Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść

16.05.2020 14:00 | 0 komentarzy | 10 246 odsłon | Tadeusz Jachnicki

Z Łukaszem Janikiem - barberem z Chrzanowa, który wywalczył mistrzostwo świata w World Champion Barber i Festival Internazionale della Coiffure oraz Copa Italia we włoskim Paestum - rozmawia Tadeusz Jachnicki.

0
Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść
Łukasz Janik z Chrzanowa podczas walki o złoto. FOT. Udostępnione przez Łukasza Janika
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Tadeusz Jachnicki: Łukasz Janik po dwóch latach znów staje na podium.
Łukasz Janik: Tak, zdobyłem mistrzostwo w 2017 r. Rok później darowałem sobie udział w zawodach. Początkiem 2019 roku postanowiłem, że znów jadę. Treningi z modelem - bo Filip, który wygrał ze mną dwa lata temu, i tym razem zgodził się nim zostać - rozpoczęliśmy w połowie września.

Jak tym razem wyglądał pobyt we Włoszech?
- Przyjechaliśmy w sobotę wieczorem, właściwie w nocy. Do hotelu dotarliśmy o 23. Od razu zabraliśmy się za przygotowania. Tak do 3 w nocy. W niedzielę, o 10, były już konkursy.

Dwa lata temu walczył pan o tytuł w konkurencji o nazwie Old School. Tym razem w dwóch innych - Salon Look oraz Razor Fade.
- Zdecydowałem się na nie tylko dlatego, że nie startowałem w nich poprzednio.
W konkurencji salon look uderzyliśmy w kręcone włosy. Trzeba się było do tego przygotować, robić wszystko, by uzyskać jak najlepszy skręt. Pracę ułatwiała nieco naturalna skłonność włosów Filipa do kręcenia się. Wzorcem dla nas były fantastyczne loki Prince`a, wokalisty królującego w latach 80.-90. XX wieku.

Łatwiej było niż dwa lata temu?
- Zdecydowanie trudniej. Te konkursy cały czas się rozwijają. Ogólnie, do włoskiego Paestum przyjechało tym razem 1 400 zawodników. Jest wśród nich coraz więcej mistrzów barberingu. To najlepsi z najlepszych. Dwa lata temu w finale znalazło się 25 zawodników. Podczas ostatnich mistrzostw na konkurencję przypadało około 60.

W Razor Fade piąte miejsce. Też była silna konkurencja.
- Tak, również. Tutaj chodziło o to, by uzyskać jak najlepszy cień, wykonany maszynką na włosach modela, z jak największym ukryciem wad głowy. Przy Razor Fade niezwykle istotne jest światło. Tam było kiepskie, pewnych rzeczy nie dostrzegłem od razu. Zauważyłem je, jak odszedłem od modela, ale już było zbyt późno na poprawki. Zresztą, w tej konkurencji byłem bardziej spięty. Moim modelem był Maciek, kolega z Wrocławia, który pracuje za granicą. Nie mieliśmy więc wiele czasu, by trenować przed mistrzostwami.

W Salon Look był większy luz?
- Zdecydowanie większy niż w pierwszej konkurencji. Filip mieszka teraz w Trzebini, do której się przeprowadził, więc właściwie miałem go na co dzień. Mogliśmy ćwiczyć rano i wieczorem. Tej fryzury byłem więc pewien. Kończąc, rozejrzałem się dookoła, spojrzałem na konkurencję. Pomyślałem - wyszło nieźle, mam szansę powalczyć o pudło. Startowała w tej konkurencji także Beata Lewczuk. Jak spojrzałem na to, co zrobiła, pomyślałem, że nieźle jej poszło; będziemy blisko siebie w klasyfikacji. Uderzyła w dłuższe włosy, z grzywką założoną za ucho. Kiedy nadeszła chwila ogłaszania wyników, sędziowie wyczytali jej nazwisko przy drugim miejscu, moje przy pierwszym. Przeczucie mnie nie zawiodło - pomyślałem w chwili, gdy łzy zaczęły ciec po policzkach.

Konkurencja Salon Look jest trudniejsza od Old School, w której pan triumfował dwa lata temu?
- Old School to klasyczna fryzura, więc sama forma, bryła, praktycznie się nie zmienia. Salon Look jest zaś konkurencją dość loteryjną. Jest kreowany modą. Ta zaś każdego roku się zmienia. Owszem, dostajemy jakieś wzorce, ale nigdy nie wiadomo, czy trafimy w gusta sędziów. Nie wiemy, czy sędziwie przychylnym okiem będą spoglądać na włosy dłuższe, za ucho, z grzywkami spadającymi na czoło, czy może kręcone. Trzeba nieustannie podążać za modą, ale i tak nasz pomysł może być rozbieżny z ich oczekiwaniami.

Takie mistrzostwa sporo kosztują i nie mam tutaj na myśli tylko wysiłku. Co w takim razie daje ten tytuł, poza, oczywiście, satysfakcją?
- Wszystko, łącznie z wyjazdami i treningami, kosztuje około 11 tysięcy złotych. Tym razem udało się zdobyć kilku sponsorów, więc było mi łatwiej. A jeśli chodzi o benefity, to poza wspomnianą, ogromną satysfakcją, mistrz może zostać ambasadorem jakiejś marki, promować jakieś produkty. Jeszcze nie dostałem takiej propozycji, ale spokojnie, informacja się rozchodzi. Na razie prowadzę szkolenia pod patronatem dwóch firm.

Wspominał pan, że czas na mistrzowską emeryturę. Co to oznacza?
- To były moje ostatnie zawody w karierze. Nie będzie tak jak w boksie, że zawodnicy kończą karierę, a później do niej wracają. Treningi, wyjazdy... Rodzina na tym cierpi. Jeszcze przed zawodami obiecałem żonie, że to już moja ostatnia rywalizacja. Zdobyłem mistrzostwo, więc schodzę ze sceny z podniesioną głową.

Ale kariery fryzjerskiej pan nie kończy?
- Nie, nie. Pracuję, prowadzę salon, szkolę. Przestaję jedynie uczestniczyć w zawodach. Startuję przecież od 10 lat.

Pierwsze zawody?
- To były mistrzostwa Śląska, w Katowicach. Przygotowywał mnie do nich Paweł Dudek. Pierwsze zawody i pierwszy sukces; również zająłem wówczas pierwsze miejsce. Do dzisiaj pamiętam fryzurę, którą wówczas robiłem.

Dzisiaj tamtą fryzurą podbiłby pan świat?
- To było zdecydowanie coś innego. To nie tyle był barbering, co awangardowe fryzjerstwo męskie. Myślę jednak, że coś można byłoby z nią dzisiaj jeszcze osiągnąć.

Jak już cofnęliśmy się w czasie o 10 lat, to proszę powiedzieć, jak zmieniły się trendy od tamtej pory.
- 10 lat temu przeważały na głowach irokezy, wycinanki, wzorki. Jak klient siadał na fotelu, to mówi krótko: irokez. Teraz mamy szeroki wybór. Klienci są bardziej wymagający. Wchodzą w modę fryzury z dłuższych, nieco poszarpanych włosów, ale wybór jest naprawdę spory. Wciąż się jeszcze utrzymują fryzury typu pompadour czy french crop.

 

Pojęcia

Barbering - kiedyś kojarzony z goleniem brody. Dzisiaj barber zajmuje się nie tylko pielęgnacją brody czy włosów, ale nawet oferuje pielęgnację twarzy.

Old School - konkurencja w barberingu, w której można używać jedynie nożyczek gładkich i brzytwy. Żadnej maszynki, żadnych degażówek (nożyczki ułatwiające m.in. cieniowanie).

Salon Look - konkurencja w barberingu zmierzająca do stworzenia najbardziej podążającej za modą fryzury.

Razor Fade - kolejna konkurencja barberingu. Tutaj chodziło o to, by uzyskać jak najlepszy cień, wykonany maszynką na włosach modela, z jak największym ukryciem wad głowy.

Fryzura męska pompadour - kultowa fryzura z lat 50. XX wieku, jaką nosił Elvis Presley czy John Travolta w musicalu Grease. Krótko przystrzyżone włosy na bokach głowy, bujna góra, zaczesana do góry.

Fryzura męska french crop - krótka, ponadczasowa fryzura, wygolone boki, nieco bujniejsza góra.

 

Łukasz Janik

Urodził się w 1989 roku, w Limanowej. Przygodę z fryzjerstwem rozpoczął w 2005 r. Nieco wcześniej przyjechał do Chrzanowa. - Tata był za granicą. Mama chciała na starość wrócić w rodzinne strony, a pochodzi z Olszyn, koło Babic. Kupili tutaj dom i zamieszkaliśmy w nim - wspomina Łukasz. Przyjaciel namówił go na fryzjerstwo. Rozpoczął naukę w Fabloku. W 2017 roku zdobył mistrzostwo świata w barberingu w kategorii Old School, we włoski Paestum.

Przełom 45/2019