Nie masz konta? Zarejestruj się

Krzeszowice

Słuchając księdza Bonieckiego

04.08.2020 14:00 | 1 komentarz | 3 819 odsłony | Notował Marek Oratowski

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Ksiądz Adam Boniecki przez jednych jest uznawany za wizjonera, przez innych za kogoś dzielącego wiernych. Z powodu tych kontrowersji jego macierzyste Zgromadzenie Księży Marianów nakładało na niego zakazy medialnych wypowiedzi. Boniecki, były generał tego zakonu, wciąż jednak ma wiele do powiedzenia.

1
Słuchając księdza Bonieckiego
Księdza Adama Bonieckiego w krzeszowickiej bibliotece słuchało ponad sto osób. Zapełnili wszystkie wolne miejsca, nawet schody
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Na spotkaniu z księdzem w wypełnionej po brzegi bibliotece w Krzeszowicach było, i filozoficznie, i humorystycznie.

Po co są święci?
Święci niekiedy są denerwujący, bo wywołują u innych niepokój. Jednak przy świętym człowieku wszyscy czują się bezpieczni. I ci, którzy są blisko niego i go znają, i pozostający wobec niego w opozycji. Święty to taki ktoś, z kim chce się przebywać, bo promieniują Panem Bogiem. Takimi ludźmi byli Jana Paweł II, czy ogłoszona niedawno błogosławioną pielęgniarka Hanna Chrzanowska. Ofiarnie pracowała i specjalnie nie rozprawiała o religijnych rzeczach. Po prostu nimi żyła. Obecność świętych leczy rany. Poza tym sprawia, że Bóg tego naszego globu jeszcze nie rozpirzył.

Boże Ciało i papież stawiający pytania
„Boże Ciało" to film o mężczyźnie, który wyrwał się z mamra i udaje księdza. Zresztą fantastycznego. To jest taka przypowieść na temat świętej instytucji Kościoła i charyzmatu. Oczekujemy, że ten święty Kościół grzesznych ludzi będzie odpowiedzią na nasze tęsknoty za Panem Bogiem, a przecież nawet nie wszyscy uosabiający go apostołowie stanęli na wysokości zadania. W tym filmie pokazana jest tęsknota za świętością u ludzi reprezentujących Kościół.
Ci, którzy reprezentują Kościół urzędowy, źle znoszą papieża, dla którego Ewangelia jest narzędziem rozpoznawania świata. Franciszek strasznie denerwuje ludzi kochających instytucję, porządek - tę wspaniałą biurokrację Kościoła. Pracowaliśmy na jej obecny kształt dwa tysiące lat.
Papież nie tyle coś uchwala lub zarządza, ale stawia pytania. Na przykład takie, zadawane sobie chyba przez każdego księdza: czy jeżeli ktoś nie ma sakramentalnego małżeństwa, bo jest w drugim związku, to znaczy że ma być potępiony? Żyje w grzechu śmiertelnym, nie ma łaski Bożej? Praktyka jest taka, że gdy człowiek przychodzący do spowiedzi powie, że żyje bez ślubu kościelnego, to się mu mówi: spadaj braciszku, nie dostaniesz rozgrzeszenia. A tymczasem ktoś inny, mający ślub kościelny, bije żonę, terroryzuje dzieci, pije - słyszy w konfesjonale: popraw się, zmów w wolnej chwili trzy razy „Chwała Ojcu" i żałuj za grzechy. I łatwo dostaje rozgrzeszenie.
Może to przedstawiam trochę karykaturalnie. Jednak taki ksiądz przeżywa smutek i ból, że musi powiedzieć komuś: nie dostaniesz rozgrzeszenia. Dlatego zastanówmy się nad tym, czy każdego przypadku nie należałoby rozpatrzyć osobno.

Nadchodzi czas odnowy Kościoła
Niektórzy zarzucają Franciszkowi, że niszczy spuściznę Jana Pawła II. Wręcz rozwala Kościół. Gdyby spojrzeć na historię Kościoła, to ta instytucja, czyli strona urzędowa, która też musi być, rozrasta się. Ale gdzieś pod spodem, równocześnie narasta to, co jest charyzmatem i świętością. I to w końcu eksploduje. Przychodzi czas odnowy Kościoła. Takiej jak Sobór Watykański II, o którym mówiono, że był jak otwarcie okien.
Przez pewien czas pracowałem w Watykanie i z bliska obserwowałem tamtejszą biurokrację. Sądzę, że ludzie lubiący porządek trochę są przerażeni Franciszkiem, bo mianuje kardynałami nie tych, których ich zdaniem powinien. I nie mówię tutaj o metropolicie krakowskim, ale w ogóle. Jednak w tym szaleństwie jest, według mnie, smuga ewangelicznego światła. A Franciszek swoją postawą przyciąga ludzi. Film „Dwóch papieży" pokazuje takie zderzenie instytucji i charyzmatu. Kluczowe zdanie w nim według mnie pada wtedy, gdy stary papież Ratzinger mówi do kardynała Bergoglio: słuchaj, Kościół musi się odnowić. Ja już tego nie jestem w stanie zrobić. Ty musisz zrobić.

Tęsknota za sacrum
Dopada większość ludzi. Wynika z doświadczania przemijania i świadomości, że nauka tak szalenie szybko się rozwijająca, zatrzymuje się na rzeczach, które są ponad człowiekiem. Taka tęsknota jest wpisana w nasza naturę. Chyba w tym przejawia się łaska wiary, czyli wytknięcie głowy ponad to, co doczesne. Kościół ma za zadanie to ułatwić. Jako ksiądz spotykam ludzi wracających po latach do wiary. To niezwykłe przeżycie. Boga nie możemy sobie wyobrazić ani go namalować. Kiedy o Nim mówimy, to tak naprawdę nie jest o Bogu. I tu rodzi się pytanie, czy my jako przedstawiciele Kościoła ułatwiamy to spotkanie z sacrum, tajemnicą Boga? Mam wrażenie, że stoi nam tu wiele na przeszkodzie. Na przykład taka działalność rozrywkowa, trochę zabawowa. Nawet te paraliturgie, różne nabożeństwa. Czy to nas prowadzi ku Bogu? Dla mnie takim wielkim przeżyciem duchowym jest wizyta u kamedułów na Bielanach. Spędzam tam sześć dni rekolekcji. Nie ma kazań. Modlitwa brewiarzowa i samotność. Z nikim nie rozmawiam, nie mam dostępu do telefonu ani internetu. Z pozoru nic się nie dzieje. A mimo to ośrodki rekolekcyjne i kontemplacyjne pełne są dziś ludzi, którzy tego szukają.
To też pytanie o estetykę religijną. Toczy się teraz spór na temat przebudowy kościoła dominikanów w Katowicach. Zakonnicy postanowili usunąć obrazy i ozdoby. Niektórzy bronią się przed tym i pytają, co komu przeszkadza na przykład złote tabernakulum? Kościół powinien stwarzać przestrzenie do spotkania z Niewyrażalnym. I chodzi o to, żeby go nie przegadać, nie przehałasować. Na przykład podczas liturgii trudno znaleźć dziś moment ciszy. Organiści zdzierają sobie gardła. I po komunii świętej muszą koniecznie grać kolejne zwrotki. By był jakiś hałas i coś się działo. To tak, jak z ludźmi chodzącymi ciągle ze słuchawkami na uszach i słuchającymi muzyki. Tylko w ciszy można usłyszeć głos Boga.

Gdy wszystko się rypnie, czujemy się winni
Dawniej mrugałem światłami, ostrzegając innych kierowców przed policją. To był jeszcze taki mój stary odruch z czasów PRL-u. Sam uniknąłem pewnie wiele mandatów dzięki mrugającym. Teraz już tego nie robię. Zmieniłem sposób myślenia po jednym z kazań. Bo póki nie dostaniemy mandatu i zdjęcia, że przekroczyliśmy prędkość, to nie poczuwamy się do zrobienia czegoś niewłaściwego. Zresztą podobnie jest też w innych sferach życia. Jest nam może niefajnie, że zrobiliśmy coś nie tak. Jednak gdy się wszystko rypnie, wtedy dopiero czujemy się winni. Tak mamy uformowane sumienia. Bardzo nie lubimy, gdy ktoś wywlecze jakieś świństwo z naszego życia. Zamartwiamy się i usprawiedliwiamy się na zasadzie: wszyscy jesteśmy ludźmi... Teraz na dodatek ta presja opinii publicznej jest większa i chyba to dobrze. Na przykład parkując samochód muszę uważać, by to zrobić prawidłowo, bo ktoś może nie lubić księży, czy konkretnie mnie. A zdałem sobie niedawno sprawę, że jak zbiorę w moim wieku odpowiednią liczbę punktów karnych i zabiorą mi prawo jazdy, to już raczej go nie odzyskam. Dlatego jeżdżę tak przepisowo, że nieraz doprowadzam do szału kierowców poruszających się za mną. Jednak to trochę taka cnota z wyrachowania. W Rzymie przez lata jeździłem na motorowerze. Pisałem też kiedyś o tym, jak papieże nakładali przez lata kary na księży jeżdżących na rowerze. To przezabawna historia. Kiedyś ksiądz prymas Stefan Wyszyński wprowadził przepis, że księdzu nie wolno wieźć kobiety na motocyklu. O takich kapłanach wiozących panie mówiono, za przeproszeniem „dupa na Jawie", od marki motocykla. Ale ten przepis był nie do wyegzekwowania.

W Polsce nie będzie takiej laicyzacji
Motywacja osób idących do kapłaństwa może być czasem podejrzana. Rodzi się pytanie, czy my nie uciekamy w ten sposób w bezpieczniejszy świat? Na przykład kler francuski przeszedł bardzo ciężką kurację. Tam nie opłacało się być księdzem. A u nas bycie księdzem oznacza jakieś zabezpieczenie na starość. I w tej trudnej sytuacji we Francji wyrosło nowe pokolenie księży i świeckich. Bo tam świeccy przejęli wiele funkcji. W Polsce wszystko musi zrobić ksiądz. Bo myśli sobie: jak ja to zrobię, to będzie porządniej, taniej, szybciej. Można tę rade parafialną co jakiś czas zebrać, ale ostateczna decyzja i tak należy do proboszcza. A tam, we Francji, nie ma tylu księży, więc ci świeccy muszą się bardziej zaangażować. Kardynał Ratzinger kiedyś przewidywał, że Kościół będzie działał w małych wspólnotach, złożonych z bardzo zaangażowanych ludzi. Czyli zaczniemy jakby od początku, jak to było w pierwszych wiekach. Potem jednak stwierdził, że ta wizja była bardzo pesymistyczna. W Polsce, według mnie, nie będzie takiej laicyzacji, jak w Belgii. Tamtejszy kardynał stawiając taką tezę na pytanie dlaczego, odpowiedział mi: bo wy płaciliście życiem za wierność Bogu i Kościołowi. Na moją uwagę, „ale kto to pamięta, księże kardynale", stwierdził, że „to nie szkodzi".

Z archiwum tygodnika "Przełom" nr 6/2020