Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

Saksofonistka z Trzebini wraca do Bahrajnu

21.11.2019 00:00 | 0 komentarzy | 4 051 odsłony | Ewa Solak

Pracowała w Emiratach Arabskich, na Malediwach, w Indiach i Bahrajnie. Koncertuje jako solistka, gra i śpiewa także z zespołem. Magdalena Suruło z Trzebini muzykę ma we krwi i wie, że zawsze będzie jej w życiu towarzyszyć.

0
Saksofonistka z Trzebini wraca do Bahrajnu
Magdalena Suruło
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ewa Solak: Rzuciła pani pracę w krakowskim banku, żeby śpiewać i grać po świecie. Odważny krok.
Magdalena Suruło:
Co więcej, rzuciłam ją właściwie z dnia na dzień! Taką miałam fantazję! Ale tak serio, to po prostu: poczułam, że to jednak muzyka jest dla mnie najważniejsza. Przez kilka lat pracowałam w krakowskim oddziale jednego z banków. Pojechałam wtedy na wakacje do znajomych w Dubaju. Zachwyciłam się. Zwierzyłam się znajomemu, że kiedyś chciałabym tam jeszcze wrócić. Po jakimś czasie dzwoni ten właśnie znajomy - gitarzysta - mówiąc, że jest kontrakt. Świetny kontrakt, ale muszę podjąć decyzję do rana następnego dnia. Była godzina 23. Prawie nie spałam do rana, ale wiedziałam, że muszę tego spróbować. Problem był tylko z pracą, bo wyjazd miał być za dwa tygodnie.

Szef nie chciał się zgodzić?
- Nie wierzył, że coś takiego w ogóle mogę zrobić. Wyprosiłam półroczny, bezpłatny urlop, mówiąc, że w przeciwnym razie się zwalniam. Ustąpił.

Nie żal pani było stabilnej pracy?
- Nie, choć ja tę pracę nawet lubiłam. Ale natura była silniejsza. Wyruszyłam. Trzy miesiące spędziłam w Abu Dhabi i trzy w Dubaju.

Przeniosła się pani w zupełnie inny świat.
- Zamieszkałam w hotelu, w którym moje życie stało się zupełnie beztroskie. Co dzień spotykałam się ze znajomymi, chodziłam na plażę, zwiedzałam, a wieczorami śpiewałam i grałam z zespołem w restauracji dla bogaczy. Żyć nie umierać! Ale miesiące szybko mijały, a ja musiałam wrócić do banku.

I...
- Wróciłam, zresztą i tak kończyła mi się wiza. Po powrocie do kraju sądziłam nawet, że jeszcze trochę w tym banku popracuję. Ale okazało się, że mój oddział został zlikwidowany, a ja zostałam przeniesiona do innego, gdzie moje obowiązki zdecydowanie różniły się od poprzednich. Miałam pracować w obsłudze kasowej i po jakimś czasie zaczęłam się czuć jak robot. Wytrzymałam kilka miesięcy, po czym złożyłam wypowiedzenie. W perspektywie miałam już następny kontrakt.

Malediwy. Kolejny luksusowy kurort.
- Domki na wodzie, plaża, cisza. Luksus dla wybranych. Dubaj był miastem ludzi sukcesu, a Malediwy oazą dla bogaczy. Każdy z domków miał swoją plażę, basen. Wewnątrz szklaną podłogę, żeby goście mogli oglądać podwodny świat bez konieczności nurkowania. Nikt nikomu nie przeszkadzał, właściwie nawet nie musiał się z nikim widzieć. W całym kurorcie było miejsce dla 50 gości, a obsługa liczyła 150 osób. Praca od godz. 18 do 20.

Potem jednak trafiła pani do Indii.
- Postanowiłam wykorzystać możliwości i przy okazji zwiedzić trochę więcej świata. Już na lotnisku poczułam Indie nosem. Faktycznie, rację mają cBahrajni, którym trudno się oswoić z zapachem czy wręcz odorem, jaki tam panuje. Po jakimś czasie człowiek już niemal go nie czuje, ale na pewno nie w dużych miastach. Trafiłam do apartamentu, gdzie przywitały mnie karaluchy i jaszczurka. Ale dałam radę. Natomiast tu właśnie zwróciłam uwagę na dysproporcje między życiem zwykłych ludzi, a bogaczy. Trudno to wręcz opisać, ale co ciekawe - zgodnie z ich wyznaniem, każdy wierzy w karmę, czyli w to, że zarówno dobro, jak i zło powraca. Dlatego zarówno ludzie bogaci, jak i biedni starają się robić dużo, żeby te dobre uczynki do nich wróciły. Pomagają najbardziej potrzebującym, noszą zupę, dają chleb.

Nie jest to trochę naciągane?
- Można mieć takie wrażenie, zwłaszcza, gdy patrzy się na tych bogatych, ale po co o tym myśleć, skoro chodzi o pomoc bliźniemu?

A kobiety? Jak są tam traktowane?
- Jeśli chodzi o kraje arabskie, to byłam zaskoczona. Zupełnie odbiegało to od tego, co wcześniej słyszałam. Kobiety są traktowane z ogromnym szacunkiem, jakiego nigdzie nie widziałam. Mężczyźni ustępują im w wejściu do autobusu i czekają aż wejdą. Kobiety mają swoje wagony w pociągach, a panowie nie. Mają też swoje plaże, restauracje, gdzie mężczyźni nie wchodzą.

A w Indiach?
- Tam jest nieco inaczej. Któregoś wieczoru musiałam szybko dojechać do restauracji, gdzie grałam z zespołem. Zatrudniony przez agenta opiekun nawet nie pomyślał, żeby pomóc mi przenieść saksofon, mikrofon, ubrania i mnóstwo innych pakunków, jakimi byłam obładowana. Ale mimo takich sytuacji poznałam też innych Hindusów, z którymi do dziś się przyjaźnię.

Wspomniała pani o Bahrajnie. Tam ostatnio pani była.
- I tam zamierzam wrócić. Dobrze się tam czuję. Ten kraj mnie zachwycił, podobnie jak Emiraty. Byłam tam siedem miesięcy i sporo widziałam. Bahrajn pod względem zabytków nie zaskakuje; to jest państwo, które ma zaledwie 48 lat, nie jest również tak rozwinięte jak UAE (Zjednoczone Emiraty Arabskie). Natomiast bardzo dobrze i wygodnie się tam żyje.

Nie przeszkadzały pani temperatury?
- Wszędzie są klimatyzatory, nawet na przystankach autobusowych, więc wysokich temperatur się niemal nie odczuwa. A nawet gdy wychodzi się na zewnątrz, to te 45 stopni jest do przeżycia. Inna wilgotność powietrza, inny klimat, spokojnie da się przeżyć.

A jedzenie?
- To też może zaskakiwać, bo wydawałoby się, że w takich temperaturach nie da się zjeść nic ciepłego i ciężkiego. A tam wprost przeciwnie: dużo mięsa, dużo ryżu i placków podobnych do tortilli. Bardzo popularne jest tam palenie sziszy. Robią to dosłownie wszyscy. Szisze mają mnóstwo smaków, a najbardziej lubiane są cytrynowe z miętą.

Nie brakowało tam pani polskich pierogów?
- Polskiego jedzenia bardzo mi brakowało, ale akurat pierogów nie. Mamy tam już grupę polskich znajomych, którzy spotykają się często właśnie na polskich posiłkach. Przykładowo: święta spędziliśmy przy stole z sałatką jarzynową, żurkiem, bigosem i mnóstwem innych, naszych smakołyków. Mam przyjaciółkę, Beatkę, regularnie gotującą polskie potrawy. Spędzamy razem dużo czasu. Zaprzyjaźniliśmy się z polskimi stewardessami. Przylatują do nas z kiełbasą krakowską!

Ale na pewno tęskni pani za domem. Nie uwierzę, że nie.
- Dom to najważniejsze miejsce na ziemi i tęsknię ogromnie. Ale dom tworzą ludzie.
Na szczęście przy obecnym poziomie techniki mam z rodziną kontakt co dzień.

To tata, Jerzy Suruło, zaraził panią miłością do muzyki.
- Dokładnie. Nasza rodzina ma muzykę we krwi. Dlatego gdy tylko mam możliwość, wracam do Polski, żeby z tatą pograć.

A mama? Dorota Suruło - nauczycielka szkoląca młodych kucharzy w Zespole Szkół Ekonomiczno - Chemicznych? Ma pani coś z niej?
- Bardzo ją kocham, ale niestety, nie przejęłam po niej pasji gotowania. Nie wszystko można mieć.

Teraz jest pani na wakacjach w Polsce, ale lada dzień wraca do Bahrajnu.
- Czekam tylko na wizę. Kwestia kilku dni, choć zdobycie jej wcale nie jest takie oczywiste, bo w tym kraju, podobnie jak w innych krajach arabskich, najbardziej znanym powiedzeniem jest „inshallah", czyli - jak Bóg da. Rozciąga się ono na godziny, dni, miesiące. Tak tam już jest.

Życie artysty nie jest łatwe. Koncerty, publiczność, alkohol, nieraz narkotyki. Wiele osób sobie z tym nie poradziło.
- Muzycy zawsze są narażeni na tego rodzaju używki i mają do nich ułatwiony dostęp, z racji obracania się w środowisku klubowym. Trzeba to umieć kontrolować. Wiadomo, jeden drink nikomu nie zaszkodzi, ale kontrakt trwa pół roku. To może być już problem. Na kontraktach alkohol dla muzyków jest bezpłatny, zwykle przysługują dwa drinki z baru, potem klienci zamawiają dla zespołu. Wielu moich kolegów z branży sobie z tym nie poradziło. Ja piję drinka tylko w weekendy. W tygodniu, nawet gdy goście stawiają, to barman wie, że dla mnie tylko bez alkoholu.

Na razie nie ma pani dzieci, męża - zawodowa kariera przed panią. Nie myślała pani o własnej rodzinie?
- Myślałam. To, że na razie nie mam takich zobowiązań, pozwala mi realizować zawodowe marzenia. Póki co, wykorzystuję możliwości i oglądam świat.

CV
Magdalena Suruło - saksofonistka, wokalistka, uwielbia taniec.
Ma 28 lat. Skończyła Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Nysie, kierunek
Business English oraz Uniwersytet Jagielloński - Zarządzanie Zasobami Ludzkimi.
Lubi jazz, taniec i komedie.

Przełom nr 28 (1403) 17.7.2019