego powodu bardzo miło. Ale nie chodzi o to, że specjalnie wybrałam ten gatunek, bo chcę dotrzeć do szerokiej rzeszy czytelników. Po prostu lubię tę literaturę. Są kryminały tzw. typowe, czyli takie, których akcja rozgrywa się w teraźniejszości. W innych akcja dzieje się w przyszłości, natomiast ja piszę kryminały retro – czyli te z akcją w przeszłości. Jest ich na rynku dość mało. Jako nauczycielka historii uważam edukację regionalną za tak ciekawą, że robię pewien zabieg „dydaktyczny” polegający na „przemycaniu” informacji związanych z danym miejscem w moich książkach. Czasami moi bohaterowie kupują coś na konkretnej ulicy w mieście. Kiedyś wykorzystałam autentyczny napad na bank, który był wydarzeniem przełomowym w moim utworze. U mnie bohaterami są nie tylko ludzie, są nimi też miejsca z okresu dwudziestolecia międzywojennego, zwłaszcza na Śląsku, o którym mało się mówi na lekcjach w szkołach. O Chrzanowie również nie mówi się w szkole, ponieważ jest tendencja do skupiania się na historii Polski z punktu widzenia Warszawy, czyli centrum. Chrzanów jest miastem na pograniczu, ma silne związki z Małopolską, ale i ze Śląskiem, bo kiedyś był na szlaku handlowym łączącym oba te regiony. Stwierdziłam, że kryminały z lokalnym podtekstem są dobrym pomysłem, bo dlaczego mamy pisać tylko o większych, znanych miastach? Czemu jakiś kryminał nie miałby powstać w Chrzanowie? To byłoby bardzo ciekawe.

Myślała Pani o tym, aby akcja kolejnej książki działa się w Chrzanowie?
Myślałam o napisaniu czegoś innego, niż dotychczas. Nie wiem jednak, czy kiedykolwiek ta książka powstanie. Dotyczyłaby zupełnie innej historii, losów mieszkańców Chrzanowa sprzed II wojny światowej i podczas jej trwania. Na razie nie dojrzałam do napisania i wydania tej książki, bo to są trudne historie, nawet dla dzisiejszych mieszkańców Chrzanowa. Chodzi o małżeństwo polsko-żydowskie, bo to było coś, czego się w Chrzanowie nie spotykało, mimo że Żydów było tam wielu. Ale nie tylko. Podczas wojny przy ul. Słonecznej mieszkał komisarz niemieckiej policji o nazwisku Rolle. Była też w Chrzanowie rodzina Balionów, niektórzy jej członkowie trudnili się kradzieżami. Za czasów okupacji niemieckiej wszystkie zwierzęta były znaczone i nie wolno było ich zabijać. Oni zabili świnię i dowiedzieli się, że przyjdzie kontrola z gestapo. Zakopali ją więc w ziemi, leżała tam trzy dni, a jak ją odkopali, to nie było już nic do wykorzystania.

 

Kiedy pani sobie uświadomiła, że chciałaby być pisarką?
Pisać zaczęłam już w szkole podstawowej. Na początku były to krótkie opowiadania dotyczące tematyki historycznej, bo ona zawsze mnie interesowała. Oprócz tego pisałam też wierszyki (recytowane przez dzieci na akademiach szkolnych, z czego byłam bardzo dumna). W liceum nauczyciele uważali, że piszę przeciętnie, więc porzuciłam to. Dopiero, gdy zostałam redaktorem naczelnym czasopisma "Jaskółka Śląska", zaczęłam szlifować swój warsztat pisarski. Zawsze interesowałam się też odrobinę psychologią i zauważyłam, że ludzie mają pewne predyspozycje od urodzenia. Zgadzam się zdecydowanie z teorią Gardnera o inteligencjach wielorakich. Zakłada ona, że jest kilka rodzajów inteligencji: interpersonalna, matematyczno-logiczna, itd. Na studiach mówiono nam też o inteligencji muzycznej. Brakowało mi tego, aby ktoś wspomniał o inteligencji historycznej – bo mnie od zawsze, od najmłodszych lat, interesowało to, co było kiedyś – historia, starocie. Wszyscy mówili mi: „Po co ci to? Przecież to jest stare”. Poza tym odkąd pamiętam, miałam też w sobie chęć zapisywania i konserwowania myśli na papierze.

Jak często wydaje pani nową książkę?
Pisarz zawodowy wydaje mniej więcej dwie książki na rok. Ja na co dzień pracuję jako nauczycielka, więc mój czas jest zdecydowanie bardziej ograniczony. U mnie to mniej więcej jedna książka w ciągu roku, czasami publikuję nawet rzadziej.

Co panią inspiruje?
Z tym bywa różnie. Zawsze interesowały mnie indywidualne, jednostkowe historie. Zarówno te związane z Chrzanowem, czyli z Małopolską, jak i ze Śląskiem. Najwięcej ciekawych tematów można zaczerpnąć od ludzi albo odkryć samodzielnie. Czym bardziej zagłębiamy się w historię, tym ciekawszych rzeczy się dowiadujemy. Kiedy uczy się historii w szkole, to bywa ona nieciekawa, bo nauczyciele skupiają się na aspektach politycznych i gospodarczych. Jeśli mamy jednak do czynienia z jednostkowymi opowieściami, od razu robi się ciekawiej - ludzie dzielą się nimi ze mną podczas spotkań autorskich. Czasami inspiruję się też historiami mojej rodziny lub tymi z książek innych autorów, ale to są niszowe tytuły, których nakład to np. 100 egzemplarzy. Mówi się, że takich książek nikt nie czyta – ja czytam.

Można więc powiedzieć, że inspirują panią przede wszystkim inni ludzie?
Tak. Historię tworzą ludzie, nie ma historii, która tworzy się samoistnie. Czasami spotykam się ze stwierdzeniem, że państwa tworzą historię – owszem, ale przecież to ludzie tworzą państwa.

Jest Pani polonistką i historyczką. Czy wykształcenie jest pomocne w pisaniu?
Tak, oczywiście! To bardzo pomaga, bo wiem gdzie i jak szukać informacji. Specjalizuję się w średniowieczu, jestem mediewistą, a oni dzięki wiedzy zdobytej na studiach, potrafią poszukiwać źródeł i z nich korzystać. Robię to zawsze przy pisaniu każdej kolejnej książki.

Jakie to są źródła?
Na przykład świetnymi źródłami, jeśli chodzi o dwudziestolecie międzywojenne, są księgi adresowe. Dzięki nim wiemy, jakie sklepy były przy danej ulicy, jaki dom tam stał i na witrynę czyjego sklepu mógłby patrzeć bohater książki. Mogę wybrać, u którego z dawnych sprzedawców moja postać kupi kapelusz lub w której kawiarni wypije kawę. Sprawdzam również menu restauracji, to mnie bardzo interesuje. Przydatne mogą być też czasopisma z wykrojami dawnych strojów. Oprócz tego ciekawią mnie stare pocztówki i gazety codzienne, abym mogła zobaczyć, jak miasto kiedyś wyglądało. Jeśli nie mogę do jakiegoś miasta pojechać, to używam Google Maps – żeby dowiedzieć się, w którą ulicę moi bohaterowie mogliby skręcić. Wykorzystuję również historie zasłyszane od innych ludzi, lecz najpierw je weryfikuję. Korzystam też z tego, co napisali inni – na przykład, jest taka książka pt. „Pechowcy” dotycząca afer szpiegowskich na Górnym Śląsku. Wydano ją w 150 egzemplarzach i opisano w niej przypadki wszystkich agentów z dwudziestolecia międzywojennego z tego terenu. To nie wygląda jednak tak, że w pewnym momencie mam już wszystkie materiały i zaczynam pisać. Szukam informacji w trakcie pisania, a czasem nawet podczas ostatniej redakcji zdarzy mi się odkryć coś nowego albo coś poprawić.

Być może ten wywiad przeczytają jacyś początkujący pisarze. W jaki sposób mogliby rozwinąć swoje umiejętności? Wskazówka od pisarki mającej w dorobku już kilka książek, może okazać się pomocna.
Przede wszystkim: dużo czytać. Można dzięki temu zobaczyć jak piszą inni, jakie mają pomysły, jak prowadzą narrację, na co kładą największy nacisk. Polecam też różnego rodzaju kursy. Ja przeszłam dwa i bardzo mi pomogły. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że po skończeniu kursu czyta się beletrystykę w konkretny sposób. Zaczynamy zauważać, że akcja dzieli się na trzy akty (jak w dramacie), widzimy gdzie jest punkt kulminacyjny. Na takich kursach spotykamy też pisarzy, którzy piszą lepiej od nas. Nie można uznać, że to co napiszemy, jest doskonałe, bo nie jest. Większość autorów spotyka się z odmową, gdy wysyła swoje książki do dużych wydawnictw, bo teksty są niedopracowane. Nie chodzi o to, że ci pisarze nie mają talentu, tylko o ich warsztat. Trzeba też pisać jak najwięcej. Nie chodzi też o to, żeby być największym krytykiem własnego stylu. Ale warto podchodzić trochę krytycznie do tego, co się napisało. Dobrym pomysłem jest pokazanie tego komuś; osobie, która nie ma nic wspólnego z pisaniem i komuś, kto już coś napisał, wydał. I dzięki tym dwóm różnym perspektywom możemy zobaczyć to, co napisaliśmy w innym świetle. Czasami zdarza się tak, że wpadnie nam do głowy jakaś cenna myśl lub zdanie, które brzmi idealnie. Wtedy trzeba od razu to zapisać, chociażby nagrać na dyktafon w telefonie, bo gdy tego nie zrobimy, na pewno tego nie zapamiętamy.

Pisanie książek jest łatwym zajęciem?
Pisanie to tak naprawdę ciężka praca – wiąże się z wieloma korektami, przemyśleniami, redakcjami tekstu. Często na spotkaniach autorskich czytelnicy mają do mnie pytania dotyczące szczegółów moich książek. Muszę więc być przygotowana na wszystko. Jeżeli chcemy wydać swój utwór, to znaczy, że piszemy też dla czytelnika. Gdybym chciała pisać tylko dla siebie, włożyłabym to do szuflady.

Monika Kassner – ur. 1976 r.; historyczka i polonistka, działaczka społeczna, dziennikarka pisząca po śląsku, czynna nauczycielka. Laureatka pierwszej nagrody w ramach IX edycji konkursu na Jednoaktówkę po śląsku za tekst "Pōnbōczkowi świyczka". Pasjonuje się historią Śląska i średniowiecza, zwłaszcza angielskiego. Uważa, że historia miejsca, w którym mieszkamy, jest kluczem do poznania samego siebie. Autorka książek: „Zaginione perły księżnej Daisy”, „Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było”, „Ludzie, których powinieneś znać, bo zmienili świat. Dwadzieścia wybitnych postaci z historii Polski”, „Sprawa Rollnika. Zbrodnia prawie doskonała”, „Sprawa Rodziny Tebbe. Kolacja z mumią”.

Archiwum Przełomu nr 39/2024

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

endriu64 endriu64

3 0

Przełomieeeeee!!! Nie mówi się po Śląsku, tylko gwarą śląską. Nie ma języka śląskiego, jest gwara Śląska!!! Kto was uczył polskiego !!! Rudy ?

17:30, 14.01.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

OGŁOSZENIA PROMOWANE

0%