Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Covidowa misja doktora Rafała Harata w chrzanowskim szpitalu

05.11.2021 15:00 | 14 komentarzy | 10 214 odsłon | Ewa Solak
Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Od marca przestałem cokolwiek planować, a od kilku tygodni nie mogę nawet zagwarantować, że wrócę z pracy do domu. Sił dodaje mi to, że cały personel, którym kieruję, jest ogromnie, maksymalne wręcz zaangażowany, pomimo ogromnego stresu nam towarzyszącego - mówi dr n. med. Rafał Harat, kierujący oddziałem pulmonologicznym i COVID-owym w chrzanowskim szpitalu.
14
Covidowa misja doktora Rafała Harata w chrzanowskim szpitalu
Dr n. med. Rafał Harat
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Ewa Solak: Pan już przeszedł COVID-19?
Rafał Harat: Myślę, że nie, choć być może nawet o tym nie wiem. W testach byłem negatywny. Wynik badania zależy między innymi od tego, kiedy się je robi. Personel medyczny oddziału COVID-owego bez przerwy jest narażony na zakażenie, mimo stosowania specjalistycznych zabezpieczeń.

Macie ciągły kontakt z chorymi...
- Tak, ale jest też życie poza szpitalem, gdzie można się zarazić. W samym szpitalu, na wszystkich oddziałach, stykamy się z chorymi niemającymi objawów COVID-19. Na pulmonologii leczymy też przecież pacjentów z innymi schorzeniami dróg oddechowych. Był przypadek, gdy na stronę niezakaźną oddziału trafił mężczyzna z zapaleniem płuc. Test na koronawirusa wyszedł negatywnie, rozpoczęliśmy więc leczenie, a po paru dniach zaczął gorączkować. Drugi wynik testu był pozytywny. Trochę się wszyscy wystraszyliśmy. Przeprowadziliśmy badania personelu. Jeden z lekarzy się zakaził. Trzeba było na jakiś czas zamknąć oddział. Personel z objawami jest na bieżąco badany i w razie potrzeby wyłączany na jakiś czas z pracy.

W jakim składzie pracujecie?
- Na oddziale COVID-owym mamy 16 pielęgniarek, 5 opiekunek medycznych, 1 salową w trybie rotacyjnym, a także część personelu lekarskiego z oddziału chorób płuc: 3 lekarzy w trybie rotującym się co miesiąc, lekarza ortopedę, urologa, chirurga. Prawie połowa personelu przebywa na L4 z powodu COVID-19 lub innych schorzeń. Ci, którzy są na posterunku, wykonują pracę za nieobecną część załogi. Sytuacja jest więc wyjątkowo trudna, zwłaszcza, gdy słyszy się, że w innych szpitalach pracują również zakażeni lekarze. Pracują, bo są bezobjawowi, a innego personelu nie ma.

Tworzenie oddziału COVID-owego w Chrzanowie nie było łatwe.
- Cały czas walczymy. Kiedy we wrześniu dowiedzieliśmy się, że mamy go tworzyć, przygotowywaliśmy się na 15 łóżek plus 7 obserwacyjnych. Przeznaczyliśmy na to pomieszczenia, w których kiedyś działała chemioterapia. Zanim go otwarliśmy, okazało się, że mamy zwiększyć oddział do 42 łóżek, a wkrótce wojewoda zadecydował, że ma ich być 64. Cały czas nad tym pracujemy. Chodzi o sprzęt, zabezpieczenia. Na oddział COVID-owy dyrekcja wyznaczyła również część oddziału wewnętrznego pod kierunkiem doktora Jacka Szymkowiaka, a niedawno również część kardiologicznego u doktora Jacka Nowaka.

Część ekipy oddziału covid-owego w kombinezonach: Tomasz Łuszczek, Michał Płachciński, Krzysztof Niemiec, Radosław Ciołkowski i Rafał Harat

Na oddziały COVID-owe przyjmujecie także zakażonych pacjentów z innymi schorzeniami, określanymi jako współistniejące.
- Tak. Trafiają do nas osoby po zabiegach chirurgicznych, kardiologicznych i innych. Obecnie wspierają nas i pracują z nami m.in. ortopeda, a od niedawna też chirurg, czyli lekarze, którzy wcześniej nie mieli kontaktu z chorobami płuc. To dla nich niełatwa szkoła życia: obawa przed zakażeniem, przełamaniem barier, a czasem i wielkie rozczarowanie, gdy leczenie się nie powiedzie.

Ludzie na was bardzo liczą.
- Mamy tego świadomość. Najgorsze, co może nas spotkać, to gdy z powodu choroby nie będzie miał kto leczyć. Co dzień, gdy wychodzę do pracy, bardzo się o to boję. To jest największy lęk, jaki mi w tej chwili towarzyszy. Nie boję się zakażenia. Boję się braku personelu mogącego się zajmować się chorymi.

Niektóre szpitale werbują wolontariuszy.
- My też już się nad tym zastanawialiśmy. Problem w tym, że wolontariusze nie są fachowcami, a tych najbardziej brakuje. Tu nie chodzi o przyniesienie wody do picia czy przebranie pacjenta, ale o obsługę skomplikowanego sprzętu ratującego życie. Laik tego nie zrobi.

Jak wygląda codzienna praca na COVID-owym oddziale ?
- Pracujemy właściwie na okrągło w warunkach dość problematycznych, bo cały czas w kombinezonach. Żeby wejść na oddział, trzeba się rozebrać do bielizny i zakuć w kombinezon. Nie mamy przy sobie nic osobistego. Stajemy się prawie bezosobowi. Po kilku godzinach ratowania chorych przebieram się i wylewam wodę z butów. Pielęgniarki pracują po 12 godzin. Żeby w miarę normalnie funkcjonować, co jakiś czas muszą pooddychać, ściągnąć kombinezon, iść do toalety, a potem znów się ubrać w skafander. Kilka reanimacji na dobę i obsługa chorych - to naprawdę może fizycznie wyczerpać.

Ale nie dezerterujecie.
- Nie, cały czas mamy świadomość, że ratujemy ludzi. Na szczęście wciąż mamy więcej wyleczeń niż zgonów.
Jak reagują pacjenci na widok zamaskowanego personelu?
- Niektórzy mówią, że czują się jak w piekle. I to naprawdę można zrozumieć. My sami widząc się w tych skafandrach z trudem się rozpoznajemy. Nie wiadomo czy idzie kobieta, mężczyzna, lekarz, czy pielęgniarka. Dlatego ostatnio zdecydowaliśmy, że podpisujemy swoje kombinezony. Nie tylko dla naszego komfortu, ale przede wszystkim dla komfortu pacjentów. Ten podpis nas personalizuje. Staramy się też, żeby konkretnymi pacjentami opiekował się jeden lekarz.

Chorzy są odizolowani od zewnętrznego świata. Czasem po kilka tygodni.
- Na dokładkę nie wszyscy mają telefony komórkowe. W większości to osoby starsze - mieliśmy nawet pacjenta mającego 98 lat. Najmłodszy miał 42. Brak bezpośredniego kontaktu z rodziną na pewno nie działa na nich dobrze. Próbujemy im pomóc. Ostatnio zdecydowaliśmy, że uruchomimy przenośny telefon dla osób niedysponujących komórkami. Dodatkowo, rodzina może przynieść choremu do szpitala coś z osobistych rzeczy. Zostawia je przed wejściem na oddział. Izolacja może źle wpływać na psychikę, co przekłada się na zdrowie fizyczne. Poza tym, personel na oddziale też jest pozbawiony telefonów, więc nawet, gdy ktoś z rodziny pacjentów chce się do nas dodzwonić, to nie ma jak. To frustruje.

Pan też ma rodzinę. Bliscy na pewno boją się o pana zdrowie, bo lekarz też przecież może się zakazić.
- I narazić swoją rodzinę. Nie ukrywam, że tak jest. Dlatego od jakichś trzech tygodni nie mieszkamy razem. Podobnie zrobiło kilka innych osób z naszego oddziału. Zorganizowałem w naszym domu oddzielne pomieszczenia, gdzie mogę się przespać, zjeść coś, wykąpać w izolacji. Nie stykamy się, nie mijamy. To trudne.

Misja.
- Właściwie od marca przestałem cokolwiek planować, a od kilku tygodni nie mogę nawet zagwarantować, że wrócę z pracy do domu. Ze strony całego naszego personelu to jest ogromne, maksymalne wręcz zaangażowanie. I duży stres.

Perspektywa nie jest zbyt optymistyczna.
- To niestety jeszcze nie jest szczyt zapadalności. W listopadzie będzie jeszcze gorzej. Według moich prognoz, może trochę odpuści w grudniu, ale wczesną wiosną znów będzie problem. Czeka nas jakieś pół roku naprawdę ciężkiej pracy. Potem może będzie lepiej. To jest trochę jak z wirusem grypy, tylko o wiele bardziej skomplikowanym.

Prawdopodobnie czeka nas kolejny lockdown.
- Nie sądzę, żeby w obecnej sytuacji dużo zmienił. Wszystkie działania mogące pomóc w walce z COVID-19 są według mnie nieco spóźnione. Wiosną, gdy dotarł do nas koronawirus, zamykanie wszystkiego nie było konieczne. Teraz natomiast jesteśmy zbyt otwarci. Są gałęzie gospodarki, bez których nie jesteśmy w stanie się obyć, ale są i takie nie do końca istotne dla życia, jak choćby dopiero niedawno zamknięte sanatoria.

Czy koronawirusem można się zarazić drugi raz?
- A grypą nie? Grypą można zarazić się co rok. Powikłania po COVID-19 mogą być jednak cięższe. Wymagają specjalistycznego leczenia. Szczepionki na razie nie ma, a biorąc pod uwagę istnienie różnych szczepów wirusa, gdy powstanie, może się okazać nieskuteczna dla wszystkich. Wierzę jednak, że pamięć komórkowa w jakiś sposób potrafi to odróżnić i wreszcie się choćby trochę na koronawirusa uodpornimy. Tego wszystkim życzę.

Dr n. med. Rafał Harat w kombinezonie COVID-owym

Archiwum Przełomu nr 44/2020