Przełom Online
Dwa dni w Zakopcu i ... portfel pusty
Jeśli ktoś ma ochotę wybrać się na weekend do stolicy Tatr, powinien wiedzieć, że to wycieczka bardzo droga. Szczególnie, gdy bierzemy dziecko, któremu trudno wszystkiego odmówić. Bo wszystkiego odmówić się nie da.
Krupówki - to jest wyzwanie
Głód pchnął nas najpierw na Krupówki, bo tam najłatwiej znaleźć knajpę. Akurat było przed weekendem, a deszcz na zmianę ze słońcem wariowały, więc ludzi spacerowało niewielu. Nie zmienia to faktu, że przejście wzdłuż i wszerz okazało się sporym wyzwaniem finansowym. „Mamo, chcę lodzika", „Mamo, tu są ptaszki", „Mamo, ta piłeczka, ten balonik, chcę tu, chcę tam". Zanim zakotwiczyliśmy na posiłku, spędziliśmy godzinę w „Papugarni" (1 bilet - 19 zł, a dziecka samego raczej tam nikt nie puści), pół godziny przed stoiskiem z pamiątkami (wśród nich większość odpustowej chińszczyzny), skąd udało się odejść tylko z piłką (15 zł), 10 minut przed lodziarnią (gałka w tęczowym wafelku 5 zł).
Sesja z miśkami
„Chyba nie zamierza pani tego dać dziecku" - usłyszałam w jednym z barów z jedzeniem na wynos. Pani ze wschodnim akcentem skutecznie wyperswadowała mi frytki z kurczakiem dla Olka, który z rozpaczy prawie zanosił się płaczem. Na pytanie czy mnie też może po tym boleć brzuch, odparła tylko „nie wiem", więc serdecznie jej podziękowałam i czym prędzej wyszłam. Poszliśmy do karczmy z grillem, serwującej szaszłyki i ziemniaki w mundurkach. Prawie stówka poszła. A gdzie tam do kolejki na Gubałówkę! Tam przecież zmierzam, chcąc dziecku pokazać choć kawałek Tatr.
Mistrzowską wręcz finezją wykazał się baranek i miś, spacerujący mimo deszczu po ulicy. Nie byli agresywni, jak panie sprzedające serki pod Gubałówką. Za to tak skutecznie zadziałali, że dopiero po fakcie okazało się, że zdjęcie z parą przebierańców, nazwane przez nich szumnie „sesją" to jedyne 20 zł. Kto odmówi dziecku takiej pamiątki z Zakopanego?
Wrażenie niezapomniane
Im bliżej stacji kolejowej, tym zaczęło się robić goręcej. Przez moment poczułam się, jakbym była w Turcji, gdzie sprzedawcy wychodzą ze skóry, żeby zaprosić wszystkich do siebie. Przemknęliśmy między drewnianymi klockami, serkami. Niemal zasłaniałam dziecku oczy, żeby nic je nie skusiło. Balony przy ostatnim straganie prawie wygrały, na szczęście zaczął lać deszcz. Uciekliśmy do stacji. Uff. Jest biletomat. W sezonie wjazd i zjazd to 25 zł za jedną osobę. Dzieci do 5 lat mają gratis. To jedziemy. Gdyby nie beznadziejna pogoda, pewnie wszystko wyglądałoby inaczej, ale pecha też trzeba polubić. Na Gubałówce trwa akurat remont stacji, więc jest zamieszanie. Stoiska puste, parę knajpek czynnych, a deszcz cały czas pada. Widoczność słaba, ale samo wrażenie, że choć trochę widać Tatry jest niezapomniane. Kilka fotek i zjeżdżamy.
Z kamienną twarzą powtarzał 30 zł
Zaliczyliśmy jeszcze wycieczkę przez Dolinę Kościeliską i byłaby może piękniejsza, gdyby nie pogoda i kolejne opłaty, oczywiście.
„Ile?!!!" - tak reagował niemal każdy kierowca zostawiając auto na parkingu w Kirach, a parkingowy z kamienną twarzą powtarzał raz za razem, że 30 zł. Może widząc lepsze auta krzyczał nawet więcej? Auta na środku drogi nikt nie zostawi, po spacerze trzeba po nie wrócić, więc lepiej dać parkingowemu niż policji. Drewniana budka tuż za kierunkowskazem na dolinę i opłata za wejście na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego - raptem 6 zł. Po eskapadzie po Krupówkach to parę groszy. Pogrążyć może jedynie posiłek w schronisku. Żurek w plastikowym kubełku 15 zł. Ale przecież jesteśmy w Tatrach. Pewnie długo tu nie wrócimy.
Archiwum Przełomu nr 25/2020
Komentarze
5 komentarzy
Bo od Nowego Targu w górę to są sami złodzieje, Podhalańscy Zbóje.
Odkrycie Ameryki. Na odpustach w parafiach jest jeszcze gorzej :) Małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży..
Na biednego nie trafiło.
Inną opcją jest nauczenie dziecka, że na wszystko nie można sobie pozwolić. Ale kto to widział w takim bogatym kraju :-)
Tych górali poorostu delikatnie mówiąc zdrowo porąbało :-) . Dlatego też olewam , a jak chce mi się gór, jade sobie na Babią Górę i finał hehehe.