Długo wyczekiwany film w rzadkim u nas, bo drogim, gatunku marynistycznym, przynosi niestety wiele zawodów. Stojącego za kamerą znakomitego dokumentalistę Jacka Bławuta zgubiły zbyt wielkie ambicje.
Historia jest oparta na faktach. Podwodny torpedowiec ORP Orzeł to duma przedwojennej polskiej marynarki wojennej, który po wybuchu II Wojny Światowej znalazł się na terenach Wielkiej Brytanii. Wiosną 1940 roku otrzymuje rozkaz patrolu po wodach Morza Północnego. Dumna polska załoga jest w siódmym niebie. Trafia jednak na znacznie liczniejsze i mocniejsze statki niemieckiego wroga. Uszkodzony w walce Orzeł osiada na dnie. Czy zdeterminowanym marynarzom uda się go jeszcze uruchomić?
Bławut obiera w scenariuszu niezwykle trudną ścieżkę pragnąc opowiedzieć o bohaterze zbiorowym. Na planie udało mu się zgromadzić pierwszą ligę polskich aktorów z Ziętkiem, Schuchardtem, Kościukiewiczem i Woronowiczem na czele. Znakomitych nazwisk jest więcej.
Cóż z tego, skoro właściwie nie mają co grać? Siatka konfliktów między postaciami nie istnieje. Natomiast zagrożenie z zewnątrz nie jest wystarczająco ukazane, zapewne z powodu ograniczeń budżetowych. W efekcie jedna strzelanina, która pojawia się w filmie, wypada raczej na nieudolną niż waleczną. Co pozostaje? Śledzenie kolejnych, fachowych rozkazów, kropel potu i wilgoci spływających po twarzach marynarzy i klaustrofobiczna atmosfera narastającego niepokoju wykreowana poetyckimi zdjęciami Joli Dylewskiej.
Adaś Niezgódka12:19, 28.10.2022
0 0
Przełom proponuje film, który jak sam określa przynosi wiele zawodów.
12:19, 28.10.2022