Nie masz konta? Zarejestruj się

Blogi

Inwigilacja

25.03.2018 13:34 | 5 komentarzy | 12 417 odsłon | Tadeusz Jachnicki

Poprosiłem Facebooka, by przesłał mi wszystko, co wie na mój temat. Szok! Nie wiem czy to słowo jest w stanie oddać mój stan, tym bardziej, że staram się chronić swoje dane - a przynajmniej tak mi się wydawało.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Naszło mnie na ten swego rodzaju test po serii informacji o tym, że z FB wypłynęły dane milionów ludzi; że firma Cambridge Analytica prawdopodobnie pozyskała je nielegalnie; że wykorzystała te informacje w trakcie kampanii wyborczych czy innych politycznych rozgrywka - w zależności kto ją wynajął.

Co polubiłem na FB, kiedy zapewniłem, że będę uczestniczył w jakimś wydarzeniu, a które zbagatelizowałem, kto został moim pierwszym znajomym w social mediach, dane osobowe, zdjęcia jakie publikowałem lub usunąłem, a których już nie pamiętam, to tylko wierzchołek góry lodowej.

W danych zgromadzonych na mój temat przez FB, są nawet dokładne rozmowy jakie kilka lat temu lub wczoraj przeprowadziłem ze znajomymi czy obcymi przez Messengera, ich dokładny zapis, data i godzina. Są też pliki, dokumenty, teksty, zdjęcia czy filmy, jakie wysyłałem do kogoś za pośrednictwem komunikatora czy ktoś do mnie. Pół biedy jeśli było to zdjęcie nieudanego makowca, które ktoś kiedyś wrzucił w jednej z grup na Messengerze, do której należę.

Po prostu jest wszystko, każdy ruch, każde kliknięcie, każda odpowiedź w jakimś teście, który kiedyś skusiłem się rozwiązać. Powiedziałbym, że po tym co otrzymałem, nawet jestem w stanie ocenić w jakim nastroju byłem 16 marca 2011 roku.
O tym, ile danych na mój temat jest w rękach ekipy Marka Zuckerberga, choć staram się nie być w sieci wylewny, niech świadczy fakt, że trochę trwało nim, FB je skompletował i do mnie przesłał, trochę też trwało, nim ściągnąłem skompresowane pliki.
Chyba nie trzeba wyjaśniać, w jaki sposób można takie informacje wykorzystać.

Mając dane milionów ludzi łatwo wyliczyć, jaki procent z nich lubi czerń a jaki biel; jaki ma taki czy inny stosunek do zaostrzenia prawa aborcyjnego czy innej sprawy; ilu boi się uchodźców, a ilu przyjęłoby ich pod swój dach; ilu lubi lody waniliowe a ilu czekoladowe; ilu czuje się obcymi we własnym kraju...

Mając w ręku analizy danych milionów czy setek tysięcy ludzi łatwo później politykom zdobywać poparcie, obiecując zaostrzenie czy złagodzenie prawa w tej czy innej kwestii, walkę z tym czy innym zjawiskiem, obiecując budowę budek z lodami na każdym osiedlu.

Co więcej, można dokładnie ustalić co lepiej mówić w Chrzanowie, a co w Trzebini, Libiążu czy Oświęcimiu lub Warszawie, by zyskać przychylność większości w konkretnym miejscu.

Niby wiemy co udostępniamy, ale... No właśnie, ale... Chyba nie do końca uświadamiamy sobie, że wszystko jest skrupulatnie notowane i przechowywane, a kumulacja nawet najdrobniejszych danych, to naprawdę potężna broń.

By nie zostawić więcej śladów, idę porozmawiać z przyjaciółmi, nie, nie, nie przez Messengera. Na żywo, przy filiżance kawy czy herbaty, patrząc sobie w oczy. To co powiemy, zostanie tylko w naszych głowach.