Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Lubię zjechać na nieznaną ścieżkę

20.01.2021 11:30 | 0 komentarzy | 3 948 odsłony | Marek Oratowski

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Marek Baziak urodził się w Kwidzynie, ale od młodości mieszka w Chrzanowie. Od czasu, gdy przeszedł na emeryturę w pełni oddaje się rowerowej pasji. Jego zapału nie ostudziła nawet epidemia.

0
Lubię zjechać na nieznaną ścieżkę
Marek Baziak
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Marek Oratowski: Kim pan jest z zawodu?
Marek Baziak: Przez 44 lata byłem kierowcą autobusu komunikacji miejskiej. Jeździłem w ZKKM-ie, między innymi na liniach nr 9, 15 i 32 oraz do Krakowa.

Miał pan możliwość, żeby godzić tę pracę z jazdą na rowerze?
- Było trudno. Jako kierowca pracowałem także w soboty, niedziele i święta. Tego czasu było niewiele. Gdy tylko jednak miałem wolną chwilę, wsiadałem na rower i ruszałem w trasę. Sześć lat temu przeszedłem na emeryturę. Od tej pory jeżdżę znacznie więcej. Samotnie i w grupie. W ubiegłym roku zrobiłem 7,5 tysiąca kilometrów. W tygodniu te trasy są krótsze, po okolicy. Jeżdżę na Groble, wiślane wały, do Puszczy Dulowskiej, w rejon Zatora. Lubie nieraz zjechać na nieznaną ścieżkę i sprawdzić, dokąd prowadzi. Ponieważ na miejscu wszystko już pozwiedzałem, w weekendy wypuszczam się dalej razem z grupą Rowerowy Chrzanów, do której przystąpiłem. Jej członków poznałem na rajdach oraz wycieczkach organizowanych przez gminę, PTT i PTTK.

Na Facebooku śledzę wasze trasy. Wypuszczacie się dość daleko.
- Najdłuższa moja wycieczka miała chyba 120 km. Gdy jeżdżę sam, staram się zrobić przynajmniej 30 km. W grupie zwykle zaliczamy 60-80 km. Ostatnio kręciliśmy między innymi w Sławkowie, odwiedziliśmy jaworznicki Gródek i Geosferę. Mieliśmy jechać wkoło Zalewu Szczecińskiego, ale epidemia pokrzyżowała te plany. Zostały nam na pamiątkę koszulki, które z tej okazji przygotowaliśmy. Na lipiec umawiamy się na jazdę wokół Jeziora Czorsztyńskiego.

Co daje panu rower?
- Zdrowie i kondycję. Przez lata pracy za kółkiem dorobiłem się zwyrodnienia kręgosłupa i rwy kulszowej. Gdy jeżdżę, nie odczuwam żadnych dolegliwości. Czerpię z tego także dużą przyjemność, oglądając piękne krajobrazy. Zza kierownicy samochodu tego nie widać. Żeby to dostrzec, trzeba zacząć jeździć jednośladem po lasach, polach.

Epidemia bardzo pokrzyżowała panu szyki, oprócz wspomnianego odwołania wyprawy do Szczecina?
- Przejechałem trochę mniej kilometrów w porównaniu z ubiegłym rokiem. Dobijam do trzech tysięcy. Jednak cały czas, gdy był taki nakaz, jeździłem z kominem na twarzy. Podczas zakazu wjeżdżania do lasów, jeździłem tylko asfaltem. W dalszym ciągu trzeba się wybierać w teren raczej w mniejszych grupach. Nie ma też rajdów, choć zaczynają się wycieczki rowerowe. Jako Rowerowy Chrzanów organizowaliśmy często rajdy, które miały jakiś cel charytatywny - dla dzieci chorych lub z domu dziecka. Przyjemnie nam było, że komuś pomogliśmy.

Na jakim rowerze pan jeździ?
- Trekkingowym. Oczywiście na bagażniku mam też sakwę, bardzo przydatną na dłuższe trasy.

Kogoś pan już zachęcił do takiej aktywności?
- Córkę. Bardzo się z tego cieszę, bo ostatnio sporo siedzi przy laptopie i na pewno wyjdzie jej to na zdrowie.

Archiwum Przełomu nr 25/2020