Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Wspomnienie o mojej mamie...

08.09.2010 12:31 | 0 komentarzy | 23 491 odsłony | red
Mówi się, że matka to najważniejsza osoba w życiu każdego człowieka. Niestety, z perspektywy czasu to stwierdzenie zanika, niszczeje w społeczeństwie. Śmierć bliskiej osoby w jednej chwili potrafi przewrócić ludzkie życie do góry nogami. Na pewne słowa, czyny, gesty jest już za późno. A ja już nigdy, do nikogo nie powiem - mamo.
0
Wspomnienie o mojej mamie...
Katarzyna Bukowiecka
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Katarzyna Bukowiecka (1970-2007)

Mówi się, że matka to najważniejsza osoba w życiu każdego człowieka. Niestety, z perspektywy czasu to stwierdzenie zanika, niszczeje w społeczeństwie. Śmierć bliskiej osoby w jednej chwili potrafi przewrócić ludzkie życie do góry nogami. Na pewne słowa, czyny, gesty jest już za późno. A ja już nigdy, do nikogo nie powiem - mamo.

Moja mama, Monika Katarzyna Bukowiecka (wszyscy mówili do niej Kasia) urodziła się 22 lipca 1970 roku, zmarła 4 października 2007 roku. Miała zaledwie 37 lat. Jej śmierć diametralnie zmieniła moje życie. W jednej chwili z pogodnej nastolatki musiałam stać się poważną kobietą, która od tamtej chwili była zdana wyłącznie na siebie. Moja mama pozostawiła po sobie wiele ciepłych wspomnień, kilka zdjęć, które zawsze wywołują uśmiech na mojej twarzy, ale przede wszystkim te, najważniejsze dla człowieka, ideały, które staram się pielęgnować próbując ułożyć własne życie.

Promienny uśmiech, szybkie samochody i zwierzęta...
Moja mama nie miała żadnych szczególnych osiągnięć, o których mogłabym wspomnieć. Z perspektywy czasu myślę, że jej największym osiągnięciem jestem właśnie ja, ponieważ wszystko to, czego mnie nauczyła, odzwierciedla się w tym, co robię i kim tak naprawdę jestem. Z mamą kojarzy mi się zawsze promienny uśmiech, który został zapamiętany przez nasze sąsiadki.
- Kasia zawsze, jak jechała samochodem, to się uśmiechała i kłaniała, inaczej być nie mogło - wspomina jedna z moich sąsiadek.
Z pewnością pasją mojej mamy były szybkie samochody, co nie jest raczej typowe dla kobiety. Kiedy wracam myślami do czasów gimnazjum, to od razu przypominają mi się jej długie rozmowy z moimi kolegami na temat silników, koloru tapicerek, maksymalnej prędkości pojazdu itd.

Oprócz koni mechanicznych, moja mama kochała zwierzęta. W domu poza dwoma wielkimi psami była jeszcze rozpieszczona kotka. Pamiętam taką historię: znalazłyśmy na podwórku zwykłego, szarego wróbla ze złamanym skrzydłem, który miał posłużyć psom za zabawkę. Moja mama wsadziła jednak ptaszynę do pudełka i zawiozła do weterynarza. Wróbelek wyzdrowiał i myślę, że nawet dzisiaj ma się dobrze.

Akcje charytatywne i błysk w domu...
Jest takie trafne powiedzenie, że człowiek jest szczęśliwy tylko wtedy, gdy dzieli się z innymi. Tego nauczyła mnie mama i takie postępowanie naprawdę czyni człowieka lepszym. Mama chętnie pomagała mi przy organizowaniu różnych akcji charytatywnych w szkole. Niedługo przed śmiercią była mocno zaangażowana w mikołajkowe wyjazdy do Domu Dziecka w Oświęcimiu.
Pomimo tego, że była bardzo zabiegana, miała niesamowity porządek w domu. Wszędzie lśniło. Okna były myte praktycznie co dwa tygodnie, podłogi odkurzała i myła codziennie! Kiedyś się z tego bardzo śmiałam, ale teraz widzę, że to „wada” wrodzona i powoli zacznę robić to samo.

Docenia się po utracie...
Bardzo trudno pisze się o kimś, kogo już nie ma. Szczególnie jeśli ten ktoś był nam bardzo bliski. Niestety osoby, dla których bardzo często znaczymy więcej niż wszystko, doceniamy wtedy, kiedy ich zabraknie...

Nie chcę w żaden sposób idealizować mojej mamy, bo każdy ma swoje wady i zalety; każdy popełnia błędy, ma momenty załamania i rozterki. Przecież jesteśmy tylko ludźmi.

Mojej mamy nie ma ze mną już prawie trzy lata. Nie było jej na tym najważniejszym życiowym etapie mojego życia, w momencie, kiedy wkraczałam w dorosłe życie. Nie było jej w dniu moich 18 urodzin, nie było na wręczeniu świadectw maturalnych, nie było w momencie, kiedy dostałam się na studia. Zawsze w takich chwilach w oczach zbierały mi się łzy, ponieważ wciąż powraca świadomość tego, że jestem z tym wszystkim sama.

Myślę o niej każdego dnia, nad jej grobem odnajduję ciszę, spokój, ukojenie. Wyciszam się. Ale są święta, jest Dzień Matki i urodziny. A w tym roku obchodziłaby swoją „czterdziestkę”.

Najbardziej jest mi żal tego, że dopiero kilka tygodni przed jej śmiercią zaczęłyśmy mieć bardzo fajne relacje. Pamiętam jej słowa: dopóki ja jestem, będziesz miała życiową stabilizację...
Kim była moja mama? Dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym. Kimś, kto pokazał mi, że pomimo wszelkich przeciwności losu należy walczyć o to, co ważne, do samego końca...

Chciałabym również zwrócić się do wszystkich z małym apelem. Po pierwsze spróbujmy zauważać drugiego człowieka, który stracił bliską osobę. Nie bójmy się podejść do kogoś takiego i spróbować z nim porozmawiać. Nauczmy się mówić o tym, co nas boli. Przede wszystkim jednak pragnę zachęcić wszystkich do opisywania wspomnień dotyczących bliskich nam osób, które już nie żyją. Myślę, że jest to wspaniały gest skierowany w stronę tych, którzy na zawsze żyć będą w naszej pamięci...
Marta Domagała

Przełom nr 35 (954) 1.09.2010