Nie masz konta? Zarejestruj się

Młoszowa

Pałac w Młoszowej w rodzinnych wspomnieniach

13.07.2021 16:00 | 0 komentarzy | 7 598 odsłon | Natalia Feluś
Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
Kamienne lwy miały chronić Pałac i naszą rodzinę - wspomina Agata Madej, która pierwsze cztery lata swojego życia spędziła mieszkając w Pałacu w Młoszowej.
0
Pałac w Młoszowej w rodzinnych wspomnieniach
Agata Madej
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Natalia Feluś: Jak to się stało, że mieszkała pani w Pałacu?
Agata Madej: Historia sięga roku 1960, kiedy to moja mama, 21-letnia dziewczyna, przyjechała z Tarnowa na wakacje do swojego starszego brata mieszkającego w Młoszowej. Wieś i okolice bardzo jej się spodobały. Tu życie toczyło się dużo wolniej i spokojniej aniżeli w centrum dużego miasta. Bardzo szybko poznała nowych znajomych i zaprzyjaźniła się z nimi. Tutaj też rozpoczęła pierwszą pracę zawodową. Zwróciła się z prośbą do sołtysa, aby pomógł jej znaleźć jakieś nieduże mieszkanie. Sołtys przydzielił jej mieszkanie w Pałacu w Młoszowej, pod warunkiem, że sobie go odnowi i przysposobi do zamieszkania. Był to niewielki pokój na poddaszu od strony południowej Pałacu, do którego prowadziły skrzypiące, drewniane schody. Po pięciu latach mama założyła rodzinę. Rodzice otrzymali pozwolenie na zamieszkanie w dużym, pięknym pokoju w północnej części Pałacu, z widokiem na stawy oraz Bramę Św. Floriana - główny wjazd na teren Zespołu Pałacowo-Parkowego. Ja w Pałacu w Młoszowej mieszkałam od urodzenia do czwartego roku życia. Spędziłam tam piękne, beztroskie lata dzieciństwa. Były to lata 60. ubiegłego wieku, a dokładnie 1965-1969 r.

Na mostku z kamiennymi lwami

Czym zajmowali się pani rodzice?
Tato pracował wówczas w Kopalni Węgla Kamiennego Siersza w Trzebini-Sierszy. Mama w Miejskim Handlu Detalicznym.

Spacer z tatą po parku

Jak się mieszkało w Pałacu?
Moja rodzina zajmowała na parterze ogromny, wysoki pokój, który stanowił przestrzeń otwartą. Rodzice wydzielili w nim miejsce do wypoczynku, kuchnię, jadalnię, kącik zabawowy dla mnie. Ściany pokoju pomalowane były na biało, a na podłodze była drewniana mozaika. Niewielkim korytarzem przechodziło się do łazienki i toalety. W pokoju było ogromne półkoliste okno, z którego roztaczał się przepiękny widok na stawy z kamiennym mostkiem ozdobionym posągami lwów, na bramę wjazdową do Pałacu tzw. Bramę Św. Floriana oraz na budynek arsenału, który usytuowany był obok bramy. Rodzice mówili, że te potężne lwy chronią Pałac i naszą rodzinę. Bramę nazywali stróżówką. Siedział w niej stróż, który wpuszczał na teren Zespołu Pałacowo-Parkowego osoby, które zamieszkiwały Pałac, były słuchaczami Studium i mieszkały w internacie oraz wykładowców, którzy przyjeżdżali na zajęcia ze słuchaczami. Gości odwiedzających legitymował. Przyjmował także pocztę. W Pałacu mieszkały wówczas trzy rodziny oraz siedmioro innych lokatorów. Pozostałe pokoje w Pałacu były otwarte z kluczami w drzwiach. Pamiętam dużą salę balową z drewnianą podłogą i przepięknym kaflowym piecem. Kafle przedstawiały sceny z życia dworzan, były wytłaczane i bajecznie kolorowe. Szczyt tego pieca uwieńczony był piękną złotą koroną. Ten piec na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Wszystko, co było w Pałacu wydawało mi się bardzo duże. Pamiętam drewniane schody, na których lubiłam się bawić. Tam spotykałam się z koleżankami i kolegami - dziećmi sąsiadów. Nasz pokój sąsiadował z salą wykładową. Tam nie mogłam wchodzić. Za to miałam bardzo dużo „cioć" - studentek, które spacerowały ze mną po parku i częstowały mnie cukierkami. Uwielbiałam bawić się na murowanych schodach od strony południowej Pałacu, gdzie dzisiaj odbywają się plenerowe wystawienia operetek. Hasałam po dolinie, zwanej Strzałbą, gdzie dzisiaj gromadzą się widzowie operetek. Dolina ta zakończona była Bastionem Belwederskim, na który rodzice mówili Bania. Tam chodziłam z tatą podziwiać piękne widoki na całą okolicę, zwłaszcza lasy dulowskie i zamek Tęczyn w Rudnie. Tato siadał ze mną na murku i opowiadał mi rozmaite historie ze swojego dzieciństwa. Pamiętam, że ten murek miejscami się sypał, co spowodowane było szkodami górniczymi.

Bastion Belwederski „Bania" widok na okolicę

Jak pani wspomina dzieciństwo w tamtym miejscu?
Cudownie wspominam zabawę przed Pałacem. Rośnie tam olbrzymia trzystuletnia lipa. Uwielbiałam bawić się w jej cieniu. Do dziś pamiętam jej urzekający zapach. Niestety niezbyt często udaje mi się go odnaleźć. To zapach dzieciństwa. Pamiętam także pływanie z rodzicami na materacu po stawie. Miałam wtedy ogromnego cykora. Dziś wiem od rodziców, że staw był płytki. W najgłębszym miejscu woda sięgała im po pas, ale we mnie budził respekt. Z uwielbieniem wspominam zabawę w dolince. Przypomina mi ona raj, bajkowe księstwo, pełne radości i życia. W zależności od pory roku rosły tam przylaszczki, zawilce, fiołki i stokrotki. Pamiętam magiczność i dzikość tej dolinki. Pulsowało w niej życie od wczesnej wiosny do późnej jesieni, emanowała rozmaitą energią, oszałamiała zapachami i dźwiękami. Pamiętam bieganie boso po trawie skąpanej poranną rosą, bieganie za cytrynkiem i paziem królowej, których nigdy nie mogłam złapać. Pamiętam wianki, które plotła mi mama z bukietu polnych kwiatów. Pamiętam beztroskie leżenie na trawie i patrzenie w niebo. Tego nie można opisać słowami. Tego trzeba doświadczyć. Pamiętam pyszną kanapkę, a właściwie pajdę świeżego, chrupiącego chleba z masłem, śmietaną i cukrem, którą poczęstowała mnie sąsiadka. Te wspomnienia do dzisiaj są żywe i pozostaną ze mną na zawsze.

W tle internat dla słuchaczy studium

Jak wyglądały dni robocze, a jak niedziele?
W dni robocze rodzice chodzili do pracy. Poranki i przedpołudnia spędzałam z nianią. Czasami przychodziła do mnie do Pałacu, a czasami rodzice zaprowadzali mnie do niej do domu. Niedziele spędzałam z rodzicami w Pałacu i w parku na świeżym powietrzu. Lubiłam spacery po parku, w którym rosły okazałe buki, graby, klony, jesiony, dęby, akacje i wiele innych drzew. Lubiłam spacerować alejkami i ścieżkami. Tam znajdowały się kamienne rzeźby, a także kamienne ławki i pozostałości altany. Większość z nich wykonał Franciszek Wyspiański - ojciec Stanisława Wyspiańskiego. Przed południem, kiedy mama gotowała obiad, tata włóczył się ze mną po lasach, polach i łąkach. Pokazywał mi „cuda" przyrody, które wtedy były na porządku dziennym, a teraz... teraz są zagrożone wymarciem. Czasami udało nam się wypatrzyć zająca, sarnę lub lisa...

Z prababcią przed pałacem

Czy na terenie Pałacu organizowane były jakieś wydarzenia?
Pamiętam mecze piłki nożnej rozgrywane na boisku, festyny. Rodzice mówili mi, że przyjeżdżało tam także kino objazdowe.

Co się w Młoszowej zmieniło od czasów pani dzieciństwa?
Zniknęło źródło Młoszówka, co doprowadziło do wyschnięcia stawów przed Pałacem. Przed moim oknem na postumencie stała kamienna figurka, przedstawiająca małego chłopca, po której dzisiaj nie ma już śladu. W miejscu boiska była kamienna altana, a właściwie pozostałości po altanie, której także już nie ma. Zniszczeniu uległy kamienne rzeźby i ławki na terenie parku. Marzę o tym, aby kiedyś przekroczyć próg Pałacu i zatopić się w dziecięcych wspomnieniach...

Archiwum Przełomu nr 36/2020