Godzina „W” wyryła ślad w pamięci - przelom.pl
Zamknij

Godzina „W” wyryła ślad w pamięci

09:25, 01.08.2024 Łukasz Dulowski Aktualizacja: 11:03, 01.08.2024
Skomentuj Zdzisława Włodarczyk mieszkała w stolicy, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie Zdzisława Włodarczyk mieszkała w stolicy, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie

Warszawa była znienawidzona przez Niemców. Chcieli zniszczyć i miasto, i mieszkańców. Na ulicach łapanki, egzekucje, strzelaniny – opowiada Zdzisława Włodarczyk z Chrzanowa. Mieszkała w stolicy, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie.

Godzina „W” to kryptonim dnia i godziny rozpoczęcia akcji „Burza” (Powstania Warszawskiego). 1 sierpnia 1944 r., godz. 17:00. Mija 80 lat od tamtych wydarzeń.

Jak dzień wybuchu Powstania Warszawskiego wspomina Zdzisława Włodarczyk z Chrzanowa?
- 1 sierpnia 1944 roku, po południu, poszłam z koleżanką z kamienicy do sklepu po cukier, choć nigdy nie było wiadomo, kiedy będzie dostawa. Nikomu nic nie mówiłam, bo sklep był blisko domu. Oczywiście mój młodszy brat pobiegł za mną. Kiedy byliśmy już w sklepie, rozległ się dźwięk syreny. Tak, jak przed nalotem bombowym. Schowaliśmy się pod ladą, a właściciel zamknął sklep na klucz. Nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy. Pocieszaliśmy się, myśląc, że przeczekamy nalot i wkrótce wrócimy do domu.

Coraz niebezpieczniej
Z ulicy słychać było strzelaninę, krzyki Niemców. Naprzeciwko sklepu był skład niemieckiej amunicji. Sytuacja z minuty na minutę stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Właściciel sklepu bardzo chciał nam pomóc wrócić do domu. Po kilku godzinach zaprowadził nas do ludzi, którzy wytłumaczyli, jak mamy się tam przedostać. Pamiętam, że wiele kamienic w Warszawie było połączonych przez podwórka, bramy, piwnice. Szliśmy, trzymając się za ręce.

Usłyszeliśmy „Halt!”
Na ulicy nie było nikogo. Bramy pozamykane. Przeraźliwa, głucha cisza. W pewnej chwili zatrzymali nas Niemcy. Usłyszeliśmy „Halt!” i zatrzymaliśmy się, unosząc ręce do góry. Żołnierz pokazał ręką, żebyśmy podeszli bliżej. Powiedziałam mu, że mieszkamy w domu obok. Niemiec wziął mojego brata na ręce. Kilka razy uderzył kolbą w naszą bramę. Natychmiast się otworzyła. Za bramą stali mieszkańcy kamienicy. Ktoś krzyknął: „Żyją! Żyją!”. Ten okrzyk słychać było jeszcze długo na kolejnych podwórkach. W ten sposób sąsiedzi przekazywali sobie wiadomość, że wróciliśmy do domu” – opowiada Zdzisława Włodarczyk z Chrzanowa.

Całą rozmowę Renaty Hejmo ze Zdzisławą Włodarczyk przeczytacie w najnowszym numerze „Przełomu”.

Czytelników e-wydania „Przełomu” zapraszamy na platformę e-prasa i e-Kiosk.pl Tam znajdziecie archiwalne i bieżące wydania tygodnika.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%