Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Musieliśmy mieć gorzej, żeby nasze dzieci miały lepiej

06.09.2019 15:46 | 0 komentarzy | 4 161 odsłony | Grażyna Kaim

Wyniki wyborów to był szok. I dla władzy, i dla opozycji – mówi Jerzy Jura, emerytowany nauczyciel historii, działacz nauczycielskiej Solidarności w Trzebini, wspominając po latach zwycięstwo opozycji w tzw. wyborach czerwcowych 1989 roku. Mija 30 lat od tamtych wydarzeń.

0
Musieliśmy mieć gorzej, żeby nasze dzieci miały lepiej
fot. Jerzy Jura i najpopularniejsze tytuły prasowe tamtych lat. FOT. ŁUKASZ DULOWSKI
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Grażyna Kaim: Czy kiedykolwiek, przed 1989 rokiem, przyszło panu do głowy, że może żyć w innym systemie niż socjalistyczny?

Jerzy Jura: Inny system... To było coś tak abstrakcyjnego. Nikomu nie przychodziło do głowy, że system padnie. Może teraz ktoś mówić, że wiedział, że spodziewał się, że to było oczywiste... Nie, nie było.

Kiedy pięć lat temu rozmawiałam z działaczami Solidarności i Komitetów Obywatelskich, to wszyscy podkreślali, że w 1980 roku, kiedy rodził się związek, entuzjazm był nieporównywalnie większy niż w 1989. Pan też to zauważył?

- Tak. Wybuch wolności w 1980 r. był dużo silniejszy. Może dlatego, że ten z `89 był skażony doświadczeniami stanu wojennego. Ludzie pamiętali entuzjazm `80, ale i to, co z niego wynikło. Mieliśmy świadomość, że porywamy się na władzę, na wojsko, na Związek Radziecki...

Ambitnie...

- Jakby nie patrzeć, w `81 uznano, że Zachód nas zostawił. Nie było żadnej interwencji, nikt nie poinformował o stanie wojennym, kogo trzeba sprawnie wtedy wyłapano. To wszystko tłumiło entuzjazm.

Ale czuliście, że to wszystko, co działo się w związku z wyborami 4 czerwca 1989 i wcześniej, podczas obrad okrągłego stołu, to jest zapowiedź realnej zmiany?

- Nie bardzo. Cały czas z tyłu głowy mieliśmy na uwadze obecność Związku Radzieckiego. Pamiętaliśmy `56, `68, wprowadzenie stanu wojennego. Wcale nie byliśmy przekonani, że to się uda, że komuniści oddadzą władzę. Nie sądziliśmy, że Związek Radziecki zgodzi się na to. A poza tym, nikt za bardzo nie mógł sobie tych zmian wyobrazić. Może ci, którzy byli na Zachodzie to wiedzieli, ale większość przecież nie miała paszportów i nigdzie nie wyjeżdżała.

Kiedy to się zmieniło? Kiedy pomyśleliście: Boże, udało się!

- Dopiero jak Mazowiecki objął władzę. Ale tej radości towarzyszyły mieszane uczucia w związku z reformami Balcerowicza. Bo miało być lepiej, a było gorzej.

Jak to ludziom tłumaczono?

- Że my musimy mieć gorzej, żeby nasze dzieci miały lepiej.

Było rozczarowanie?

- No tak. Galopująca inflacja, gospodarka rynkowa, konkurencja – to był szok. Jak do tego doszło bezrobocie – coś dla nas dotąd niewyobrażalnego – to nie mogło się podobać.

To był trudny czas, ale na kanwie tych nowych przemian możliwy do przetrwania. Cały czas czekało się na to obiecane: lepiej.

A tak konkretnie, to na co czekaliście?

- Trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażaliśmy. Przede wszystkim sądziliśmy, że ludziom poprawi się sytuacja ekonomiczna. Nagle okazało się, że nie. Galopująca inflacja zżerała wszystko. Złotówka przestawała mieć jakąkolwiek wartość. Proszę zobaczyć na cenę tygodnika „Polityka”: w lipcu `89 - 110 zł, w listopadzie tego samego roku - 250 zł! Przy czym trzeba zauważyć, że pensje rosły wolniej. Z tej inflacji skorzystali tylko ci, którzy mieli pożyczki i kredyty, i szybko się zorientowali, że wieloletnie zobowiązania mogą spłacić w kilka miesięcy. Stawiano na ludzi przedsiębiorczych, popierano prywatną inicjatywę. Nie wszyscy potrafili się w tych nowych zasadach odnaleźć.

Zwłaszcza w tym regionie - uprzywilejowanym pod wieloma względami z powodu górnictwa, hołubionego przez władze socjalistyczne - nie musiało się to podobać.

- Oczywiście. Było rozczarowanie. Kiedy rozmawiałem na lekcji z uczniami o tym, czym według nich jest praca, to odpowiadali, że praca jest wtedy, jak ktoś się narobi fizycznie, spoci. W tym regionie był kult pracy fizycznej i uważano, że za taką powinno się dobrze płacić. W latach 80., będąc nauczycielem, miałem pensję 3 100 zł. Uczeń szkoły górniczej dostawał stypendium 2 800 zł. Więc co ja miałem mówić uczniom? Ucz się ucz, bo jak nie, to pójdziesz pracować do kopalni?

Pamięta pan kampanię wyborczą w `89?

- To były pierwsze – częściowo wolne - wybory. I tak za bardzo to nikt nie wiedział, na czym one będą polegać.

Bo do tej pory chodziło się głosować, nie wybierać.

- Tak. Teraz wszystko miało być inaczej. Władza uznała, że trzeba podzielić się odpowiedzialnością za to, co jest i częściowo dopuścić do władzy opozycję. W rzeczywistości, zasady podzielenia się tą władzą zostały tak wymyślone, że partia i tak miała mieć w sejmie większość 2/3, by w razie czego wszystko przegłosować.

Kampania wyborcza to też było coś nowego, bo partia żadnej kampanii robić nie musiała. Pamiętam plakaty wyborcze, ulotki, instrukcje do głosowania, oczywiście z zaznaczonymi przedstawicielami Solidarności. Kościół się bardzo w tę kampanię zaangażował. Możliwości technologiczne były wówczas marne, ale było duże zaangażowanie. Na plakatach kandydaci opozycji pokazywali się z Lechem Wałęsą. Takie zdjęcie to był sygnał, że to właściwy kandydat.

Zaangażowanie się opłaciło. Lepsze dla opozycji wyniki trudno było sobie wyobrazić.

- To był szok. I dla władzy, i dla opozycji. Po drugiej turze wyborów – 18 czerwca, opozycja wzięła w sejmie więcej niż początkowo zakładała. W nowo utworzonym, 100-osobowym senacie, zgarnęła de facto wszytko – 99 mandatów.

Uczył pan w szkole historii, która nagle się zmieniła. Jak sobie pan z tym poradził?

- Nie było to łatwe, ze względu na ograniczony dostęp do wiedzy, do informacji. Wtedy nie było internetu. Przez jakiś czas, nie pamiętam dokładnie jaki, obowiązywały jeszcze stare podręczniki. Program nauczania można szybko zmienić, ale proces wydawniczy trochę trwa.

Pracowałem wtedy w podstawówce, więc było mi łatwiej. Uczniowie nie są w tym wieku jeszcze tak dociekliwi, jak to bywa w szkole średniej. Już wcześniej wewnętrznie czułem, że trzeba im coś innego powiedzieć o tej historii. Było wtedy takie wydawnictwo nowohuckie: „To czego nie ma w podręcznikach historii”. Jak zobaczył je mój przełożony, to otrzymałem reprymendę, że to nie jest podręcznik; że on nie ma autora; że to nie jest żadne źródło informacji i żebym natychmiast zaprzestał używania go. W 1981 roku przestałem uczyć przedmiotu „wychowanie obywatelskie”. Był znacznie bardziej nacechowany ideologią od historii. Pewnie w związku z moją działalnością z `80 roku przyszło do szkoły pismo, żeby mnie odsunąć od niego.

Pamiętam z mojej szkoły panią od historii, która co jakiś czas mówiła: a teraz zamknijcie zeszyty i posłuchajcie... I opowiadała o wydarzeniach, które nie do końca wtedy rozumieliśmy, ale słuchaliśmy. Nigdy nas z tego nie odpytywała.

- Z własnego doświadczenia wiem, że trzeba było tę pozapodręcznikową wiedzę bardzo oględnie podawać. Kto zrozumiał, to zrozumiał...

Już wiadomo, że tegoroczne świętowanie będzie podzielone. Padają różne opinie na temat okrągłego stołu i wyborów, których rocznicę świętujemy; na temat ludzi zaangażowanych w te przemiany. Jak pan ocenia tamte wydarzenia?

- Teraz powszechne są opinie, że można było to zrobić lepiej, więcej, radykalniej; nie iść na żadne kompromisy. To jest mówienie z perspektywy 2018, 2019 roku. Gdy już wiemy, że nie było w planach interwencji. Sądzę, że ci, którzy wtedy coś robili, uznali, że to i tak było bardzo dużo. Pamiętajmy, że Rosjanie nie musieli wtedy wkraczać do Polski. Oni już tu byli. Każdy miał to na uwadze. Nie było wiadomo, czy jak coś wymknie się spod kontroli, to oni nie zadziałają. Przecież wtedy była jeszcze Czechosłowacja, Węgry...

Muszę panu powiedzieć, że kilka osób nie chciało rozmawiać na temat `89. Niektórzy zasłaniali się niepamięcią, inni twierdzili, że jeszcze za mało czasu minęło od tamtych przemian...

- Taki czas, że ludzie nie chcą się zdradzać z tym, co myślą. Pewnie kilka razy oberwali za to. Poza tym, nie wiedzą, czy dobrze myślą. Działacze z `89 też szybko się podzielili. Jednoczył ich jeden wróg - komuna. Jak go zabrakło, każdy poszedł w swoją stronę.

 

Rozmawiała Grażyna Kaim

 

Pierwsze, częściowo wolne wybory do parlamentu zostały przeprowadzone 4 (I tura) i 18 (II tura) czerwca 1989 roku. Nowością było wybieranie 100-osobowego senatu.

Rządząca „koalicja”, związana z PZPR oraz jej sojusznikami, miała zagwarantowaną obsadę co najmniej 299 (65 proc.) miejsc w sejmie. Pozostałe mandaty poselskie - 161 (co stanowiło 35 proc.) zostały przeznaczone dla kandydatów bezpartyjnych.

Wybory te zakończyły się zdecydowanym zwycięstwem opozycji solidarnościowej zorganizowanej wokół Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Kandydaci wspierani przez KO zdobyli wszystkie mandaty przeznaczone dla bezpartyjnych (wspomniane 35 proc.), a także objęli 99 na 100 miejsc w Senacie. W pierwszej turze zagłosowało 62 proc. Polaków.

Po wyborach Polska stała się pierwszym państwem tzw. bloku wschodniego, w którym przedstawiciele opozycji demokratycznej uzyskali realny wpływ na sprawowanie władzy.

(oprac. m.in. na podst. wikipedia.org)

 

CV

Jerzy Jura

- rocznik `53. Nauczyciel historii. Pracę w szkole rozpoczął w 1977 roku. Uczył w podstawówce w Karniowicach, w gminie Trzebinia, a następnie w II LO w Chrzanowie. Współzałożyciel nauczycielskiej Solidarności w Trzebini w 1980 roku.

Tekst opublikowany w tygodniku Przełom 21/2019