Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

Politykę wciąż obserwuję, ale teraz bawię wnuki

29.10.2021 15:01 | 0 komentarzy | 2 743 odsłony | Agnieszka Filipowicz
Nie myślę o powrocie do polityki. Niech młodzi się tym zajmują - mówi Bogusław Mąsior, senator RP III i V kadencji w rozmowie z Agnieszką Filipowicz.
0
Politykę wciąż obserwuję, ale teraz bawię wnuki
Bogusław Mąsior
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Agnieszka Filipowicz: Widzę, że zmienił pan wygląd na emeryturze. Brodę pan zapuścił...
Bogusław Mąsior: Z dwóch powodów. Pierwszy proszę traktować trochę z przymrużeniem oka - na znak żałoby wobec tego, co dzieje się dziś w Polsce. Drugi powód - do zmiany skłonili mnie znajomi, którzy powtarzali, że mało się zmieniam, a inni się starzeją. Więc postanowiłem się zmienić.

Kilka lat temu Janusz Palikot zapuścił brodę na znak protestu przeciwko rządom prawicy. Panu także nie podoba się prawicowa władza?
- To, co wyrabia z Polską rządząca partia, jest karygodne. Polska zjeżdża dziś po równi pochyłej. Nikt nie mówi o zadłużeniu, które się pogłębia. Ale krytycznie oceniam też działania opozycji. A z Januszem Palikotem - w ogóle się nie utożsamiam, choć znamy się dobrze. Przez kilkanaście lat działaliśmy razem w Business Centre Club.

Ale lewicy pan wciąż kibicuje?
- Zawsze mówiłem, że mam serce po lewej stronie. I tak jest nadal. Wciąż zresztą należę do Rady Wojewódzkiej małopolskiego SLD. Ale podchodzę z coraz większą rezerwą do dzisiejszego zachowania lewicy. Przede wszystkim mam pretensje o  powierzchowność działań jej działaczy. Zajmują się rzeczami, które są nie do wygrania w obecnej sytuacji politycznej, a tylko prowokują ludzi.

A konkretnie?
- Nadmierne eksponowanie tematyki LGBT. A także - sprawa aborcji. Zapewne wynika to z faktu, że wielu dzisiejszych polityków nie zna się na gospodarce, a w kwestiach światopoglądowych zawsze wypowiadać się najłatwiej. Zresztą wcześniej też tematy gospodarcze, choć najważniejsze, cieszyły się mniejszym wzięciem. Pamiętam, gdy zasiadałem w senacie, może 10 na 100 senatorów wykazywało większe zainteresowanie sprawami gospodarczymi. To byli tacy jak ja, dyrektorzy czy prezesi firm, którzy wiedzieli, jak gospodarka funkcjonuje. Podczas mojej pierwszej kadencji w Senacie też była podnoszona kwestia liberalizacji prawa dotyczącego aborcji. W tej sprawie chciał się wypowiadać prawie każdy, bo temat był nośny. To łatwiejsze, niż zagłębianie się w skomplikowane sprawy gospodarcze.

Czy chce pan przez to powiedzieć, że sprawa aborcji i praw kobiet to temat zastępczy czy drugorzędny? Co z pana za lewicowiec?
- Nie o to chodzi. Nie podoba mi się sposób, w jaki „ogrywana" jest obecnie sprawa aborcji. Przez obie strony.

Pewnie nie podoba się panu, że kobiety wyszły na ulice i przeklinają...
- To też, bo forma tych protestów dostarcza argumentów przeciwnej stronie.

A jaki jest pana osobisty pogląd na ten temat?
- Gdy w latach 90. lewica złożyła wniosek o liberalizację tych przepisów, byłem jedynym senatorem z lewicy, który głosował przeciw. Usłyszałem nawet wtedy zarzut od kolegi z partii, że idę na rękę Glempowi. Nadal uważam, że rozwiązanie, które obowiązywało, tzw. kompromis, nie powinien być zmieniany. Niezmiennie jestem przeciwnikiem aborcji ze względów ekonomicznych.

To wynika z pana wiary? Jest pan człowiekiem wierzącym?
- Tak, wierzę, ale uprzedzając pani kolejne pytanie, do kościoła chodzę bardzo rzadko. Nie mam złudzeń wobec współczesnych sług Pana Boga na ziemi. Choć muszę też powiedzieć, że spotkałem w swoim życiu kilku wspaniałych, mądrych księży - m.in. ks. Józefa Tischnera czy ks. biskupa Czesława Domina.

Nie myśli pan o powrocie do polityki? Ponoć ona wciąga jak narkotyk...
- Nie, nie mam takiego zamiaru, niech młodzi się tym teraz zajmują. Ja zresztą mam co robić. Wreszcie mam czas dla rodziny, bawię wnuki.

Ile ich pan ma ma?
- Czworo. Mój starszy syn Sławomir i synowa Sylwia mają Arletę i Adriana, natomiast młodszemu Jarosławowi i synowej Marysi urodziły się dwie dziewczynki - Marcelina i Pola.

Czyli spędza pan sporo czasu z rodziną. Zapowiadał pan też napisanie książki o swoim dorobku życiowym. Jak idą prace nad nią?
- Na razie zbieram i porządkuję materiały. Chcę, by kiedyś moje wnuki, gdy zadadzą sobie pytanie, czym zajmował się ich dziadek, mogły się o tym dowiedzieć. Poza tym chcę jakoś udokumentować ślad, który zostawię po sobie na ziemi.

Był pan zapracowanym człowiekiem, często poza domem. Jak żona to znosiła?
- Myślę, że nieźle. Przez 13 lat, gdy zasiadałem w Radzie Głównej Business Centre Club i uczestniczyłem w galach, swą żonę zawsze przedstawiałem na tych spotkaniach: „Anna, moja pierwsza żona". Wie pani dlaczego? Bo tam prawie wszyscy oprócz mnie i jeszcze takiego jednego prezesa firmy Okocim, mieli drugie czy trzecie żony.

A pan ma wciąż pierwszą i jedyną. Ile to już lat jesteście razem?
- W zeszłym roku obchodziliśmy złote gody.

Gdy pan patrzy wstecz i ocenia swoją działalność polityczną, żałuje pan czegoś? Jakichś swoich decyzji?
- Zrobiłem rachunek sumienia i myślę, że nie mam się czego wstydzić. Choć oczywiście żal mi, że niektóre zainicjowane przez mnie działania zostały zaniechane. Zależało mi na przykład, by Małopolska i Śląsk ze sobą ściśle współpracowały. Lata temu zorganizowałem w Chrzanowie spotkanie z udziałem przedsiębiorców, uczelni, przedstawicieli samorządu z obu województw. Wróciłem też do tej inicjatywy, gdy działałem już w samorządzie wojewódzkim. Spotkali się wtedy przedstawiciele obu sejmików. Niestety, nowej władzy zupełnie to jednak nie interesuje. Idea tej międzyregionalnej współpracy została zaprzepaszczona.

Obserwuje pan teraz to, co dzieje się w Polsce z dystansu, bo już nie jest pan w środku tych wydarzeń jako czynny polityk. To chyba dość komfortowa sytuacja, gdy wreszcie można powiedzieć to, co się naprawdę myśli?
- Ja zawsze mówiłem to, co myślę. W partii nałożyli na mnie przez to wszystkie możliwe kary z wyrzuceniem z jej szeregów włącznie. Swój pierwszy mandat senatora zdobyłem więc jako kandydat niezależny. A wie pani, że w stanie wojennym SB urządziło mi przeszukanie w domu? Wtedy mieszkałem w bloku na Grzybowej. Mógłbym potem takie sytuacje z przeszłości wykorzystywać politycznie, jak czynią to dziś niektórzy politycy. Ale to nie w moim stylu.

A za co urządzili panu przeszukanie?
- Jeden z moich kierowników w zakładach obuwniczych miał być internowany. Uniknął tego tylko dlatego, że akurat w czasie, gdy milicja wkroczyła do jego mieszkania, był na imieninach. Potem się ukrywał. Wstawiłem się za nim na komendzie policji. Wytłumaczyłem, że on nie jest wrogiem politycznym władzy ludowej, ale stanie się nim, gdy go zamkną. A poza tym był potrzebny w zakładzie, bo to był naprawdę dobry fachowiec. Ostatecznie nie internowali go, ale nabrali podejrzeń, że ja, w sposób tajny, pewnie współpracuję z Solidarnością. Nawet moich sąsiadów pytali, co o mnie wiedzą. Notabene - wtedy dopiero sąsiedzi w bloku dowiedzieli się, że jestem dyrektorem zakładów obuwniczych. Bo ja nigdy, sprawując dyrektorskie funkcje czy też działając w polityce, nie robiłem tego dla sławy i rozgłosu.

Ale i tak dużo, odkąd pamiętam, o panu dyskutowano. No właśnie, może zweryfikujmy te wszystkie plotki. O jakich pan wie?
- W latach 90. służby rozpuściły plotkę, że ukradłem jakieś miliony z zakładu. Oczywiście to nie była prawda, ale plotkę wykorzystano w walce politycznej, by uzasadnić wyrzucenie mnie z partii i próbę uniemożliwienia startu w wyborach. Było dochodzenie środowiskowe. Pewnego dnia mój syn, Sławek, wrócił do domu ze szkoły i spytał: Tato, ty coś ukradłeś? Bo go o to pytali w szkole.

Dlatego wystartował pan wtedy jako kandydat niezależny?
- Tak, i zdobyłem 271 tysięcy głosów.

Co jeszcze o panu plotkowano?
- Na przykład, że wybrałem się z kochanką w rejs służbowym jachtem.

A wybrał się pan?
- Z żoną, a jacht nie był ani mój, ani służbowy. To była wycieczka.

Mówią też, że bywa pan apodyktyczny. To prawda? Jest pan takim samcem alfa?
- Jak mam rację, dlaczego mam udawać, że jej nie mam?

Czyli lubi pan rządzić...
- Żona mówi, że tak.

Kolejna rzecz - ponoć zainwestował pan w wiele nieruchomości.
- Tak, to słyszałem. Prawdą jest, że zbudowałem dom na Starej Hucie w Chrzanowie, w którym mieszkam. Trwało to kilkanaście lat i wziąłem kredyt w banku na ten cel. Ostatnio byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że rzekomo jakieś bloki kupiłem po zakładach w Stelli.

Nie kupił pan?
- Ależ skąd.

Ale działki przy autostradzie pan nabył...
- Tak, to żadna tajemnica. Kupiłem je ok. 20 lat temu od państwowej agencji. Ogłoszenie o sprzedaży było dostępne publicznie. Nikt inny chętny się nie zgłosił. Kupiłem wtedy 10 hektarów, problem jednak z tym terenem jest taki, że nie ma do niego dojazdu.

Z jakich swoich działań jest pan najbardziej dumny?
- Jako senator działałem w całej Polsce, choć oczywiście najintensywniej w Małopolsce i na Śląsku, no i oczywiście - w powiecie chrzanowskim. Ktoś kiedyś powiedział o mnie, że jestem dobrym lobbystą. Bo jeśli się angażuję w coś, chcę być skuteczny. Pomogłem znaleźć pieniądze z budżetu państwa dla chrzanowskiego szpitala i komendy powiatowej straży pożarnej. Udało się je wciągnąć w 1994 roku na listę inwestycji centralnych. Zdobyłem ponad milion złotych na budowę basenu w Chrzanowie, o drobniejszych dofinansowaniach, jak np. na remont dachu starego liceum, już nie wspomnę.

Czuje się pan spełniony jako mąż, ojciec, polityk?
- Może nie w stu procentach, ale uważam, że byłbym niewdzięcznikiem, gdybym narzekał na los.

 

CV

Bogusław Mąsior urodził się w 1947 roku w Chrzanowie. Ukończył chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1971 rozpoczął pracę w Południowych Zakładach Przemysłu Skórzanego „Chełmek" w Chełmku, w latach 1977-1996 był dyrektorem Fabryki Obuwia „Chełmek" w Będzinie, a w latach 1998-1999 - prezesem zarządu „Butbędzin" w tym mieście. Od 1999 do września 2001 pełnił funkcję dyrektora regionu południowego „Bakoma" SA z siedzibą w Krakowie.

Przez 13 lat działał w Radzie Głównej Business Center Club. Od 1994 był członkiem Prezydium Zarządu Krajowego Towarzystwa „Polska-Wschód" i przewodniczącym Rady Izby Gospodarczej Eksporterów i Importerów. Był też honorowym konsulem Litwy. Pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Sejmiku Województwa Małopolskiego IV kadencji. Kierował też Radą Nadzorczą Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.