Małżeńskie perypetie barona Loewenfelda (I)
Żoną jednego z ostatnich właścicieli chrzanowskiego obszaru dworskiego, była Alice Evens, córka Henry Evensa, kapitana Fizylierów Królewskich i adiutanta naczelnego wodza armii brytyjskiej Jerzego, Księcia Cambridge. Henryk Loewenfeld w tytułach teściowi nie ustępował. W katalogu Abe Gutnajera wydanym z okazji licytacji jego zbiorów w 1939 r. nazwano go "baronem".
Kuracja w prowincjonalnym Chrzanowie
Do spotkania przyszłych małżonków doszło w Chrzanowie we wrześniu 1880 r. Siedemnastoletnia Alice Evens przyjechała tu z Londynu. Jej rodzice byli zaprzyjaźnieni z bratem Róży Loewenfeld, dr. Ascherem, pracownikiem British Museum w Londynie. Dr Ascher zaproponował rodzicom Alice wysłanie córki w podróż zagraniczną dla podratowania jej szwankującego zdrowia. Celem miał być Chrzanów, leżący ówcześnie na terytorium Austrii. Tak więc angielska nastolatka miała z Loewenfeldami pośrednie powiązania towarzyskie już przed swą wizytą w Chrzanowie, gdzie po raz pierwszy dane jej było spotkać się z Henrykiem. 21-letni młodzieniec kończył właśnie odbywanie służby wojskowej w Królestwie Saksonii.
Z powodu planowanych na 1 października uroczystych urodzin ojca, Emanuela Loewenfelda, Henryk postanowił skrócić sobie służbę w wojsku o dwa dni i przyjechał do Chrzanowa 29 września. Potraktowano to jako dezercję i następnego dnia pod eskortą żandarmerii wojskowej odesłano go do Saksonii, gdzie spędził trzy miesiące w areszcie w twierdzy Königstein.
Po powrocie do Chrzanowa zastał goszczącą nadal u jego rodziców Alice. Wywarł na niej największe ze wszystkich braci wrażenie. Warto dodać, że w czasie jego nieobecności wszyscy usiłowali zdobyć względy młodej Angielki. Wydaje się, że to właśnie dla Henryka Alice przeciągnęła swój pobyt w prowincjonalnym Chrzanowie, gdzie, jak później pisała, bardzo się nudziła. Wkrótce jednak musiała wracać do Anglii.
Dziwne to było małżeństwo
Po śmierci ojca w 1881 r. Henryk (wraz z braćmi) został formalnym dziedzicem dóbr w Chrzanowie. Nie zamierzał jednak gnuśnieć na rubieżach cesarstwa. Ciągnęło go do wielkiego świata, tym bardziej iż przejęcie wyłącznego dziedzictwa po ojcu wiązało się ze spłatą zobowiązań finansowych wobec braci. Alice Evens była jego najważniejszym łącznikiem z tym światem. Wkrótce wybrał się więc do Anglii. W podróż wyruszył bez większej gotówki i jakiegokolwiek przygotowania zawodowego, lecz z nadzieją na zdobycie fortuny.
Evensowie, którzy z pięcioma córkami zamieszkiwali obszerną willę w Dulwich na południowych przedmieściach Londynu, przyjęli go jak członka rodziny. W grudniu 1884 r. Henryk i Alice pobrali się w Anglii, a następnie wyjechali w podróż poślubną do Chrzanowa.
Od początku było to nieco dziwne małżeństwo: Alice pochodziła z konserwatywnej rodziny anglikańskiej, była drobniutka, słabowita, niedoświadczona i przyziemna. Z Henrykiem pochodzącym z rodziny żydowskich konwertytów, człowiekiem ekscentrycznym i niekonwencjonalnym, łączyło ją głównie wspólne zamiłowanie do koni.
Jeszcze przed ślubem Henryk oświadczył przyszłej żonie, iż wierność nie jest jego mocną stroną. Czy Alice wzięła to wyznanie serio, tego się zapewne nigdy nie dowiemy, ale za Henryka wyszła. Musiała być więc w nim zakochana. On zaś, jak się wydaje, traktował swój ożenek raczej instrumentalnie, czyli jako okazję do rozpoczęcia serii pomyślnych interesów na Wyspach, które przyniosły mu majątek, o jakim zawsze marzył. Miał zresztą szczęście do interesów i czegokolwiek się tknął, zaraz obracało się w brzęczącą monetę.
Wszystko obracał w pieniądz
W Anglii zajmował się grą na giełdzie, handlem nieruchomościami, prowadził teatr, a nawet produkował piwo bezalkoholowe, Kop`s Ale, którego wytwarzania nauczył się, studiując podręczniki piwowarstwa w bibliotece British Museum. W Fulham pod Londynem kupił sześć akrów ziemi, gdzie za niemal 50 tys. funtów szterlingów postawił browar, który w 1892 r. produkował ok. 38 tys. litrów bezalkoholowego piwa dziennie (ruiny browaru nadal istnieją).
Henryk Loewenfeld potrafił zręcznie zadbać o autoreklamę, dając w Londynie wykład naukowy na temat szkodliwości spożywania alkoholu i walorów trunków bezalkoholowych, których był producentem. Jego autopromocja została życzliwe przyjęta zarówno w prasie naukowej (w tym w prestiżowym magazynie medycznym "The Lancet"), jak i religijnej. Zauważono przy tym, iż: "Pan Loewenfeld, niewysoki, energiczny brunet w wieku ok. 40-45 lat mówi [po angielsku] z nieznacznym akcentem niemieckim".
W 1893 r. Henryk dokonał ekspansji na rynek wydawniczy, kupując przez podstawionego agenta angielską popołudniówkę "Pall Mall Gazette". W tym samym roku wziął w dzierżawę londyński Prince of Wales Theatre (Teatr Księcia Walii), rozpoczynając swoją przygodę z życiem rozrywkowym angielskiej stolicy. Zaś od 1900 r. był właścicielem wybudowanego przez siebie teatru "Apollo" przy Shaftesbury Avenue 33, który sprzedał po 20 latach.
Pani Henrykowa zaprasza
Małżeństwo Henryka i Alice zaowocowało narodzinami dwóch córek: Heleny (1887) i Małgorzaty (Margaret, 1890). Po narodzinach drugiej córki Henryk za niewielkie pieniądze zakupił rezydencję przy Lowndes Square w centrum Londynu (wcześniej zajmowaną przez ambasadora USA w Wielkiej Brytanii, Edwarda Johna Phelps`a). Kupił willę tanio tylko dlatego, że pojawiło się w niej robactwo. Miał ponoć wzruszyć ramionami i powiedzieć: "Cóż znaczy tych kilka pcheł?" [przy takiej cenie].
Loewenfeldowie, pozbywszy się "kilku pcheł", prowadzili wystawne życie na Lowndes Square, stając się częścią londyńskiej socjety i podejmując u siebie na przyjęciach wielu ustosunkowanych przedstawicieli ówczesnego życia politycznego i gospodarczego. Alice była dumna z finansowych i towarzyskich sukcesów męża, które potwierdzały słuszność wyboru jej serca. W 1897 r. dostąpiła zaszczytu prezentacji na dworze królewskim z okazji jubileuszu 60-lecia panowania królowej Wiktorii. Rzuciła się w wir życia towarzyskiego, a nawet politycznego, angażując się w działalność Primrose League (Liga Pierwiosnkowa), organizacji wspierającej angielskich torysów. Wybitnie odpowiadała jej rola pani eleganckiego domu przy Lowndes Square, co zauważyła ówczesna prasa, przytaczając w rubrykach towarzyskich opisy wystawnych przyjęć w rezydencji Loewenfeldów, nazywając Alice "panią Henrykową Loewenfeldową" i wychwalając za gustowne koncerty oraz recitale muzyczne znanych artystów, jakie odbywały się w jej domu, przyciągając śmietankę ówczesnej socjety londyńskiej. Na jeden z takich koncertów w swej rezydencji Henryk ściągnął nawet ucznia Liszta, kompozytora i nadwornego pianistę królowej Hiszpanii, Isaaca Albéniza, u którego zamówił komedię liryczną "El Ópalo Mágico" ("Czarodziejski opal"), wystawioną następnie w jego własnym teatrze w Londynie. Przytaczano też opisy olśniewających kreacji, w jakich ukazywała się gościom żona Henryka, a także splendor wykwintnego menu serwowanego u Loewenfeldów, gęsto naszpikowanego francuskimi wyrazami: jak widać "Pigeons a la Provençale" smakowały znacznie lepiej niż "gołąbki po prowansalsku". Z materialnej i towarzyskiej strony małżeństwo Henryka i Alice było niewątpliwym sukcesem. Jednak mimo tych zewnętrznych pozorów szczęścia życie rodzinne Loewenfeldów nie układało się jak w bajce.
Jak potoczyły się dalsze ich losy, przeczytacie już za tydzień.
Mariusz Paździora
Przełom nr 15 (1137) 15.4.2014
17.12.2024
MALOWANIE, tapetowanie. Krótkie terminy., Tel. 784...
17.09.2024
ŚLUSARZY, spawaczy, montażystów, praca na warsztac...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz