Dla jasności sprawy proponuję lekturę wywiadu z Panem Franciszkiem Wołochem.
Jestem fatalnym radnym dla burmistrzów
Nam należą się zaszczyty i pochwały za 5 lat cudownej pracy twórczej, a nie zwolnienia z pracy - mówi Franciszek Wołoch, radny, do niedawna kierownik Impresariatu Artystycznego Sokół w Trzebini.
Alicja Molenda: Skąd wziął się zlikwidowany właśnie impresariat? Franciszek Wołoch: - Wymyśliłem go, kiedy w 2005 roku doszło do przekroczenia zaplanowanych wydatków MGOKSiR-u o 250 tys. zł. Poszedłem wtedy do burmistrza Adama Adamczyka mówiąc, że mam pomysł na uzdrowienie tej sytuacji. „Pan naprawdę chciałby się tego podjąć?”- spytał burmistrz. „Tak, jeśli pan burmistrz pozwoli” - zadeklarowałem. I kazał mi przyjść za tydzień. Przyszedłem. Wtedy burmistrz polecił mi dobrać sobie najlepszych ludzi z MGOKSiR-u do współpracy. I wszedłem do tego wężowiska pełen nadziei, że wskazane przeze mnie osoby będą skakać z radości, że otrzymują przy mnie szansę rozwoju. Od początku prowadzone były jednak działania, żeby nie dopuścić do powstania tej instytucji. A działały w tej sprawie różne osoby. „Wężowiskiem”, jak pan to określił, kierował wówczas dyrektor Janusz Szczęśniak. Czy to on nie widział pana w MGOKSiR-owskiej rodzinie? Przecież wydał zarządzenie o powołaniu impresariatu. - Mam wrażenie, że zniechęcał pewne osoby do współpracy ze mną, poza tym zostało mu narzucone przez innych takie działanie, aby Wołoch sam się unicestwił politycznie przez impresariat. I zaczęło się dorabianie mi gęby. Impresariatu nigdy nie włączono do statutu MGOKSiR-u. Dlaczego? - Prawnicy to przygotowali, ale rada nie podjęła tematu. Niektórzy pracownicy MGOKSiR-u mówią, że nadużywał pan funkcji i często był niegrzeczny wobec pracowników. - Na początku starałem się być jednym z nich. Zmieniłem się, gdy pani dyrektor zaczęła mnie „kopać”, zarzucając samowolę. Mnie, artystę z 34-letnim stażem, wielokrotnie egzaminowanego na scenie! Ja myślałem, że wszyscy pracownicy MGOKSiR-u będą dumni, że z taką personą, jak ja, mogą pracować. A może wyodrębnienie impresariatu było błędem? Przecież komórki organizujące imprezy funkcjonują w każdej instytucji kultury i nie mają tak szumnej nazwy. Poza tym podlegają jej kierownictwu, a pan chciał być samodzielny. - Taki model pracy wymyśliłem i nie chciałem, by mi przeszkadzano. Przecież robiliśmy większość imprez dla tego miasta. Kwestionuje pan wyliczenie kosztów funkcjonowania impresariatu przygotowane przez księgową MGOKSiR-u. Dlaczego nie odda pan sprawy do RIO? - Ja im nie wierzę, tak samo jak nie wierzę miejscowej policji i prokuraturze. Tą sprawą powinien zająć się biegły księgowy. Mówi się, że dzięki otrzymaniu pracy w impresariacie dał pan spokój burmistrzowi Adamczykowi i nie atakował go na sesjach... - Mówiłem mu prawdę, ale niekoniecznie na sesjach. Był na bieżąco informowany o tym, co dzieje się w impresariacie. Ja jestem fatalnym radnym dla burmistrzów, bo mówię prawdę. Nie jestem lubiany, ale jestem skuteczny. Nadal będę się zajmował tym, co niesie życie i w nosie mam, co o mnie mówią. A co pan będzie teraz robił? - Będę się uważnie przyglądał, co MGOKSiR zrobi z dorobkiem moim i pracowników impresariatu. Może będę podobną działalność kontynuował w innym mieście? Kiedyś burmistrz Chrzanowa powiedział mi, że zazdrości Trzebini kultury na tak wysokim poziome. Zresztą dużo osób z Chrzanowa do nas przyjeżdżało na imprezy. Złoży pan ofertę w Chrzanowie? - Nie, bo by mnie tu roznieśli, gdybym zrejterował do Chrzanowa. Zastanawiam się, dlaczego nie poprowadzi pan takiego impresariatu jako prywatnej firmy, skoro ma tak wspaniałe perspektywy? - Nie mam czasu. Poza tym musiałbym mieć ze 100 tys. zł na kupce na rozruch, żeby pokrywać niedobory. Potem już się kręci. Impresariat w MGOKSiR-ze w tym roku może byłby na plusie, ale musieliśmy ograniczyć komercję, realizując granty od marszałka. Kogo poprze pan jako kandydata na burmistrza Trzebini? A może znów sam pan wystartuje? - Nie widzę dobrego kandydata wśród pretendentów. Sam nie wystartuję, bo nie mam przygotowania, ale może założę własny komitet i kogoś znajdę. Chciałbym, żeby skończyły się wreszcie w radzie rozróby polityków łamiących zasady demokracji, na co obecny burmistrz przymyka oko. W marcu spotka się pan w sądzie se swoją szefową - dyrektorką MGOKSiR-u. - Tak, bo udzieliła mi niesłusznie nagany. Zaskarżone też będą wypowiedzenia pracownic impresariatu, bo te osoby poniosły straty materialne i moralne. Nam należą się zaszczyty i pochwały za 5 lat cudownej pracy twórczej, a nie zwolnienia z pracy. Rozmawiała Alicja Molenda "Przełom" nr 7/2010
|