Nie masz konta? Zarejestruj się

Przełom Online

Jacek Cyzio z Legią Warszawa ćwierć wieku temu przeszedł do historii

20.03.2016 00:02 | 1 komentarz | 4 938 odsłony | Michał Koryczan

W niedzielę mija 25 lat od jednego z największych osiągnięć w polskiej piłce klubowej. Po wyeliminowaniu włoskiej potęgi futbolowej Sampdorii Genua, Legia Warszawa awansowała do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Z pochodzącym z Libiąża Jackiem Cyzio, jednym z bohaterów tamtego sukcesu rozmawia Michał Koryczan.

1
Jacek Cyzio z Legią Warszawa ćwierć wieku temu przeszedł do historii
Jacek Cyzio
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Michał Koryczan: 20 marca 1991 roku. Legia remisuje w Genui i awansuje do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Często wraca pan do tego pamiętnego dnia?
Jacek Cyzio: Ostatnio praktycznie codziennie jestem bombardowany pytaniami o tamten pamiętny sukces. W kwietniu w stacji Canal + będzie można zobaczyć dokument z moim udziałem, poświęcony naszemu osiągnięciu. Nie dają więc zapomnieć, że to tyle lat już minęło. Tak szybko to zleciało. A czy sam często wracam do tamtego roku? Ostatnio często. Otwieram szafę, a tam koszulka Sampdorii. Miałem farta, że ją dostałem. Włosi nie chcieli się wymienić po meczu trykotami, bo dostali od nas lekcje.

Dzięki temu przeszliście do historii.
- Polskie kluby piłkarskie tyko cztery razy awansowały tak daleko w europejskich pucharach. I nie wiem, czy szybko komuś uda się powtórzyć taki wynik. W najbliższym czasie na to się nie zanosi. Wtedy nie było takiej różnicy między polskimi drużynami, a czołowymi zespołami w Europie. Oglądałem choćby mecz Legii z Napoli i nie było na co patrzeć.

W marcu 1991 roku wyeliminowaliście Sampdorię, późniejszego mistrza Italii, potęgę włoskiego futbolu w tamtych czasach. Wierzyliście w ogóle, że jesteście w stanie ich pokonać?
- Po losowaniu rywale byli pewni awansu. Ich drużyna była naszpikowana reprezentantami Włoch. Trener zespołu z Genui nie wystawił w pierwszym meczu od początku najlepszych graczy. Na murawie pojawili się dopiero wtedy, gdy okazało się, że nie pójdzie im jednak tak łatwo. My nie rozmawialiśmy o tym, czy damy radę. Po prostu mieliśmy dać radę. Nie było na nas jakiejś wielkiej presji. Na rewanż jechaliśmy na luzie. Dzień przed spotkaniem włoska telewizja podała zestaw półfinalistów. W tym gronie nie było Legii. Byli przekonani, że nas ograją. Stało się inaczej, choć mieliśmy wrażenie, że sędzia nie skończy zawodów, dopóki gospodarze nie strzelą decydujących bramek.

Dzięki wyeliminowaniu Włochów otrzymaliście niebotyczne jak na tamte czasy premie.
- Właściciel Legii Jerzy Wojtysiak rzucił jeszcze przed meczami, że za awans dostaniemy po 10 tysięcy dolarów na głowę. Pewnie myślał, że nie damy rady. Ale daliśmy i musiał wypłacić. I wypłacił.

Na co wydał pan te pieniądze?
- A wiem na co? Na dziecko, na życie. Nie kupowałem nic szczególnego. Nowego auta też nie. Nadal jeździłem polonezem, który dostałem z klubu. Pamiętam, że Maciek Szczęsny (wówczas bramkarz Legii - dop. red), który wcześniej jeździł wartburgiem kupił sobie renault. Kupił sobie też najdroższy wówczas aparat fotograficzny.

Z jednej strony awansowaliście do półfinału. Z drugiej zabrakło ostatniego kroku do finału.
- Można powiedzieć, że rozgrywki zakończyliśmy na trzecim miejscu, bo Manchester United, który nas wyeliminował, w finale pokonał FC Barcelonę. Na pewno żałowaliśmy, że nie zagraliśmy w spotkaniu finałowym, bo zrobiliśmy dużo, żeby się tam znaleźć.