Ukochana mama i nauczycielka z pasją - przelom.pl
Zamknij

Ukochana mama i nauczycielka z pasją

Ewa SolakEwa Solak 14:00, 08.04.2025
Skomentuj Feliksa Krzemień w trakcie pracy FOT. ARCHIWUM RODZINNE Feliksa Krzemień w trakcie pracy FOT. ARCHIWUM RODZINNE

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Na podstawie wydarzeń z jej życia można byłoby nakręcić film. O poświęceniu, pasji i miłości. Feliksa Krzemień z Chrzanowa zapisała się na kartach lokalnej historii, razem z mężem Stefanem, nadając kształt powojennej oświaty w regionie.

Niewiele pozostało już świadków tego, co działo się w Polsce w czasie drugiej wojny światowej. Niewielu też pamięta pierwsze powojenne lata w powiecie chrzanowskim. Są jednak wspomnienia rodzin, które warto pielęgnować, przypominając o ludziach, którzy z sercem i pasją budowali dzisiejszy świat. Panią Feliksę wspomina córka Maria Mąsior.

Zaczynała jako guwernantka
18 maja 1913 r. na świat przyszła Feliksa. Wiele lat później wszyscy żartowali, że świętuje urodziny razem z Papieżem, św. Janem Pawłem II, bo urodziła się w tym samym dniu.

Była najstarsza ze swojego rodzeństwa. Rodzina mieszkała wtedy w Sławkowie, ale wkrótce wszyscy przenieśli się do Chrzanowa, gdzie tato znalazł pracę jako majster w fablokowskiej kuźni. Zamieszkali w służbowym mieszkaniu przy ul. Rospontowej. Mała Feliksa świetnie się uczyła. Skończyła podstawówkę, a potem Prywatne Seminarium Nauczycielskie Żeńskie w Chrzanowie. Nie miała wątpliwości, że będzie nauczycielką. Tyle tylko, że pracy dla nauczycieli wtedy nie było.

- Mama zdecydowała się więc na dorywczą pracę guwernantki. Wtedy jeszcze istniały takie posady – opowiada córka pani Feliksy, Maria Mąsior.

Pani Feliksa uczyła m.in. córkę ówczesnego dyrektora szpitala w Chrzanowie, dr Józefa Garbienia, dzieci dyrektorów Fabloku czy fabryki Gerlach. Nie poddawała się.

W 1938 r. dostała pracę w Szkole Powszechnej w Holendrach w kieleckim, a wkrótce przeniosła się do Daleszyc, niewielkiej miejscowości, której później Niemcy przypieczętowali tragiczny los.

Ryzykowali oboje
Zanim jednak wojenna zawierucha dotarła do Daleszyc, Feliksa zdążyła poznać Stefana. On też był nauczycielem, a wkrótce kierownikiem szkoły. Pochodził z Krakowa. Też miał pasję. Też kochał szkołę. Szybko się w sobie zakochali. Tuż przed wybuchem wojny, 3 czerwca 1939 r., wzięli ślub. Zamieszkali razem. Od pierwszych dni wojny starali się uchronić dzieci i młodzież przed utratą polskiej szkoły.

- Wkrótce zaczęli także tworzyć zręby Tajnej Organizacji Nauczycielskiej – TON. We własnym domu prowadzili tajne nauczanie, a uczniowie przynosili przybory ukryte w koszykach i torbach. Tata uczył języka polskiego, historii i geografii. Mama zwykle pilnowała otoczenia przed niespodziewanym najściem Niemców – opowiada pani Maria.

Rodzice ukrywali część przyborów szkolnych i książek w mieszkaniu. Trzymali je także w schowku przy ścianie domu. Ryzykowali oboje. Niemcy często zaglądali do Daleszyc, z budynku szkoły czyniąc sobie kwaterę noclegową.

- Tato zorganizował jeszcze dwa komplety tajnego nauczania w Słopcu i Brzechowie. W domu organizowali nawet egzaminy dla uczniów, by wkrótce zacząć przerabiać program szkoły średniej – opowiada Maria Mąsior.

Łuna ognia nad miastem
Wiosna 1944 r. przyniosła sporo zmian. W okolicach Daleszyc zaczęli pojawiać się Rosjanie, na co Niemcy odpowiadali jeszcze dotkliwszymi represjami. Aresztowania, rewizje, wywózki do obozów.

Strach wywoływał bunt. Któregoś dnia miejscowi zaatakowali dwóch przybyłych tam Niemców. Jeden zginął. Kiedy mieszkańcy zdali sobie sprawę, jakie mogą być skutki, nie było czasu do namysłu. Niemal całe miasteczko opustoszało, a ludzie ukryli się w lesie.

- Na świecie był już wtedy mój brat. Rodzice zabrali z domu co tylko się dało i poszli do lasu razem z innymi – opowiada pani Maria.

To właśnie stamtąd obserwowali, jak Niemcy w odwecie podkładają ogień pod ich domy. Płakali, gdy czerwona łuna ognia stanęła nad miastem. Na długo wszystkim zapadła w pamięć. Z ich dobytku nie zostało nic. Ocalało parę domów i kościół. Nie było dokąd pójść. Feliksa i Stefan Krzemieniowie na jakiś czas schronili się u gospodarza w Kranowie, ale szybko okazało się, że stamtąd też trzeba uciekać. Znów trafili do lasu. Kiedy po paru miesiącach ludzie zaczęli wracać do Daleszyc, licząc na schronienie w piwnicach zniszczonych domów, Niemcy znów urządzili obławę. Aresztowali Stefana, wywożąc do obozu w Könitz, w Niemczech.

Obdarty, wychudzony, ale żywy
Feliksa była zrozpaczona. Z małym synem, w ciąży z drugim dzieckiem, musiała szukać pomocy. Postanowiła wrócić do rodziców do Chrzanowa. Cudem udało jej się przejść granicę i bezpiecznie dotrzeć do rodzinnego domu. Czekała na Stefana, wierząc, że ujdzie z życiem i wróci.

- I tak się stało. Obdarty, wychudzony, ale żywy tato przyjechał do Chrzanowa. Razem doczekali końca wojny – opowiada Maria Mąsior.

Wkrótce Feliksa i Stefan dostali pracę w szkole w Okleśnej. Stefan jako kierownik, Feliksa jako nauczycielka. Dostali też służbowe mieszkanie. Zadomowili się i zaczęli urządzać. Dzięki staraniom Stefana i innych mieszkańców założono linię elektryczną, wybudowano drogę. W 1958 r. państwo Krzemieniowie założyli w Okleśnej bibliotekę.

- Tato bardzo angażował się w sprawy społeczne. Lubił to, działał też w Związku Nauczycielstwa Polskiego, będąc  przewodniczącym w oddziale w Alwerni. Został też radnym Powiatowej Rady Narodowej w Chrzanowie – wylicza córka.

W tym właśnie okresie we wsi pojawiła się potrzeba budowy nowej szkoły. Stary budynek był za mały i zniszczony. Stefan Krzemień z determinacją jeździł do Warszawy, stukając od drzwi do drzwi. Udało się. Wsparcie mieszkańców sporo pomogło, a w 1963 r. rozpoczęła się budowa jednej z pierwszych „Tysiąclatek” - szkół budowanych na Tysiąclecie Państwa Polskiego. Zaczęła działać już w 1964 r.

Poświęciła życie rodzinie i szkole
Życie toczyłoby się spokojnie dalej, gdyby nie nagła śmierć Stefana. Był 1 lutego 1968 r. Cios dla rodziny był ogromny. Za działalność Stefan Krzemień został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

Jego rolę kierownika w szkole przejęła żona. Pani Feliksa piastowała to stanowisko aż do emerytury w 1973 r., a potem jeszcze długo pracowała w bibliotece. Ciężko jej się było rozstać ze szkołą. Przeprowadziła się do córki do Chrzanowa, ale często jeździła do Okleśnej. I tak do 1990 r.

- W październiku 1987 r. razem z mamą pojechałyśmy do Daleszyc. Maria Michalczyk, działająca tam w czasie wojny w konspiracji, napisała dwie książki, sporo miejsca poświęcając działalności moich rodziców. Wręczyła je mamie. Bardzo się wzruszyła – wspomina pani Maria.

Feliksa Krzemień zmarła 20 czerwca 2009 r. Poświęciła życie rodzinie i szkole. Tak, jak zawsze chciała. Z uśmiechem na ustach i z pasją, której wiele osób mogłoby jej zazdrościć. O jej życiu córka napisała rozdział w książce „Tajna Organizacja Nauczycielska TON. Działalność Związku Nauczycielstwa Polskiego Podczas Okupacji Hitlerowskiej 1939-1945”.

Odznaczenia Feliksy Krzemień:

1970 r. - Złoty Krzyż Zasługi

1973 r. - nagroda II stopnia ministra oświaty Jerzego Kuberskiego za osiągnięcia w pracy wychowawczej
 i dydaktycznej

1983 r. - Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski za 30-letnią pracę

1984 r. - odznaczona Medalem 40-lecia Polski Ludowej 

1997 r – wpisana do Złotej Księgi Miasta i Gminy Alwernia

2000 r. - podziękowania za długoletnią działalność w Związku Nauczycielstwa Polskiego

Archiwum Przełomu nr 01/2025

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%