Nie masz konta? Zarejestruj się

Wyszkolił całą Trzebinię

21.04.2004 00:00
Gdy coś robi, angażuje się na całego. Wyznaje dewizę, że w życiu jest się albo pierwszym, albo ostatnim.
Gdy coś robi, angażuje się na całego. Wyznaje dewizę, że w życiu jest się albo pierwszym, albo ostatnim.
- Ostatnim wolałbym nie być – kwituje ze śmiechem Józef Kuć, szef Ośrodka Szkolenia Kierowców PZMot w Trzebini.
Nie jest mieszkańcem Trzebini, ale nigdzie nie czuje się lepiej niż w tym właśnie mieście. Ma tu dziesiątki dobrych przyjaciół, kumpli na dobre i na złe. Wśród znajomych cieszy się opinią oryginała, którego stać na najdziwniejsze, ekscentryczne pomysły. Przez lata uzbierało się też kilku wrogów. Z Trzebinią wiąże go bowiem burzliwa przeszłość. W latach 80. wojował razem z „Solidarnością”. Wszedł w konflikt z ORMO. Należał do PZPR, ale i tam nie obyło się bez zgrzytów.
- Ludzie nie lubią, gdy im się mówi prawdę prosto w oczy. Obrażają się. Tymczasem u mnie jest tak: „ co w sercu, to na języku” – twierdzi Józef Kuć.

Samochody
jak rękawiczki
Dryg do czterech kółek zdradzał od dziecka. Kiedyś na drodze przed jego rodzinnym domem zepsuła się ciężarówka. Jak zahipnotyzowany przyglądał się szoferowi naprawiającemu samochód. Zapomniał o bożym świecie. Na nic zdały się nawoływania rodziców, by wrócił do domu. Płynęły godziny. Dzień przeszedł w noc, a Józek stał i obserwował.
- W końcu zniecierpliwiony ojciec przyszedł po mnie z pasem, dał mi w skórę i zaprowadził do domu – wspomina.
Ojcowskie lanie nie wybiło mu z głowy zainteresowania samochodami. Wybrał fach kierowcy. Za kierownicą autokaru przejechał pół Europy. Był też krakowskim taksówkarzem. W połowie lat siedemdziesiątych trafił do trzebińskiego PZMot-u. Uczył jazdy. Gdy w latach dziewięćdziesiątych nadarzyła się okazja, by założyć własny ośrodek szkolenia, skorzystał z niej.
- Przeszkoliłem około 32 tys. kierowców. To tak, jakbym wyszkolił całą Trzebinię – żartuje.
Samochody zmieniał jak rękawiczki. Miał ich w życiu 300, albo i więcej. Pierwszym jaki kupił, był moskwicz 412 – obiekt pożądania miłośników motoryzacji w latach 70.
- Życie bez samochodu jest niemożliwe. Dziś to żaden luksus. To niezbędnik – twierdzi.
Najnowszym nabytkiem Józefa Kucia jest żółty trabant. Samochód przyciąga wzrok. Ma być ruchomą reklamą ośrodka szkolenia kierowców.

Pomocna dłoń
Pociąg do motoryzacji to nie wszystko. Z równie wielkim zaangażowaniem włącza się w akcje charytatywne. Pomaganie tym, dla których los okazał się niełaskawy, to druga, obok samochodów, pasja Józefa Kucia.
Szczególnie czuły jest na krzywdę dzieci. Nie przejdzie obojętnie obok żadnego dziecięcego dramatu. Pomaga, bo kiedyś przed laty, ktoś pomógł jemu. Na własnej skórze odczuł dramat ojca, który walczy o zdrowie swego dziecka. To doświadczenie odcisnęło się na trwałe w jego pamięci.
- Starsza córka przyszła na świat po ciężkim porodzie. Pojawiły się komplikacje. Czekało ją długie specjalistyczne leczenie. Krewny żony ofiarował mi bezinteresowną pomoc. Kiedy tylko chciałem, miałem do dyspozycji samochód, by jechać do szpitala. Wtedy przekonałem się jak ważne jest ludzkie wsparcie. Obiecałem sobie wówczas, że gdy tylko będę mógł, będę pomagał – mówi.
Nie ma takiego apelu o pomoc, na który by nie odpowiedział. Prośby o wsparcie znajduje najczęściej w gazetach. Przez lata uzbierały się dziesiątki kwitów z wpłat na konto fundacji i stowarzyszeń działających na rzecz nieuleczalnie chorych dzieci. Został honorowym członkiem krakowskiego stowarzyszenia LIVER, które pomaga dzieciom cierpiącym na schorzenia wątroby.
- Dawniej nie było tego aż tak wiele. Bieda była jakby mniej widoczna. Prośby zdarzały się jedynie sporadycznie. Nikt nie grzebał w śmietnikach. Dzieci nie żebrały na ulicach. Dziś to codzienność – zauważa.
Józef Kuć wierzy, że jeśli ktoś prosi o wsparcie, to naprawdę go potrzebuje. Wśród błagalnych głosów, zdarzają się jednak apele naciągaczy, którzy chcą żerować na ludzkiej naiwności i dobroczynności.
- Zdarzyło mi się naciąć. Dwa razy pomogłem osobom, które na to po prostu nie zasługiwały. Nie zamierzały pracować. Wolały pójść po linii najmniejszego oporu – twierdzi.
Jest jednak przekonany, że mimo wszystko warto pomagać.
- Nie można pozostać głuchym na takie wołania. Nie należy z góry zakładać, że ktoś odwołując się do ludzkich uczuć, działa z wyrachowaniem – deklaruje.
Obecnie szuka osoby, która deklarowała chęć odstąpienia mebli rodzinie z Mętkowa (pisaliśmy o niej w poprzednich numerach „Przełomu”). Pojawił się podobno problem z transportem. Józef Kuć jest gotów dostarczyć meble na miejsce.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 16 (628)
  • Data wydania: 21.04.04

Kup e-gazetę!