Nie masz konta? Zarejestruj się

Do poczytania

Gdyby nie taniec, zostałaby... komornikiem

11.10.2019 14:17 | 1 komentarz | 6 137 odsłon | Agnieszka Filipowicz

W wieku 11 lat połamałam nogi na nartach. Usłyszałam wtedy od ortopedy, że mam dożywotni zakaz tańca - mówi Gabriela Warzecha, tancerka, właścicielka PowerStudio w Chrzanowie, w rozmowie z Agnieszką Filipowicz.

1
Gdyby nie taniec,  zostałaby... komornikiem
Gabriela Warzecha i jej siostra Anna Warzecha
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Agnieszka Filipowicz: Gdy ogląda się Twoje występy na scenie, można odnieść wrażenie, że taniec masz we krwi. Tańczysz chyba prawie od kołyski...

Gabriela Warzecha: - Tańczę od dziecka, ale to nie było od początku takie oczywiste, że uda mi się występować na scenie. Miałam siedem lat, gdy mama zapisała mnie na zajęcia z baletu do domu kultury, bo byłam nieśmiałym i flegmatycznym dzieckiem.

Trudno w to uwierzyć, patrząc dziś na Ciebie...

Wiem, że wielu ludzi postrzega tancerzy jako osoby przebojowe. Bo też często sami tworzymy taki image. Ekscentryczny strój czy wyróżniająca się fryzura w tym pomaga. Ten zawód pozwala nam na tego rodzaju eksperymenty, które mogą stwarzać wrażenie, że nie mamy problemów z nieśmiałością. Jednak nawet dziś, po tylu różnych występach, wychodząc na scenę, czuję stres. Wciąż muszę go pokonywać i skupiać się na tym, co robię, czyli tańcu. I dopiero teraz, mając 28 lat, nie boję się zmierzyć z tymi emocjami na scenie i je okiełznać. Zawsze zazdrościłam moim dwóm starszym siostrom, że są bardziej przebojowe niż ja. Ja byłam flegmatyczna i beczałam z byle powodu.

Jak w takim razie zapragnęłaś występować na scenie? Odkryłaś pasję do tańca na zajęciach z baletu w MOKSiR? To wtedy postanowiłaś zostać tancerką?

Tak, balet mi się spodobał i byłam pilną uczennicą. Ale wtedy taniec traktowało się tylko jako hobby, a nie jako pasję, która może przerodzić się w sposób na życie. W mniejszych miejscowościach, takich jak Chrzanów, trudniej było się zaprezentować, wziąć udział w większych wydarzeniach artystycznych. Teraz jest inaczej. Wtedy nie było programów typu „You can dance”. Dziś stwarzamy dzieciom, które u nas uczą się tańca, maksymalne możliwości zaprezentowania swych umiejętności - czy to na występach w Energylandii, czy podczas variete w Lublinie, czy wreszcie na mistrzostwach.

Co jeszcze dał Ci kontakt z tańcem klasycznym?

Balet wykształcił słuch i wrażliwość na muzykę klasyczną. To zostało mi do dziś. Gdy wracam do domu po zumbie, włączam RMF Clasic, przez godzinę słucham muzyki klasycznej, wyciszam się. Balet dał mi też możliwość oswojenia się ze sceną. No i podstawy warsztatu, które procentowały w przyszłości. Dam przykład - w gimnazjum zaczęłam tańczyć hip hop w zespole Kaprys, prowadzonym przez Jacka Palkę z MOKSiR. Zachęcał nas do udziału w warsztatach także z innych stylów tańca. Pamiętam, że byłam zachwycona udziałem w międzynarodowych warsztatach z tańca jazzowego w Kielcach. Przyjeżdżali tam profesjonaliści z różnych stron świata. Trafiłam na zajęcia ze znanym choreografem. Tancerzy było sporo, ale on od razu dostrzegł, że wiem, co to balet. Gdy to zauważył, powiedział: „Idziesz do pierwszego rzędu, ćwiczyłaś balet”. Rozumiałam wszystkie jego polecenia w języku francuskim. Koleżanki, które nie miały przygotowania baletowego, tańczyły w tyle. Wtedy pomyślałam sobie, jak ważny jest warsztat i podstawy z tańca klasycznego.

Pamiętasz swoją pierwszą rolę baletową, jako kilkulatki?

Tak, nie była to znacząca rola, zagrałam... drzewo. Z rozrzewnieniem wspominam też występ z okazji Dnia Mamy, wyreżyserowany przez prowadzącego wówczas Studio Baletowe MOKSiR Wacława Niedźwiedzia. Byłam myszką. Wyszłam na scenę i zatańczyłam tak, jak miałam zatańczyć, ale przez pomyłkę wpuszczono mnie na scenę z drugiej strony kulis. Koleżanka z mojej pary weszła z innej strony. Zatańczyłyśmy osobno, było trochę zamieszania i nie wypadło to dobrze. Ale w kolejnych spektaklach było już lepiej. Byłam uparta i łatwo się nie poddawałam. W wieku 11 lat połamałam nogi na nartach. Byłam parę miesięcy w gipsie. Usłyszałam wtedy od ortopedy, że nie powinnam już tańczyć do końca życia. Taki dożywotni zakaz tańca.

I oczywiście go nie posłuchałaś...

Nie posłuchałam. Przychodziłam o kulach na zajęcia z baletu do MOKSiR. Miałam swoje krzesełko, siedziałam na nim i uczestniczyłam w zajęciach, patrzyłam jak tańczą koleżanki. Wacław Niedźwiedź pozwolił mi na to, choć na początku był zły, że tancerka uprawiała narciarstwo. Potem wróciłam do tańca, choć nogi mnie bolały. Przez pięć lat ćwiczyłam w ortezach.

Tak bardzo kochałaś taniec, a jednak po liceum zaczęłaś inaczej planować swoją przyszłość...

Tak. Pomyślałam - zostanę komornikiem. Ta myśl pojawiła się w głowie trochę przypadkowo. Mieliśmy znajomego, który prowadził dużą firmę, zatrudniał sporo osób. Firmę musiał zamknąć, bo stał się niewypłacalny. Nie ze swojej winy - z płatnościami zalegali mu inni kontrahenci. Pomyślałam wtedy, że to bardzo niesprawiedliwe. Że nie takich ludzi powinno się ścigać za długi.

I postanowiłaś zostać komornikiem z ludzką twarzą....

Coś w tym stylu. Rozpoczęłam studia prawnicze w Krakowie. Szło mi dobrze. Najbardziej lubiłam logikę. Dawałam z niej korepetycje koleżankom. Zdawałam kolejne egzaminy, zaczęłam praktykę w kancelarii komorniczej. Podobało mi się, ale praca była dość monotonna, przewidywalna. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy naprawdę to chcę robić w przyszłości. Przeniosłam się na studia zaoczne i założyłam PowerStudio. To w zasadzie był pomysł mojej mamy, która zaproponowała, że wynajmie mi swój lokal. Według jej dewizy, nic nie ma w życiu za darmo. Musiałam zapracować na siebie i czynsz. To dobrze, bo pewnie dlatego nie uderzyła mi do głowy woda sodowa.

Skąd pomysł, by zacząć tańczyć zumbę? Bo chyba tym tańcem zasłynęło na początku PowerStudio.

W tym czasie zaczęła się na nią moda. W telewizji, w fitnessach wszyscy mówili, że zumba to numero uno. Postanowiłam pojechać na dwudniowe szkolenie do Poznania, prowadzone przez świetną instruktorkę Izabelę Kin. I tam się załamałam.

???

Byłam jedyną osobą, która pojechała na szkolenie z zumby, a jej nigdy nie tańczyła. Gdy instruktorka zrobiła półtoragodzinny trening, miałam dość. Byłam jedną z najmłodszych uczestniczek szkolenia, miałam 21 lat. I zobaczyłam, że kobiety w wieku 50 lat, a nawet starsze, lepiej sobie radzą na treningu niż ja. To mnie zabolało. Zacisnęłam zęby i zabrałam się do pracy. Dziś, po ośmiu latach od otwarcia PowerStudio, zumba jest jego filarem. Co poniedziałek i środę, o godz. 20, zawsze mam kilkadziesiąt osób na zajęciach, niezmiennie od lat. Zrobiłam też szkolenie z zumby kids na licencji amerykańskiej. Bo lubię pracować z dziećmi.

Twoja szkoła tańca cieszy się ogromną popularnością. Ile dzieci teraz do niej uczęszcza?

Około 200. Staram się, by zajęcia były bardzo urozmaicone. Zumba, balet, szarfy, akrobatyka, koła, trampoliny. Dzieciaki uczą się rozwijania mięśni głębokich, bo mają z tym problem. Gdy byłam mała, wspinania uczyłyśmy się na trzepakach. Dzieci teraz tego nie mają.

Spytam o pole dance, z ciekawości... Co skłoniło niedoszłą panią komornik do tańca na rurze?

To było moje zwariowane, noworoczne postanowienie, dzięki któremu w konsekwencji zaczęłam współpracować z Energylandią. Pole dance to rodzaj akrobatyki, zwiększającej siłę mięśni i gibkość. Dlatego zaczęłam ćwiczyć - ja i moja siostra. I wtedy poznałam Bartka Polaka, który wówczas zajmował się spektaklami w Energylandii. Zaproponował współpracę. Postanowiłyśmy z siostrą spróbować i tak się zaczęło. Treningi były mordercze i parę kontuzji też się przytrafiło.

A jak się zaczęła przygoda z akrobatyką, szarfami i tańcem w powietrzu?

Od udziału w światowej konwencji żonglerskiej w Lublinie. Co roku odbywa się w innym miejscu. Do Lublina przyjechali cyrkowcy z całego świata. Zostałyśmy zaproszone do projektu, by przygotować pokazy na variete. Tam zaraziłyśmy się tańcem w powietrzu. Choć niektórzy mówili, że jesteśmy już za stare na to, by się podejmować takiego wyzwania, zaryzykowałyśmy. I udało się. Robimy pokazy od trzech lat.

Pracujesz w PowerStudio z siostrą Anią, utalentowaną tancerką, zdobywającą medale. Jak się układa współpraca?

Dobrze, uzupełniamy się. Ona jest artystką-perfekcjonistką. Ja jestem od „spinania”, czyli od rozwiązywania trudnych sytuacji, ogarniania całości. Jak coś nie wychodzi, próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie. Ania przywiązuje ogromną wagę do detali. Nie uznaje w tańcu kompromisów.

Tworzycie zgrany team, który może się pochwalić wieloma osiągnięciami...

Cieszy nas to ogromnie, że nasi tancerze zdobywają medale i awansują. Wyjazdy na mistrzostwa do Kanady i na Ibizę to ogromny sukces.

Wyobrażasz sobie inną pracę?

Nie. Zresztą, nie czuję, że pracuję. Po prostu kocham to, co robię. Taniec to moja pasja.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Jakieś nowe kursy, szkolenia, warsztaty?

Teraz planuję trochę zwolnić. Mam 28 lat i - nie ukrywam - zaczynam myśleć o założeniu rodziny. Może uda się przed trzydziestką? Mama i teściowa czekają...

Ale z tańca nie zrezygnujesz?

Nie ma takiej opcji.

 

 

POJADĄ DO KANADY I NA IBIZĘ

Zawodniczki z PowerStudio Dance School z Chrzanowa zdobyły medale kategorii Aerial Hoop (koło cyrkowe) oraz 11 kwalifikacji na Mistrzostwa Świata POSA na Ibizie. Startowały w dwóch kategoriach: amatorzy - osoby, które nie trenują dłużej niż 2 lata, oraz profesjonaliści - czyli osoby, które mają doświadczenie w zawodach i pokazach.

Dzieci do zawodów przygotowała trenerka Anna Warzecha, która również zdobyła brązowy medal w duecie z Erwiną Kowalską. Ten sam duet oraz dwie uczennice - Julia Szymczak i Natalia Stanuch - również na Mistrzostwach IPSF, w marcu, w Katowicach, zdobyły złote medale i w październiku pojadą do Kanady na Mistrzostwa Świata IPSF.

Przełom nr 25/2019