Historia
Spadkobiercy filatelisty z Trzebini nie zrobili majątku
Upłynęło prawie sto lat od momentu, gdy jakiś filatelista stał się posiadaczem ciekawego zestawu znaczków pocztowych. Na wycinku papieru znalazły się pierwsze znaczki wydrukowane w niepodległej Polsce. Wcześniej robiono jedynie nadruki z napisem Poczta Polska i orłem na znaczkach zaborców.
Seria z 1919 roku, opisywana w katalogach jako wydana przez Komisję Rządzącą albo Polską Komisję Likwidacyjną, składała się z 11 znaczków. Miały wartość podaną w koronach austriackich, które były jeszcze prawnym środkiem płatniczym na terenie Galicji. Najtańszy ze znaczków kosztował 1, najdroższy 70 halerzy, a na komplet trzeba było wydać nieco ponad dwie korony. Filatelista miał jednak zestaw bez najtańszych znaczków o wartości 1, 2, 3 i 6 halerzy. Jeśli traktował zakup jako lokatę kapitału, to wyjątkowo źle trafił, bo brakujące sztuki są dzisiaj cenniejsze, niż te o wyższych nominałach.
Znaczki, czy raczej jak wtedy mówiono, marki pocztowe zostały ostemplowane kasownikiem urzędu pocztowego Trzebinia 2 mieszczącego się na trzebińskim dworcu kolejowym. Chociaż poczciarz się nie przyłożył, to można odczytać, że stempel postawiono w maju 1919 roku. Nie był on jednak polski, ale jeszcze zaborczy, austriacki o średnicy 32 mm z podwójną obwódką, poprzeczką i wyróżnikiem ,,a". Używano go zresztą jeszcze długo po odzyskaniu niepodległości.
Mimo upływu lat siedem znaczków nie nabrało oszałamiającej wartości. Nawet jeśli z wielkim trudem uda się je sprzedać, to otrzymanych pieniędzy wystarczy najwyżej na pizzę...
(l)
Przełom nr 32 (1357) 14.8.2018