Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

To były czasy. Nawet osiemset mieszkań rocznie

31.10.2019 12:25 | 0 komentarzy | 4 117 odsłony | Marek Oratowski

Do chrzanowskiej spółdzielni mieszkaniowej zapisał się w latach 60., bo potrzebował mieszkania. Dwadzieścia lat później został jej prezesem. Edward Jaskowski - były prezes świętującej 60-lecie Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie - opowiada o kulisach jej działalności.

0
To były czasy. Nawet osiemset mieszkań rocznie
Edward Jaskowski do dziś ma notatki z lat, gdy stał na czele rady nadzorczej, a potem zarządu spółdzielni
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

 

 

Marek Oratowski: Skąd się wzięło pana zainteresowanie spółdzielczością?
Edward Jaskowski:
Po prostu, zetknąłem się z założycielami spółdzielni. Z niektórymi pracowałem w jednym biurze, w Fabloku. Poza tym, w 1962 roku się ożeniłem i zacząłem się rozglądać za mieszkaniem. A w tym czasie do spółdzielni włączane były budynki pochodzące z tzw. budownictwa plombowego. I właśnie dostałem mieszkanie w jednym z nich, na ulicy
24 Stycznia 6, obecnej Piłsudskiego. Zresztą, za mojej kadencji, jako prezesa spółdzielni, ten budynek przekazaliśmy później zarządowi miasta na rozbudowę sieci lecznictwa i powstały w nim gabinety lekarskie. To moje mieszkanie kosztowało wówczas 21 tysięcy złotych. Skorzystałem przy jego zakupie z 15 tysięcy bezzwrotnej zapomogi z Fabloku, pochodzącej z zakładowego funduszu mieszkaniowego. Musiałem dopłacić tylko brakujące sześć tysięcy. To była równowartość moich dwóch miesięcznych pensji. Pamiętam, że pierwszy czynsz kosztował 205 złotych. Przy czym nie mieliśmy ogrzewania centralnego, tylko piecowe.
Cztery lata później przeprowadziłem się do jednego z pierwszych bloków, wybudowanych na osiedlu Północ. Wokół było błoto a na ulicy sam kurz. Pamiętam, że emerytowany inżynier leśnik Chruściel podjął się tego, by teren się zazielenił. Chciał nasadzić wiele szybko rosnących drzew. Wybór padł na topole. Dopiero po latach okazało się, że to nie był dobry wybór, bo ich rozrastające się korzenie niszczą sieć wodno-kanalizacyjną i chodniki. W tamtym czasie było sporo pasjonatów. Na przykład, przy ulicy Piastowskiej 36 emerytowana nauczycielka zorganizowała mały klubik dla dzieci spółdzielców.

Trudno było wtedy o przydział mieszkania?
- Tak, bo budownictwo realizowane przez rady narodowe zaczęło się kurczyć, a spółdzielnia dopiero zaczynała coraz więcej budować. Dlatego kolejka się wydłużała.

Jak to się stało, że został pan prezesem?
- Oficjalnie prezes pochodził z wyboru. Jednak w praktyce było to stanowisko nomenklaturowe, więc musiał kandydaturę zatwierdzić komitet partii. Dlatego zostałem wezwany na posiedzenie egzekutywy PZPR.

W serialu „Alternatywy 4", w reżyserii Stanisława Barei, można było zobaczyć taką spółdzielnię mieszkaniową z lat 80. Z prezesem, któremu trzeba było przynieść dobry alkohol w zamian za przydział mieszkania, z fuszerkami w budowanych blokach. Faktycznie tak było?
- Oglądałem ten serial. Pamiętam, że na jakimś spotkaniu w komitecie powiatowym partii ówczesny sekretarz Andrzej Oczkowski zrobił mi uszczypliwą uwagę. Wtedy mu odpowiedziałem słowami z serialu: „ale towarzysz Winnicki też brał w tym udział", przywołując postać Janusza Gajosa, grającego w „Alternatywach" dygnitarza partyjnego. Wywołałem tym lekką konsternację.


Prezesi PSM w Chrzanowie
Tadeusz Plac (w latach 1959-76)
Stanisław Bilski (1976-78)
Marian Pakuła (1978-82)
Edward Jaskowski (1982-88)
Józef Chuchro (1988-93)
Aleksander Biegacz (od 1993 do chwili obecnej).


Alkoholu nikt do mojego gabinetu nie przynosił. Co do tych fuszerek, to budowlańcy spieszyli się, aby oddać blok w terminie, bo dostawali za to premie. Często jednak faktycznie trzeba było przez kilka tygodni robić poprawki, by nadawał się do zasiedlenia. Na pewno jednak było wtedy mnóstwo ograniczeń, które trudno było przeskoczyć. Na przykład, chciałem dla spółdzielców budować garaże. Razem z inżynierem Stefanem Radymem znalazłem w Chrzanowie dwa nadające się do tego tereny. Pierwszy za autostradą, a drugi wzdłuż torów. Jednak wojewoda stwierdził, że za autostradą są grunty orne. Kolejarze powtarzali zaś, że ich ziemia stanowi rezerwę terenową. Nieoficjalnie jednak słyszałem, że nie należy popierać budowania garaży, bo przez to zużywane są deficytowe materiały, potrzebne do budowy mieszkań. Garaże w końcu tam powstały, ale już po zmianach ustrojowych.

Kto stawiał bloki za pana prezesury?
- Znalezienie wykonawcy to była najtrudniejsza sprawa, ale w Chrzanowie było CHPB. Budowało też poza naszym terenem, m.in. dla Huty Katowice. Na szczęście ówczesny dyrektor przedsiębiorstwa - Roman Żbik - robił wszystko, by moce przerobowe skoncentrować na lokalnym podwórku.

Co uważa pan za swój największy sukces?
- Oczywiście to, że mieszkań powstawało co roku więcej, niż zakładał plan. W latach 1983-87 oddaliśmy ich ponad 1 800. W 1983 roku zamiast 290 przydziałów było 350. Rekordowy był rok 1984, z 482 mieszkaniami. Mimo tego w kolejce na własne „M" spółdzielcy musieli czekać trzy lub cztery lata, chociaż część z zapisanych na liście nie była w nagłej potrzebie. Mogła sobie pozwolić na czekanie na mieszkanie na konkretnym osiedlu lub piętrze. Starałem się też współpracować z okolicznymi zakładami. Były pomocne, bo na przykład potrzebą chwili były remonty dachów. Wykonywano ich tylko kilka w roku. Na więcej nie było materiału. Wszedłem jednak w kontakt z dyrektorem rafinerii, który kooperował z fabryką papy. Liczba remontowanych dachów zwiększyła się dzięki temu dziesięciokrotnie.

Naciskał ktoś czasem pana, że trzeba koniecznie komuś szybko przyznać mieszkanie?
- To były pojedyncze przypadki. Na przykład dla milicjantów. Milicja je kupowała, bo komendant załatwił na to kredyt w komendzie wojewódzkiej. Także naczelnik Libiąża i do niedawna burmistrz Chrzanowa - Ryszard Kosowski wykupił jedno z mieszkań zaadaptowane na pocztę w tym mieście. Jednak było to zgodne z prawem.

Ile osób za pana czasów zatrudniała spółdzielnia?
- Około 350. Znacznie więcej niż dziś. Jednak wynikało to z przepisów, nakazujących m.in. by w każdym bloku pracowała osobna sprzątaczka. Setkę stanowili pracownicy umysłowi, przygotowujący nowe inwestycje. Obecnie PSM zajmuje się jedynie eksploatacją.

Dlaczego odszedł pan ze spółdzielni?
- Zacząłem chorować. Moim następcą został Józef Chuchro.


PSM w Chrzanowie w liczbach

17 494 mieszkańców
8 757 członków
1 929 miejsc postojowych
184 bloki
115 lokali użytkowych
172 garaże
31 placów zabaw
9 pawilonów handlowo-usługowych


CV

Edward Jaskowski, były prezes Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie, pochodzi z Poznania. Do Chrzanowa przyjechał, bo dostał nakaz pracy w Fabloku. W zakładzie zaczynał na początku lat 50. jako planista, dochodząc do stanowiska kierownika działu ekonomicznego. Od 1973 do 1982 roku był zastępcą dyrektora ds. ekonomiczno-handlowych w Zakładach Chemicznych Alwernia. Potem, od 1982 do 1988 roku, stał na czele Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie. Jest żonaty, ma dwie córki.

 

Przełom nr 26/2019