Nie masz konta? Zarejestruj się

Tenczynek

Brutalne sceny rozgrywają się w Tenczynku

12.08.2020 15:00 | 0 komentarzy | 11 092 odsłon | Ewa Solak

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Kazimierz Kyrcz od ponad dwudziestu lat jest policjantem w Krakowie. Tworzy kryminały i thrillery - często oparte na tym, co przeżył w pracy. Ostatnio ukazała się jego nowa książka - „Chłopcy, których kochano za mocno".

0
Brutalne sceny rozgrywają się w Tenczynku
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ewa Solak: Twój dorobek pisarski jest coraz większy. Ostatnia książka właśnie trafiła do księgarń.
Kazimierz Kyrcz: Pisałem ją jakieś 1,5 roku. Jest kolejną z serii, po „Dziewczynach, które miał na myśli", ale nie ostatnią, bo następne już są w przygotowaniu.

Twoje najnowsze książki poprzedzają trailery filmowe.
- To element promocji, ale również wprowadzenie do klimatu powieści. Wyszły dość mrocznie i właśnie o to chodziło. Zrobiłem je razem ze swoimi znajomymi, byli wśród nich też aktorzy i koledzy z pracy. Kręciliśmy je na obrzeżach Krakowa. Odgrywaliśmy miejsca znalezienia zwłok. Byli policjanci, technicy kryminalistyczni i prokurator... Okoliczni mieszkańcy przychodzili pytać, czy faktycznie coś się nie stało. Uspokajaliśmy ich, że po prostu kręcimy film.

Masz sporo związków z Krzeszowicami, bo pracowałeś tam jako kurator społeczny, a teraz fragment powieści umiejscowiłeś w Tenczynku.
- Jako kurator społeczny pracowałem na tym terenie ponad dziesięć lat. Znam więc te rejony dość dobrze, nie tylko od tej najlepszej strony. Kiedyś jeden z podopiecznych z ulicy Szpitalnej gonił za mną z nożem. Pracując jako policjant, też się naoglądałem różnych, makabrycznych rzeczy. Takich, które ciężko wyrzucić z pamięci.

Miałeś też kiedyś epizod w chrzanowskiej komendzie policji.
- Pracowałem wówczas w komendzie wojewódzkiej, ale współpracowałem z KPP w Chrzanowie, nadzorując działania związane ze zwalczaniem przestępczości korupcyjnej. To był okres, gdy komendantem w Chrzanowie był Marek Gorzkowski.

Piszesz o morderstwach, zaginięciach, narkotykach. Ze wszystkim tym się zetknąłeś?
- Tak, ale obecnie, na szczęście, już mnie to omija. Natomiast wiele tego typu historii wciąż słyszę od znajomych z pracy.

W Twoich książkach jest dużo odniesień właśnie do pracy w policji.
- Sporo. Ale raczej ze sfery kryminalnej, niż przestępstw korupcyjnych i gospodarczych, bo te ostatnie nie są zbyt interesujące dla czytelników.

Opisane przez Ciebie historie często są dość niepochlebne wobec służb.
- Niektóre z nich są przerysowane, na potrzeby zwiększenia kolorytu powieści. Nie, żebym chciał wprowadzić czytelnika w błąd, ale po to, żeby uzmysłowić, że każdy jest tylko człowiekiem. Jednak inne są złagodzone, bo podane w dosłownej formie byłyby zbyt drastyczne. Poza tym, trudno byłoby w nie uwierzyć...

Wracając do Tenczynka... Tam rozgrywa się część powieści.
- Akurat są to najbardziej brutalne sceny „Chłopców..." Miałem tam kiedyś podopiecznego, pracowałem w Tenczynku. Pasował do mojej koncepcji zbrodni. Ale nie wybrałem tej miejscowości dlatego, że jej nie lubię. Wręcz przeciwnie, jest ciekawa, ma bogatą historię.

Książka opowiada nie tylko o zbrodni, ale daje też do myślenia. Poruszasz w niej problem toksycznej miłości.
- Zaznaczę, że chodzi o miłość rodziców do dziecka. Ona też potrafi być toksyczna. Zainspirowała mnie historia, którą moja żona usłyszała w poprzedniej pracy.

Czyli bohaterowie to ludzie z życia wzięci. Są w stanie się rozpoznać?
- Najbliżsi tak. Ale reszta? Nie sądzę. Nagromadziło mi się tyle wspomnień, że mógłbym nimi obdzielić całą serię książek. Zetknąłem się z tak wieloma różnymi osobowościami, że trudno ich było nie wykorzystać. Prostytutki, gangsterzy, psychopaci... To wszystko ludzie żyjący wśród nas.

W Twoich książkach też się pojawiają.
- Tak. Starałem się tak ich nakreślić, by czytelnicy byli w stanie zrozumieć motywy ich działań. Zależało mi też na tym, żeby bohaterowie wydawali się wiarygodni, a przy tym nie jednowymiarowi.

Pasja pisarska towarzyszy Ci od dawna. Ale grałeś też w zespole muzycznym.
- Jako nastolatek tworzyłem wiersze, później także piosenki. Działałem w zespole Lusthaus. Nazwa oznaczała „dom uciech". Ale nasza twórczość z uciechami niewiele miała wspólnego. To były mroczne, poetyckie klimaty. Ja grałem na basie. Występowaliśmy w różnych miastach, na festiwalu muzyki gotyckiej w Bolkowie, a raz nawet na Dniach Krzeszowic. Natomiast pisarstwem zajmuję się od kilkunastu lat. Wcześniej więcej miejsca w mojej twórczości zajmowała fantastyka i groza. Nawet parokrotnie gościłem na Dniach Fantastyki w Chrzanowie.

Pisanie to odskocznia od pracy?
- Piszę najczęściej w tramwaju, gdy jadę do pracy lub z niej wracam. No i oczywiście popołudniami... Lubię pisać, choć to naprawdę żmudna robota. Nie jest to jednak moje źródło utrzymania, więc nie muszę się tym specjalnie przejmować. Natomiast umowy z wydawcą zobowiązują do konkretnych działań, w określonych terminach. Teraz mam umowę podpisaną na trzy kolejne powieści.

Sporo, ale to chyba dobrze dla pisarza...
- Trochę brakuje mi czasu, ale to, że udało mi się wydać już tyle książek, dopinguje do działania. Dorobiłem się całkiem sporego grona ludzi lubiących poznawać pisane przeze mnie historie. Poza tym, wielkimi krokami zbliża się emerytura, więc będę mógł w większym stopniu poświęcić się mojej pasji.

A nie myślałeś, żeby wrócić do zawodu tłumacza? Skończyłeś przecież filologię rosyjską.
- Rzeczywiście, w trakcie studiów marzyłem o tym, że zostanę tłumaczem. Życie zweryfikowało te marzenia, bo wtedy akurat był boom na literaturę angielską. W całej Polsce w ciągu roku tłumaczyło się może ze dwie książki z rosyjskiego, no i oczywiście zajmowali się tym starzy wyjadacze. Cóż, zbyt dużo frajdy sprawia mi pisanie własnych powieści, by myśleć o karierze tłumacza.

Kazimierz Kyrcz mieszka w Krakowie, ale przez swoją pracę był związany także z Krzeszowicami i okolicą. Skończył filologię rosyjską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od przeszło 20 lat pracuje w policji. Jest autorem ponad stu opowiadań, współautorem licznych powieści i autorem kilku książek, m.in. „Dziewczyny, które miał na myśli" oraz wydanej ostatnio „Chłopcy, których kochano za mocno". Na wiosnę zaplanowano ich kontynuację „Kobiety, które nienawidzą". Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec dwójki dzieci.

Z archiwum tygodnika "Przełom" nr 8/2020