Miłość do klasyków jest jak postępująca choroba

Sposób na odstresowanie, dobra inwestycja na przyszłość, pasja na całe życie – tak mówią o starych samochodach ich właściciele. Od wielu lat zloty zabytkowych pojazdów robią furorę.

Dorota i Paweł Pałkowie z Młoszowej mają trzy PRL-owskie klasyki: syrenę, małego fiata i warszawę. Właśnie w takiej kolejności trafiały do nich. Na każdym aucie lakier świeci się jak zapalony żyrandol. O stare samochody trzeba szczególnie dbać.

Pierwsza była syrenka 105 i – jak zaznacza pan Paweł – od niej zaczęła się miłość do klasyków. A jak to w życiu często bywa, przypadek odgrywa główną rolę.

- Na placu w Krakowie, który wynajmowałem, kolega trzymał starą syrenkę, trochę zniszczoną. Gdy się stamtąd wyprowadzałem, przekazał mi tę syrenkę, a ode mnie dostał motor – wspomina pan Paweł.

Gdy już został właścicielem „skarpety” z 1982 r., to postanowił dać jej drugie życie. Biedaczka przez wiele lat stała, więc w środku zdążyły nawet jakieś krzewy wyrosnąć.

- Syrenkę znałem z dzieciństwa, więc miałem sentyment do tych aut – przyznaje.

Kilka osób brało udział w remoncie PRL-owskiego klasyka i w końcu się udało.

- To nie jest pasja, lecz postępująca choroba – śmieje się pan Paweł.

- Ta choroba pojawiła się, gdy zaczęliśmy jeździć na zloty starych samochodów – wtrąca żona Dorota Pałka.

- Rzeczywiście, ludzie są tam bardzo otwarci. Sama pozytywna energia – potwierdza pan Paweł.

Cały reportaż przeczytacie w bieżącym wydaniu "Przełomu". Zapraszamy do lektury.
Zapraszamy do czytania lokalnego tygodnika. Kto woli czytać na ekranie, może sięgnąć po e-wydanie „Przełomu” na platformach e-prasa i e-Kiosk.pl