Jak podlewać ogródek, to niekoniecznie z pompą - przelom.pl
Zamknij

Jak podlewać ogródek, to niekoniecznie z pompą

17:30, 30.07.2024 . Aktualizacja: 16:00, 05.08.2024
Skomentuj Michał Rzepka Michał Rzepka

Przy podlewaniu ogródka można się nabiegać z konewką i słono płacić za wodę, albo tak jak Michał Rzepka z Chełmka - odkręcić trzy kurki i uzyskać ten sam efekt.

Z Trzebini do Chełmka jest ok. 30 km. Jadę tam w upalne, lipcowe popołudnie, żeby zobaczyć autorski pomysł na nawadnianie ogródka. Żar leje się z nieba, czuć burzę, wokół czarne chmury, ale w Trzebini nie pada. Wieczorne podlewanie mnie nie minie. 

Przejeżdżam przez Chrzanów, a tu... oberwanie chmury. Studzienki kanalizacji burzowej przy Oświęcimskiej nie wytrzymują naporu wody. W Libiążu podobnie. Myślę o tych szczęśliwcach, którzy łapią deszczówkę. Mają dobry dzień! Ich ogródkowe zbiorniki się na pewno wypełnią po brzegi.

Marzenia się spełniają

Wjeżdżam do Chełmka. Jest sucho. Jak w Trzebini. Docieram  w piękne, spokojne miejsce. Do centrum miasteczka niedaleko.

Długa, wąska i równa działka państwa Rzepków zaczyna się kilkanaście metrów przed domem. Przy wjeździe rosną krzewy ozdobne, a dalej warzywa. Wzdłuż budynku rzuca się w oczy szpaler kwiatów w donicach: kanny, hortensje i wiele innych. 

Rzepkowie osiedlili się w Chełmku cztery lata temu. - Zawsze chciałam mieć dom z ogródkiem - przyznaje żona pana Marcina. Marzenia się spełniły. W wymarzonym ogródku bawi się już trójka radosnych dzieciaków. Są huśtawki, piaskownica. Tata Michał zapewnia, że cała trójka złapała już ogrodowego bakcyla.  

 - Każde z dzieci ma swoją konewkę. Potrafią też odkręcić kranik zbiornika na deszczówkę i nabrać wody. Dla nich podlewanie to zabawa. Wiedzą też gdzie rośnie marchewka, a gdzie inne ogrodowe smakołyki. Po prostu towarzyszą nam przy pracy na grządkach i poznają rośliny - opowiada.  

W warzywniaku nie brakuje niczego. Są okazałe cukinie, pomidory i ogórki. Jedną z grządek zaatakowały jednak nornice. Zżarły buraczki, groch, a nawet cebulę. Na nornice nie ma skutecznego sposobu. Z podziemnych korytarzy podjadają wszystko co lubią. 

- Liczę już tylko na koty i psy sąsiadów jako odstraszacze - śmieje się pan Michał. 

 

Wiedza jest w internecie

Michał Rzepka ma 44 lata. Pochodzi z Chrzanowa. Od lat związany jest z harcerstwem. Pracuje w służbach mundurowych. 

- Wcześniej na temat upraw wiedziałem niewiele, bo pochodzę z miasta. Wychowałem się w blokach, co najwyżej wpadałem na działkę do dziadka - przyznaje.

Powoli sam staje się ogrodowym ekspertem i chętnie dzieli się doświadczeniem ze znajomymi. Jako pierwszy zareagował na posta na facebookowym profilu Przełomu zachęcającego do pochwalenia się autorską instalacją do łapania deszczówki.

Wiedzę o uprawie ogrodu czerpie głównie z internetu. Na YT, znalazł mnóstwo instruktażowych filmików. Za pośrednictwem internetu kupuje też przedmioty niezbędne w gospodarstwie i wykorzystywaniu wód opadowych. Zapewnia, że to nie są jakieś kosztowne zakupy, chyba że ktoś celuje w asortyment nawadniający i dekoracyjny zarazem z najwyższej półki.

W ogrodnictwie przydają się też panu Michałowi obserwacje pogody.

- Tu gdzie mieszkam, jest taka enklawa. Szczęśliwie omijają nas nawalne deszcze i burze szalejące na linii Bieruń-Oświęcim i Jaworzno-Chrzanów. Sam już nie wiem, czy ta susza nie jest jednak bezpieczniejsza? Na pewno jest jedną z przyczyn, dla których mając sporą działkę, zacząłem się poważnie zastanawiać, jak ją nawadniać, żeby cokolwiek tu wyrosło - opowiada gospodarz.  

Na posesji Rzepków stoją dziś cztery naziemne zbiorniki na deszczówkę połączone z rynnami. 200-litrowe i 500-litrowy. Dwa z nich podarowała małżonkom babcia żony pana Michała. Z największego gospodarze czerpią wodę nie tylko do podlewania ogródkowych rabat, ale i kwiatów domowych i tych na tarasie. 

W ogrodzie jest studnia. 

- Poprzedni właściciel trochę ją zaniedbał, ale powoli się czyści. Żeby z niej korzystać do podlewania, muszę włączyć pompę. Z naziemnych zbiorników woda spływa grawitacyjnie. To czysta oszczędność prądu. Studnia pozostaje awaryjnym źródłem nawadniania ogrodu, gdyby przykładowo zużyła się cała woda ze zbiorników - zauważa Michał Rzepka. 

 

Rachunek jest prosty

Michał Rzepka obliczył, że podczas deszczowej nocy do jednego zbiornika wpada ok. 150 l wody. We wszystkich czterech przy jego domu przybywa więc 600 l.  To spory zapas. I choć wydaje się, że opadów jest w tym roku bardzo mało, także w Chełmku, to zapamiętał, że tylko raz największy jego zbiornik opróżnił się całkowicie. Poza tym, nie każdego dnia trzeba podlewać. Liczy, że pomimo suszy, jesienią opadów będzie więcej.

Jest zdecydowanym zwolennikiem naziemnych pojemników na deszczówkę. Ich walorem, oprócz oszczędzania prądu (nawadnianie grządek odbywa się grawitacyjnie), jest też to, że woda ma temperaturę otoczenia. W upały jest dla roślin najlepsza. W dalszych planach inwestycyjnych ma duży, napowietrzny zbiornik na deszczówkę.

Na początku przygody z ogrodnictwem państwo Rzepkowie czerpali wodę ze zbiorników konewkami, ale takie podlewanie zajmowało mnóstwo czasu, a przy trójce dzieci jest co robić. Z czasem pan Michał zaczął do zbiorników podłączać tzw. linie kroplujące, czyli węże z dziurkami. Teraz tylko odkręca i w dwie, trzy godziny wszystkie rośliny są nawodnione. 

- Szczerze mówiąc na początku nie wiedziałem jak to wszystko powinno wyglądać, więc nie starałem się o żadną dotację do łapania deszczówki. Dużo na ten temat czytałem, oglądałem filmiki na YT. Korzystam z doświadczeń znajomych, ale też wymyślam własne rozwiązania. W tym roku podłączyliśmy się do kanalizacji, teraz przymierzamy się do termomodernizacji i złożeniu wniosku o jej dofinansowanie - rysuje swoje plany. 

Na razie całą instalację nawadniającą utrzymuje na powierzchni ziemi. Głównie dlatego, że niektóre rabaty zaplanowane zostały wzdłuż ściany domu. Boi się, aby budowlańcy w trakcie docieplania nie zniszczyli ani wężyków rozprowadzających wodę, ani kwiatów rosnących na razie w doniczkach. Dzięki temu na zimę i na czas prac remontowych, wszystko można będzie szybko zwinąć i zabezpieczyć. 

 

Epilog

Kiedy po dwóch godzinach wyjeżdżam z Chełmka, niebo nad miasteczkiem jest nadal pogodne. Po drodze, w Libiążu, jest po deszczu. W Chrzanowie trafiam na kolejną nawałnicę. Przy Oświęcimskiej bulgoczą studzienki. Ledwo przejeżdżam rozlewisko pod wiaduktem na Siennej. Sąsiedni przejazd pod Krakowską jest już kompletnie zalany. Jadę Podwalem w kierunku Trzebini. W radiu słyszę, że Dworcowa w mieście zalana i zamknięta. Omijam ją i zastanawiam się, czy hortensje w moim ogródku przeżyły  deszcz. Czy jeszcze stoją, czy już leżą. Okazuje się, że nie jest źle, bo w Górce tylko pokropiło. Biorę konewkę i zabieram się za podlewanie grządek. Schodzi z godzinę. Wieczorem wiercę mężowi dziurę w brzuchu opowiadając o wężykach i naziemnych systemach kroplujących na  grządka i rabatach pana Michała. 

- Mamy przecież studnię i stary zbiornik po starym szambie - słyszę.

- Ale nie mamy tych wszystkich wężyków, poza tym trzeba włączyć pompy - argumentuję i odpalam internet, aby przestudiować rodzaje i ceny gadżetów do nawadniania. Nie jest źle. Jak się to dobrze tę inwestycję przemyśli, to gmina dołoży  2000 zł, a WFOŚ można dostać nawet 6000 zł kosztów kwalifikowalnych (85 proc. kosztów inwestycji). Trzeba szykować plan i wnioski na przyszły rok.

 

Wiesz, że

  • W trakcie intensywnej ulewy na 1 m2 spada 30, 50, a nawet 135 l wody w ciągu doby. Można ją wykorzystać. Legalnie. Za darmo. 
  • 10-minutowy silny opad deszczu pozwoliłby aż 20 razy spłukać toaletę, trzy razy umyć samochód lub zrobić kilka prań. Jest to oszczędność na poziomie ok. 80 l wody pitnej. 

 

Deszczówka

Deszczówki nie wolno odprowadzać na ulicę ani do kanalizacji. Nie można jej też skierować na sąsiednią działkę. Pozostaje ją "łapać" i wykorzystać do dalszych celów. Najłatwiejszym sposobem jest zbieranie do specjalnego zbiornika. Dzięki wodzie opadowej oszczędzamy wodę pitną, której nie musimy wykorzystywać do podlewania ogrodu. Dzięki zbieraniu wody nie powstają w nim kałuże. Deszczówkę możemy wykorzystać do mycia chodników i parkingu z kostki brukowej, a nawet do prania. Deszczówka nie jest zdatna do picia.

 

Jak zbierać deszczówkę 

Do zbierania wody opadowej wykorzystuje się dach oraz rynny. Stąd można ją odprowadzić do specjalnych zbiorników. Na rurach spustowych montuje się kolektor rynnowy (potocznie zwany zbieraczem deszczu), który transportuje wodę do zbiorników (podziemnych lub naziemnych).  Zbiorniki naziemne warto wyposażyć kran ogrodowy, dzięki któremu wygodnie będzie pobierać z nich wodę. Naziemny zbiornik na deszczówkę może mieć pojemność od 200 do nawet 2000 litrów.

 

Zbiornik naziemny jako ozdoba

Najlepiej, gdy zbiornik jest z materiału odpornego na warunki atmosferyczne i działanie promieni UV. Dzięki temu w wodzie nie będą się rozwijać mikroorganizmy oraz glony. Zbiorniki wykonane z tworzywa sztucznego są najtańsze, ale też i mniej estetyczne. Najładniej prezentują się zbiorniki wykonane z tworzywa imitującego kamień lub drewno. Kosztują nawet kilkaset złotych.

Podziemny zbiornik na deszczówkę

Może pomieścić nawet 10 tys. litrów wody. Nie ma dostępu do światła, a temperatura wody utrzymuje się w nim na poziomie 6-8 stopni Celsjusza, nie rozwiną się w nim szybko glony.

Dofinansowania do deszczówki

Trzeba się nimi interesować na początku każdego roku. To wtedy samorządy ustalają kwoty i warunki udzielania dotacji do łapania deszczówki.

Pomoc rządową można uzyskać aplikując do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (program Moja Woda). Potrzebny jest wniosek i dokumenty potwierdzające wykonanie instalacji. W Małopolsce nabór tegoroczny zakończył się 30 czerwca. Dofinansowywany jest zakup i montaż oczek wodnych; systemów drenażu w zielonych dachach (bez kosztów nasadzeń); pomp, filtrów, przewodów oraz wszystkich elementów służących do drenażu lub gromadzenia wody opadowej.

2000 zł dofinansowania  w ramach programu "Trzebińska deszczówka" oferowała mieszkańcom w tym roku gmina Trzebinia.

2000 zł lub 3000 zł dofinansowania w ramach gminnego programu "Łap deszczówkę" oferował w tym roku Chrzanów.

Samorząd województwa małopolskiego dofinansowuje gminy, które angażują się w zaopatrzenie mieszkańców w naziemne zbiorniki retencyjne na deszczówkę i pojemności 500 do 1000 l. Nabór wniosków od gmin już się zakończył. Zbiorniki mają być zakupione i rozdysponowane mieszkańcom najpóźniej do 31 grudnia br.

 

 

Alicja Molenda

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu przelom.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%