Nie masz konta? Zarejestruj się

Trzebinia

Artysta, który ocalił skarby Wieliczki

19.07.2021 14:30 | 0 komentarzy | 4 670 odsłony | Marek Oratowski
Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Jego pomysł ratowania górniczych wyrobisk w kopalni w Wieliczc górnicy początkowo skazali na niepowodzenie. Alfons Długosz, którego jedynym kapitałem były własne ręce i chęci, dopiął jednak swego. W rodzinnej Sierszy przez wiele lat organizował przedstawienia teatralne. Sam je reżyserował i w nich występował.
0
Artysta, który ocalił skarby Wieliczki
Alfons Długosz. Fot. Michał Kaszowski, archiwum Działu Regionalnego Mediateki - Biblioteki Miejskiej w Wieliczce
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
W tym roku mija 45 lat od śmierci „Skarbnika naszych czasów".

Alfons Długosz przyszedł na świat w 1902 roku na Trzebionce, w Trzebini. Od najmłodszych lat wykazywał zdolności rysunkowe i inne zamiłowania artystyczne. Po skończeniu szkoły średniej w Bielsku podjął studia malarskie - najpierw w Państwowej Szkole Przemysłu Artystycznego w Berlinie, a potem na Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie. Po powrocie do Polski na początku lat 20. podjął pracę jako nauczyciel szkół średnich. Uczył kolejno w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Sierszy i gimnazjach w Kozienicach, Skarżysku Kamiennej i Warszawie. Od 1929 roku powtórnie w Szkole Zawodowej.
- W Sierszy przy skrzyżowaniu ulic Jana Pawła II z Solskiego i Kopalnianą. do dziś stoi należący kiedyś do kopalni wielorodzinny dom, w którym mieszkał. Niektórzy mieszkańcy wciąż mają obrazy, które im podarował. W naszym muzeum zgromadziliśmy ciekawe zdjęcia. Bo Alfons Długosz był nie tylko malarzem, ale też reżyserował w naszym przedwojennym „Sokole". Ściągał tutaj różnych aktorów, m.in. z Teatru Słowackiego w Krakowie, projektował stroje i dekoracje. Sam także występował w tych przedstawieniach. Można go śmiało nazwać człowiekiem orkiestrą - przekonuje Małgorzata Ropka, kierownik Muzeum Regionalnego w Trzebini. O Długoszu napisała dwa lata temu w Trzebińskich Zeszytach Historycznych.

Dom zamieniony na szwalnię

Te przedstawienia w Trzebini były robione z dużym rozmachem. Syn artysty - Wojciech - od najmłodszych lat przesiąkał atmosferą teatru. Nie opuszczał żadnego przedstawienia. Bywał w nich często statystą. Na przykład w sztuce „Kościuszko pod Racławicami" występował w tłumie gawiedzi, składając przysięgę Kościuszce, kreowanemu przez Alfonsa Długosza. W jednym z późniejszych wywiadów wspominał, że w przedstawieniach w Trzebini grywał także słynny przedwojenny aktor Juliusz Osterwa. Pamiętał, że dom rodzinny zamieniony został na szwalnię. Cała „linia żeńska" rodziny szyła wieczorami dla teatru. Ojciec wychodził w niedziele z domu o dziesiątej rano, aby zdążyć na siódmą wieczór ucharakteryzować wszystkich aktorów.
Wojciech Długosz wspominał też, jak luxtorpedą kursującą na trasie z Krakowa do Katowic przywożono do Trzebini wypożyczane w Teatrze im. Juliusza Słowackiego rekwizyty potrzebne do sztuk. Czekał na nie powóz. Woźnica co sił pędził do Sierszy, aby na czas dostarczyć przesyłkę. Po jakimś czasie sytuacja się odwróciła. To krakowski teatr pożyczał w Sierszy m.in. peruki i wąsy, których zgromadzono około pięciu tysięcy sztuk.
- Ojciec umiał wszystkiemu zaradzić. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Założył na przykład w Trzebini kino. Filmy wypożyczał z przedstawicielstwa Hollywood w Katowicach. Po seansie odwożono je na stację w Trzebini, by nocnym pociągiem dotarły na rano do Katowic. To właśnie ojciec, bardziej artysta-malarz, scenograf i reżyser, niż urzędnik, pomógł mi w przejściu z okresu mglistego i chwiejnego na arenę sztuki. Od niego nauczyłem się tego, co nie jest przetłumaczalne na słowa. To znaczy możliwości poruszania się w pewnej równowadze pośród najbardziej sprzecznych warunków. A także wiary, że jeśli czegoś się bardzo pragnie, to wówczas można pokonać wiele barier i dojść do celu. Cała moja późniejsza twórczość miała swoje źródło w przedwojennej atmosferze Sierszy - opowiadał po latach Wojciech Długosz, który sam został uznanym malarzem.

Jego ojciec w okresie sierszańskim sporo malował.
- Alfons Długosz odwiedzał moją babcię. Pewnego razu poprosił, by mój tata urwał mu w ogródku dalie. Zabrał je, ale powiedział, że zwróci. Po jakimś czasie przyniósł obraz z daliami. Teraz jest u mnie. Podobnie jak widok Wawelu oraz młyna w Sierszy. Dwa obrazy są olejne, a jeden to akwarela. Mój ojciec wspominał, że Długosz był wspaniałym człowiekiem i świetnym artystą. W Sierszy mieszkał do 1939 roku. Potem się ożenił i pojechał za żoną do Wieliczki - opowiadała Małgorzata Łagan. Pani Małgorzata pochodzi z Sierszy, a obecnie mieszka w Krakowie. Jest wierną czytelniczką „Przełomu".

Eksponatów szukał nawet na czworakach

W Wieliczce Alfons Długosz był nauczycielem rysunków i reklamy. Pracował w Liceum Ogólnokształcącym i Handlowym. Ponieważ już w rodzinnej Trzebini zetknął się z górnictwem, zainteresowała go istniejąca od wielu wieków kopalnia soli. W bliski kontakt z nią wszedł w 1949 roku. Zwiedzając wielicką kopalnię i będąc na „Barbórce" u górników, uległ urokowi górniczych wyrobisk. Wiadomość o zamiarze zlikwidowania wielu zabytkowych komór kopalni spowodowała, że rozpoczął akcję ratowania zabytkowego podziemia.
Wykonał pełną dokumentację fotograficzną solnych komór i korytarzy. Gromadził stare maszyny, narzędzia górnicze i inne pamiątki.
W ciągu dwóch lat nazbierałem w obu kopalniach (w Wieliczce i Bochni - red.) wiele różnych bezcennych zabytków; wypełniłem nimi komorę poeksploatacyjną „Warszawa" na III poziomie kopalni wielickiej. Mimo braku funduszy urządziłem tu prowizoryczną ekspozycję typu muzealnego, której otwarcie nastąpiło z końcem 1951 roku. Wkrótce narastające zbiory nie mogły się już pomieścić w komorze Warszawa mającej 900 mkw. powierzchni, przeniosłem więc zbiory do zespołu zabytkowych wyrobisk „Russeger" i „Kray" o powierzchni trzykrotnie większej, niestety zdewastowanych - tak opisał początki muzeum Alfons Długosz w „Studiach i materiałach do dziejów Żup Solnych w Polsce".
Żona profesora Janina Długoszowa pamiętała opowiadania męża o niebezpiecznych wyprawach pod ziemię. Raz, gdy schodził drabiną w starym, porośniętym kryształami szybiku, o mało nie spadł w przepaść, gdy nagle pękły zbutwiałe stopnie. Innym razem, tuż po jego przejściu, odpadł strop. Nieraz w poszukiwaniu ciekawych eksponatów musiał czołgać się na czworakach. Właśnie to „twórcze ryzyko" profesora górnicy cenili najbardziej. Dlatego z zapałem znosili przez wiele kilometrów do przyszłych komór muzeum ciężkie części urządzeń. Alfons Długosz został kustoszem muzeum, a w roku 1963 jego dyrektorem. Cały czas rozbudowywał ekspozycję. Remont solnych przestrzeni - do dyspozycji muzeum przeznaczono 14 komór - trwał ponad pięć lat. Uroczyste otwarcie podziemnej części muzeum miało miejsce 30 września 1966 roku.

W latach 30. Alfons Długosz namalował dalie rosnące w ogrodzie w Sierszy

Nie doczekał wpisania na listę UNESCO

Dziełu ratowania kopalni artysta z Sierszy podporządkował zarówno swoje życie osobiste, jak i twórczość artystyczną. Zmarł w 1975 roku. Wtedy był już emerytem i honorowym kustoszem muzeum, które zorganizował. Nie doczekał chwili wpisu wielickiej kopalni na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, o co usilnie zabiegał. Spoczywa na cmentarzu w Wieliczce, tam też ma swoją ulicę. O artyście pamiętają w obu miastach.
W 2014 roku w 39. rocznicę jego śmierci Stowarzyszenie „Klub Przyjaciół Wieliczki" we współpracy z Gimnazjum w Trzebini zorganizowały konkurs pt. „Kim byli wieliczanie: Alfons Długosz (1902 - 1975) i jego syn Wojciech (1924-2000)?"
W 2017 roku pierwszy dyrektor Muzeum Żup Krakowskich doczekał się wystawy opowiadającej o jego życiu i twórczości. Na ekspozycji zatytułowanej „Siła pasji", otwartej w Zamku Żupnym, zgromadzono ponad sto obrazów, liczne fotografie, dokumenty i inne pamiątki związane z Alfonsem Długoszem, w tym unikatowy zbiór kukiełek z 1940 roku zaprojektowanych prze niego do szopki bożonarodzeniowej. A także fotografie z przedstawień teatralnych, które wystawiał w Sierszy w latach 20. i 30.

Archiwum Przełomu nr 38/2020