Artysta, który przez ponad 50 lat rzeźbił z zamysłem i pasją. Do końca był aktywnym seniorem i obywatelem. Odszedł w wieku 91 lat. Przypominamy dziś jego postać archiwalnym reportażem z 2016 r. z tygodnika "Przełom".
Świętość i świeckość z drewna
Szafka pierwsza - setka świętości. Szafka druga - następna setka. O, jest i trzecia - tylko oglądać. Pan Leszek otwiera drzwiczki, jakby odsłaniał kurtynę w teatrze. Aż oczom nie chce się wierzyć. Wszystkie półki pełne. Podobnie ściany. Od podłogi po sufit. Maryje, Jezusy, patroni rozmaici, strzegący przed złem doczesnym. Trudno byłoby ich tylu znaleźć w niejednym kościele. Tu stoją lub wiszą między świeckimi wizerunkami górali, Żydów i innych postaci. Gdzieniegdzie pojawia się drewniany ptak. I jeszcze rzeźba panu Leszkowi najbliższa. Stworzona z wielkiej miłości. Uśmiechnięta Stasia. Nieżyjąca żona.
Dotarły dalej niż on sam
Tego zwyczajnie nie da się przerwać, rzucić dłuto w kąt, ot tak, zapomnieć. Rzeźbienie siedzi głęboko w panu Leszku. Dziś ma 84 lata i żartuje, że jest stary jak koń sąsiada. W głowie ma mnóstwo pomysłów, bo znajdywane w lesie konary swoją fakturą i kształtem rodzą je na bieżąco.
- Jestem przedwojenny, a wtedy, chcąc mieć zabawkę, trzeba było ją sobie zrobić samemu. Pierwsze były gwizdki i fujarki. Zanim do nich doszedłem, robiłem szczotki. Na sprzedaż, żeby było za co żyć - wspomina.
W domu, gdzie mieszka dziś sam, dawniej było ich jedenaścioro. Tylko on miał takie zdolności. Brał kozik i strugał. Nigdy nie został zawodowcem, ale w amatorstwie doszedł do perfekcji.
Trudno dziś zliczyć, ile jego dzieł zdobi mieszkania czy instytucje we Francji, Grecji, Włoszech czy Hiszpanii. Niektóre dotarły do Australii i w inne zakątki świata. Znacznie dalej, niż on sam.
- Doszedłem do czterech tysięcy sześcuset sztuk, ale to było wiele lat temu. Katalogowałem je, gdy żyła Stasia. Była głównym krytykiem i inspiratorem. Teraz katalogów nie prowadzę - przyznaje.
Fryzjer, górnik, rzeźbiarz
Los człowieka nieraz potrafi zaskakiwać. Artystyczne talenty pana Leszka sprawiły, że wybrał praktyczny zawód - fryzjerstwo. Kto by pomyślał? Zawiódł go ten los do Zakopanego, gdzie wśród wczasowiczów, zwłaszcza pań, łatwo było znaleźć klientelę. Miejscowych górali zapamiętał jako ludzi dumnych i honorowych.
- I niezwykle dobrych. Nie to, co dziś. Tamtych rzeźbię, bo ich cenię - podkreśla.
Po jakimś czasie pan Leszek przeniósł się do Krynicy. To właśnie tam spotkał swoją Stasię. Też była fryzjerką, więc sporo ich łączyło. Wspólnie postanowili wrócić do Trzebini i otworzyć własny zakład przy kopalni.
- Pracowałem w nim parę lat. Do czasu, jak zdałem sobie sprawę, że w ten sposób na godną starość ze Stasią nie zarobimy. Zjechałem pod ziemię. Zostałem górnikiem - wspomina.
Zamiast na plażę
Spracowane dłonie niejedno już przeszły. Nadal wykonują mniejsze i większe dzieła. Niektóre zrobił z dębu czarnego, wyjątkowo rzadkiego materiału. Liczącego co najmniej 10 tysięcy lat.
- Sprowadzony spod Przemyśla - kiwa głową pan Leszek.
Najlepsza do rzeźbienia jest jednak lipa albo jarzębina. Tak mówi, choć tworzy niemalże ze wszystkiego, co wpadnie mu w ręce. Nawet z mydła.
- Najlepiej się czuję, spacerując po lesie. Znajdę korzeń, jakiś konar, zamykam oczy. Po chwili już widzę, co z tego będzie - wyznaje.
Wyszło już niejedno. Pasja przynosiła mu wiele korzyści. Kiedy jechali z żoną na wczasy, zawsze zabierali kilka rzeźb ze sobą. Po latach, znając upodobania miejscowych, przywozili to, co najlepiej się sprzedawało. Oprócz świętości schodziły przykładowo drewniane baryłki na wino.
- Często, zamiast na plażę, biegłem do lasu. Takie były wczasy. Jugosławia, Bułgaria, Niemcy czy Węgry. Sporo się człowiek najeździł - wzdycha.
Na kosze do Cepelii
Wśród jego przodków nie było rzeźbiarzy, ale za to jeden z wnuków ma tego rodzaju talent. To cieszy.
- Parę lat temu na podwórku zjawiła się ekipa z telewizji. Razem z Danielem musieliśmy do kamery pokazywać, co z drewnem się dzieje, jak człowiek dłutem go potraktuje - uśmiecha się pan Leszek.
Lubi tradycję, fascynuje go ludowość. Stąd pewnie jego rzeźby mają podobny charakter. Przykładowo figuralne ule zdobią w skansenie w Wygiełzowie. Te mniejsze: ptaszki, gwizdki i postaci górali na kosze sprzedawał dawniej do Cepelii.
- A dziś nawet wystawę trudno samemu zorganizować. Koszty duże, a klientów niewielu na drewniane rzeźby - rozkłada ręce i rozgląda się po pokoju. Dla niego mieszkanie jest galerią. Obejrzenie wszystkich dzieł na spokojnie, po kolei, zajęłoby wiele godzin. Tym bardziej, że z każdą wiąże się jakaś historia. Upamiętniona datą lub wypalonym cytatem.
Ewa Solak
Pogrzeb Leszka Kuczery odbędzie się w piątek, 28 lipca o godz. 15.00, w kościele św. Barbary w Trzebini Krystynowie.
23.05.2025
KRAWCOWĄ zatrudnię 509-063-675
20.05.2025
PRACOWNIKÓW ogólnobudowlanych. Tel. 601 998 930
22.04.2025
DREWNO opałowe, kominkowe, zrębki, Tel. 572-632-99...
22.04.2025
WYCINKA drzew, zrębkowanie, mulczowanie, Tel. 572-...
Spółdzielnia za zamkniętymi drzwiami
Nie bylo to jak za poprzedniego prezesa.
Lucky
15:18, 2025-06-19
SOR jak pole walki
Nigdy atmosfery tam dobrej nie było obsluga zła jak rój os. Nima czasu na kawke i pogawedki. Pacjentow jak mrowek o kazdej porze w kolejkach do sklepów za czasów Prlu. Z daleka od takich szpitali. Ja lecze sie prywatnie.
Lucky
15:12, 2025-06-19
Spółdzielnia za zamkniętymi drzwiami
Ciekawe co na to wszystko rada nadzorcza? A tak podsumowując : po pierwsze - spółdzielnia to nie budka z piwem po drugie - trzeba mieć honor i wiedzieć kiedy ze sceny zejść ( jak się nawarzyło piwa to trzeba go umieć wypić ) po trzecie - jest coś takiego jak sumienie
gosc
14:40, 2025-06-19
W Um w Libiążu stawiają na platformę
najpierw basen budował i na nic nie było, potem przeszacował i gdyby nie prawie 10 mln środków z budżetu państwa, to nic by nie zostało dokończone, a teraz kredyty spłaca, taki to jacuś przedsiębiorczy
Jacuś
14:09, 2025-06-19
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz