Nie masz konta? Zarejestruj się

Przez Syberię do Chrzanowa

21.04.2004 00:00
Życiowa droga Anny i Wacława Patejków z Wileńszczyzny do Chrzanowa prowadziła przez Syberię. W syberyjskiej tajdze spędzili jako zesłańcy pięć lat.
Życiowa droga Anny i Wacława Patejków z Wileńszczyzny do Chrzanowa prowadziła przez Syberię. W syberyjskiej tajdze spędzili jako zesłańcy pięć lat.
Te przykre doświadczenia życiowe przesłania dziś rodzinne szczęście i sentymentalne podróże na Wileńszczyznę, do kraju lat dziecięcych.
Pan Wacław przyszedł na świat 20 października 1925 r. w Józefowie koło Miednik Królewskich w powiecie wileńskim. Mury tego miasta pamiętają czasy Kazimierza Jagiellończyka.
Pani Anna pochodzi z pagórkowatej wioski Dowborowo, również w powiecie wileńskim. Drewniany dom rodzinny, w którym urodziła się 25 lipca 1926 roku stoi do dziś.

Konie – ich życie
Patejkowie gospodarzyli na Wileńszczyźnie na blisko 20-hektarowym gospodarstwie. Uprawiali rolę. Hodowali również konie wystawiane na aukcjach dla kawalerii. Klacze ojca pana Wacława nie raz wracały z takich wystaw z medalem. Ta miłość do koni przetrwała u Wacława i jego starszego brata Jana przez długie lata. Kiedy osiedlili się w Chrzanowie, dzięki koniom obaj zarabiali na życie.

Na Syberię
Po wojnie na terenie ZSRR nie wolno było być kułakiem, czyli posiadaczem znacznej ilości ziemi. Rosjanie zabierali więc ziemię pod kołchozy i sowchozy, a dotychczasowych właścicieli zsyłali na roboty na Syberię. Taki los spotkał część rodziny Wacława i Anny Patejków.
- Tak się złożyło, że 2 października 1951 roku trafiliśmy do tego samego transportu. To był ostatni transport na Syberię. Wcześniejsze odprawiono w 1947, 1948 i 1949 r. Około drugiej w nocy wojsko okrążyło nasz dom w Dowborowie. Odebrali dokumenty, spisali inwentarz, dali godzinę na spakowanie niezbędnych rzeczy. Podświadomie byliśmy na zsyłkę gotowi od dawna. Pakowaliśmy więc pospiesznie do prześcieradeł ubrania i cały zapas chleba. Każdy dźwigał tyle tobołków, ile uniósł. Ja zawinęłam kilka sukienek, garnków i maszynę do szycia. Do transportu trafiłam z ojcem i siostrą. Mama z bratem uciekli – opowiada pani Anna.
- Tym transportem jechali ludzie z całego powiatu. W bydlęcych wagonach, bez powietrza, przez 21 dni. W każdym wagonie było 10 rodzin z dobytkiem (ponad 50 osób). Na głównych stacjach pozwalali na chwilkę wysiąść, nabrać wody. W ciągu tych trzech tygodni podróży dostaliśmy do jedzenia dwa wiadra kaszy i kawałek mięsa na cały wagon – relacjonuje drogę na Syberię pan Wacław.
Trafili na środkową Syberię. Ich nowe życie rozpoczęło się w tajdze nad rzeką Ob. Z Kałpaszewa, gdzie wysiedli, przepłynęli na drugi brzeg. Był grudzień 1951 roku. Zima. Zimą, która trwa tu 10 miesięcy mrozy w tajdze sięgają minus 50 stopni. Potem jest krótkie, gorące lato. Jako zesłańcy rozpoczęli pracę w gospodarstwie leśnym Gryszkino. Mężczyźni przy wyrębie drzew, kobiety przy ich obróbce (rąbanie i korowanie).
- W Gryszkinie, na komendzie policji, każdy zesłaniec musiał podpisać na siebie wyrok: 25 lat katorżniczych robót. Bez sądu, bez procesu. Co miesiąc obowiązkowy meldunek na policji. Mieszkaliśmy w barakach. Po cztery rodziny. Wspólna kuchnia. Codziennie o 5. rano pobudka i do pracy, by wykonać dzienną normę. Zimą przez metrowe zaspy. Pracowali tam ludzie różnych narodowości. Wacław zarabiał w tartaku przez dziesięć dni na ćwiartkę wódki, ja przez miesiąc na cztery kilogramy cukru. Przeżyliśmy głównie dzięki paczkom od rodziny – wspomina Anna Patejko.
Po trzech latach spędzonych na Syberii, Anna i Wacław postanowili założyć rodzinę.
- Kiedy Wacław przyjechał do wsi po deski, poszliśmy do sołtysa z metrykami urodzenia i 22 listopada 1953 roku zapisano nas jako małżeństwo. Na Boże Narodzenie było małe wesele. Sąsiedzi upiekli nam nawet tort. Ja założyłam sukienkę przywiezioną w tobołku z Wileńszczyzny, mój dawny strój drużki weselnej. Bukiecik zrobiono mi z jedlinki. Od tej chwili już razem z Wacławem żyliśmy nadzieją, że w końcu wrócimy do Polski – opowiada pani Anna.
14 grudnia 1954 r. na Syberii przyszedł na świat ich najstarszy syn – Jan.

Powrót
W 1956 roku otworzyła się możliwość powrotu do kraju dla pełnych polskich rodzin.
Transport organizował PCK, ale wcześniej trzeba było spełnić kilka warunków i uzyskać stosowne dokumenty. Wysłali więc podanie do ambasady polskiej w Moskwie oświadczając, że do 1939 roku byli obywatelami Polski, że w ojczyźnie mają rodzinę, która pomoże się im urządzić i że nie byli członkami żadnych organizacji politycznych. Czekali osiem miesięcy.
- Po karty repatriacyjne pojechaliśmy koleją z Tomska do Moskwy, 4000 km, na własny koszt (5000 rubli). Pociąg kursował dwa razy w tygodniu. Po kilku dniach spędzonych w stolicy ZSRR otrzymaliśmy wymagane papiery – wspomina Wacław Patejko.
24 października 1956 r. przekroczyli polską granicę. W Janowie Podlaskim czekali na propozycję, gdzie mogą się osiedlić.
- Oferowano nam ziemie zachodnie – wspomina Anna Patejko.
- Mama nie chciała jednak jechać na poniemieckie tereny. Rodzice szukali tego co polskie i polskość znaleźli pod Krakowem - dodaje syn Jan.
Do Chrzanowa przyjechali w marcu 1957 roku. Kupili dom. Pełen lokatorów. Sami zamieszkali na strychu, bez wody, bez pieca. Po roku gmina zapewniła lokatorom mieszkania. Wreszcie byli u siebie. Dwa lata Wacław Patejko przepracował w Fabloku. Później postanowił kupić konia, przy pomocy którego przez następne 40 lat zarabiał na utrzymanie rodziny.
- Konia kupił też mój starszy o 10 lat brat Jan, który przyjechał do Chrzanowa z rodziną rok później niż my. Na dwa konie obrabialiśmy wszystkie pola w Chrzanowie od Oświęcimskiej po Kroczymiech. Dzieci postanowiły jednak kilka lat temu, że konie trzeba sprzedać. Nie mam już konia ani ja, ani brat – z żalem w głosie opowiada 79-letni pan Wacław i pokazuje fotografię swojego ostatniego kasztanka.
- Tata długo nie chciał się pogodzić z myślą, że konia trzeba sprzedać. Przychodziło wielu kupców. Wciąż nie mogli dojść do porozumienia w kwestii ceny, ale to był tylko pretekst. Wreszcie doszło to transakcji. Tuż przed wyjazdem rodziców do sanatorium. Kiedy ojciec wrócił do domu, podarowałem mu Simsona. Jeździ na nim do kolegów, choć wszyscy wiedzą, że miłość do koni zostanie w nim na zawsze – twierdzi najstarszy syn, Jan.
Pani Anna zbiera rodzinne pamiątki. Zdjęcia z młodości swojej i męża, z pobytu na Syberii i fotografie współczesne, rodzinne – gromadzi w albumach i starannie opisuje. Szyje, haftuje. Ściany domowego saloniku zdobią przepiękne obrazy tkane igłą przez panią domu. Z radością opowiada o podróżach na Wileńszczyznę, gdzie odwiedza rodzinę. Starszych i młodych zna po imieniu. Ostatnio była tam dwa lata temu.
Jan Patejko – syn, planuje zaś podróż na Syberię. Tam się urodził 50 lat temu jako dziecko zesłańców. Teraz chce zobaczyć wolną tajgę.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 16 (628)
  • Data wydania: 21.04.04

Kup e-gazetę!