Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Młode rodziny za granicą

30.04.2020 16:00 | 2 komentarze | 9 947 odsłon | Natalia Feluś

Chrzanów się wyludnia. Młodzi ludzie wciąż nie widzą tu czy w okolicy miejsca dla siebie. Brak ciekawej pracy i chęć doświadczenia czegoś nowego to najczęstsze powody, które wymieniają, gdy zapytać ich, dlaczego z Chrzanowa wyjechali.

2
Młode rodziny za granicą
Agnieszka Wijas z mężem i córeczką
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Czy zamierzają wrócić?

- Mówi się, że do odważnych świat należy. Jako osoby dorosłe i bezdzietne mogliśmy ryzykować, wyjeżdżać, zmieniać miejsce zamieszkania. Mając rodzinę, musimy pamiętać, że jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci. I tam, gdzie nam się wydaje, że żyć jest lepiej, dzieci niekoniecznie czują się tak samo - zauważa Katarzyna Dulowska, chrzanowianka, która wraz z mężem i dwójką synów mieszka w Holandii. - Wyjazd za granicę to bardzo odważny krok. Radziłabym bardzo dobrze rozpatrzyć tę kwestię - dodaje.

Dekada na obczyźnie
Kasia wyjechała, bo za granicą od jakiegoś czasu przebywała rodzina męża. Postanowili do nich dołączyć i sprawdzić, jak będzie im się żyło na obcej ziemi. Spodobało się. Do tego stopnia, że poukładali sobie całe życie na obczyźnie, gdzie są już 10 lat. Kasia urodziła dwóch synów: trzyletniego Kacperka i rocznego Adasia właśnie w Holandii i tam też jej pierworodny syn zaczął chodzić do przedszkola.

- Tutaj dziecko może rozpocząć naukę w szkole, mając 4 lata, a obowiązkowo, kiedy ma 5 lat. W zależności od przyswajanej wiedzy, dzieci mogą przeskakiwać do klasy wyżej bądź niżej - tłumaczy Kasia. Jej Kacperek już od roku chodzi do przedszkola.

Synowie Katarzyny Dulowskiej - Kacperek i Adaś

- Tutejsze placówki zwykle nie serwują obiadów. Są drobne posiłki, typu jakaś kanapka, wafel, owoc, woda, mleko. Nic szczególnego. Dzieci ubrane są tak, jak rodzic je przyprowadzi, nie potrzeba żadnych pantofli czy piżam - wymienia Kasia, która docenia szczególnie fakt częstego przebywania dzieci na zewnątrz, niezależnie od pogody.

- W skrajnych przypadkach, typu ogłoszony sztorm bądź bardzo duże upały, dzieci spędzają czas w budynku przedszkola - dodaje.

Również w Holandii od 11 lat przebywa Agnieszka Wijas z Chrzanowa. Agnieszka ściągnęła za granicę swojego męża i również tam urodziła córkę. Teraz oczekuje syna.

- Córka zaczęła chodzić od kwietnia 2019 r. do przedszkola dwa razy w tygodniu, a ze względu na to, że w domu mówimy po polsku, ma dodatkowo bezpłatne dwa dni - wyjaśnia Agnieszka.

Obie mamy uważają, że Holandia jest przyjazna młodym rodzinom z dziećmi: - Na każdym osiedlu są place zabaw, przed sklepami, jak i w środku, są również kąciki dla dzieci (co czasami przeszkadza w zrobieniu szybkich zakupów). Czasem z innymi mamami wychodzimy razem na kawę, do małpiego gaju czy karmić zwierzęta do Kinderboederij (coś jak małe zoo z wiejskimi zwierzętami - przyp. red.) - wymienia Agnieszka.

Bariera językowa
Obie także przyznają, że na początku główną przeszkodą jest bariera językowa, ale po kursie holenderskiego znalazły satysfakcjonującą pracę na miejscu. Dzieci chłoną obcy język jak gąbka, co jest dużym plusem, bo od razu są dwujęzyczne. Czy obie mamy chciałyby wrócić do Chrzanowa?

- Z jednej strony, fajnie by było wrócić do swojego kraju. W tej chwili mam jednak dwóch synów. Jeden z nich zaczyna pomału mówić po holendersku (ma 3 latka). zanim zjechalibyśmy do Polski, minie pewnie jeszcze ze dwa lata. Syn rozpocznie naukę w szkole. Tu właśnie następuje to pytanie: którą drogę wybrać? Na tę chwilę żyjemy tutaj - deklaruje Katarzyna Dulowska.

- Jeszcze kilka lat temu mieliśmy plany związane z Holandią. Po urodzeniu dziecka zaczęliśmy coraz częściej myśleć o powrocie. Męża ciągnie o wiele bardziej do Polski, ze względu na to, że tam ma rodzinę. Aktualnie jesteśmy na etapie projektowania domu, planujemy powrót za jakieś 2-3 lata. Zobaczymy, jak się nam życie dalej potoczy - mówi Agnieszka Wijas.

Również Katarzyna Englert wraz z mężem Pawłem skusili się na zagraniczny wyjazd. Ona pochodzi z Czechowic-Dziedzic, on z Oświęcimia. Po studiach zostali w Krakowie. Ale chcieli spróbować czegoś nowego.

- Wyjazd za granicę - praca i mieszkanie w innym kraju, było marzeniem mojego męża. Moim niezrealizowanym pomysłem natomiast był wyjazd na Erasmusa w ramach wymian studenckich. I spotkaliśmy się z mężem pośrodku tych marzeń, pomysłów, pewnego pragnienia zmiany i doświadczenia czegoś nieznanego. Chcieliśmy sprawdzić się w tym wyzwaniu, które przed sobą postawiliśmy - wyjaśnia Katarzyna.

W Szwajcarii, gdzie mąż Kasi był zatrudniony, mieszkali przez dwa lata. Do kraju wrócili, bo Kasia chciała podjąć pracę po urlopie macierzyńskim. Niestety, bariera językowa uniemożliwiała jej to za granicą. Wyjechali, sprawdzili się w nowej dla nich sytuacji, doświadczyli niełatwych pierwszych kroków w rodzicielstwie, zwłaszcza, że to w Zurychu urodził się ich dwuletni syn, Michałek.

Agnieszka Wijas z mężem i córeczką

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
- W moim odczuciu Szwajcaria jest krajem przyjaznym dla rodzin, ułatwiającym wiele kwestii. Dzieci, rodziny istnieją w życiu publicznym. Dostępne są miejsca do przebierania dzieci, kobiety karmią piersią w miejscach publicznych. Jest wiele parków, w których dzieci mogą swobodnie dać upust swojej energii. Porównując place zabaw, to Polska może się pochwalić bardzo dużymi, rozbudowanymi placami. Natomiast te, na które trafiałam w Zurychu i okolicach, mają bardzo podstawowe wyposażenie; bardziej są nastawione na doświadczenia i kontakt z naturą, np. na placach zabaw są minikoparki, pompy wodne, konstrukcje do wspinania się - opowiada mama Michałka.

- Mieszkałam w Kilchbergu. Jest to miejscowość sąsiadująca z Zurychem, położona na wzgórzu, więc spacery z wózkiem wymagały nieco kondycji. Często mijałam kobiety, ale również i mężczyzn, biegających z wózkami po wzniesieniach - bardzo aktywny styl życia, w którym posiadanie małego dziecka nie przeszkadza, a je urozmaica. Piękna przyroda i czyste powietrze sprzyjały spacerom, nawet w okresie zimowym. Często wychodziłam z domu. Uczestniczyłam też z synem w serii zajęć dla dzieci w jego grupie wiekowej - pierwsze zajęcia odbywały się z mojej miejscowości, drugie już kilka miejscowości dalej. Jednak sieć transportu publicznego jest tak dobrze rozwinięta, że nie było dla mnie problemem przejechać kilka stacji koleją - dodaje.
Mimo tych udogodnień, nie planują, póki co, ponownie opuszczać Polski. To zbyt dalekie odległości od rodziny i przyjaciół. I choć pozytywnie wspominają kontakty sąsiedzkie, nie zastąpią one właśnie tych, rodzimych.

Ale nie żałują tego, co ich spotkało i radzą, by podążać za swoimi marzeniami:
- Uważam, że warto spróbować, jeśli jest taka chęć, a obawy nas powstrzymują. To cenne doświadczenie, nauka samego siebie i tego, jak odnajdziemy się w całkiem nieznanym miejscu i w nieznanej dotąd sytuacji rodzinno-demograficznej - przekonuje Katarzyna Englert.

 

Przełom 45/2019