Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Harcerstwo, znaczki, podróże i szybowce

23.04.2009 13:47 | 0 komentarzy | 7 169 odsłon | red
Hmm... A jak się zapatrujesz na sekularyzację Prus? - pytał ni z tego, ni z owego, a rozmówca, często tracąc fason, zamierał ze zdziwienia. Henryk jeszcze chwilę udawał skupienie, ważąc w myślach problem, i wybuchał gromkim śmiechem. A z nim z tych żartów śmiali się inni.
0
Harcerstwo, znaczki, podróże i szybowce
Henryk Wróbel ze znajomymi na tle kominów Janiny, sierpień 1949 r.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Henryk Wróbel 1925 - 2000

Hmm... A jak się zapatrujesz na sekularyzację Prus? - pytał ni z tego, ni z owego, a rozmówca, często tracąc fason, zamierał ze zdziwienia. Henryk jeszcze chwilę udawał skupienie, ważąc w myślach problem, i wybuchał gromkim śmiechem. A z nim z tych żartów śmiali się inni.

Dusza towarzystwa, zawsze uśmiechnięty kawalarz, a nade wszystko harcerz, miłośnik szybowców, przewodnik wycieczek i filatelista. Aż trudno wyobrazić sobie jednego człowieka o tylu pasjach. Ojca rodziny, męża i pracującego zawodowo mężczyznę.
- Tymi zainteresowaniami mógłby obdzielić kilka osób - przyznaje żona Henryka, Władysława Wróbel.

Z miłością do ojczyzny i szacunkiem dla ludzi
Pochodzący z Zaolzia Eugeniusz Wróbel pracował w Wieliczce, gdy poznał Wiktorię, rodem z Krzeszowic. Znał się na górnictwie jak mało kto, szybko więc został sztygarem w rozwijającej się kopalni w Sierszy. Młode małżeństwo zamieszkało na Trentowcu. Powodziło im się, jak na owe czasy, bardzo dobrze. Eugeniusz potrafił zadbać o rodzinę.

Lato 1925 roku. Pobzykiwały leniwie pszczoły a słońce tkwiło jeszcze wysoko na niebie, rozgrzewając ziemię. Mała Marysia już nie mogła doczekać się kiedy bocian w zawiniątku przyniesie braciszka. Był 25 sierpnia. Bocian nie przyleciał, za to w domu pojawił się Heniu. Rodzina z roku na rok powiększała się. Na świat przyszedł jeszcze Adam.

- Eugeniusz, były powstaniec, głęboki patriota, przekazał dzieciom miłość do ojczyzny i szacunek dla ludzi - Władysława Wróbel wyjmuje z pękatych teczek dokumenty teścia, potwierdzające jego oddanie dla kraju.

Pod pseudonimem
Rok 1934. To właśnie wtedy zaczęła się przygoda Henryka z harcerstwem. Przygoda trwająca do końca życia. Miał 9 lat, gdy wstąpił do I Gromady Zuchów „Wilkołaki” w Sierszy przy hufcu w Trzebini. Cieszyły go zdobywane stopnie i sprawności, zuchowe zabawy. Sielanka trwała do wybuchu II wojny. Tymczasem ojciec, Eugeniusz, dostał pracę na libiąskiej „Janinie”. Rodzina przeprowadziła się do Libiąża.

- Henryk, chcąc uniknąć wywózki na roboty do Niemiec, zmuszony był podjąć pracę na kopalni jako pracownik fizyczny - wertuje pożółkłe dokumenty pani Władysława.

Nienawiść do okupanta narastała. Od sierpnia 1942 r., jako Herman Tarło, stał się członkiem AK w obwodzie chrzanowskim. Będąc członkiem grupy informacyjnej i propagandowej, rozprowadzał biuletyny informacyjne z nasłuchu radiowego i rozsyłał tajne ulotki.
- Robił szkice orientacyjne i mapki rozmieszczenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz i filii w Libiążu. Dostarczał materiały wybuchowe z „Janiny” grupom konspiracyjnym z Libiąża, Chrzanowa i Trzebini. W 1944 r., razem z dowódcą placówki - Ludwikiem Dańdą, o pseudonimie Kret, przygotowywał sabotaż kolejowy, doprowadzając do zderzenia pociągu towarowo-pospiesznego ze stojącym na bocznym torze składem z amunicją artyleryjską - podkreśla dobry znajomy Henryka, też harcerz, Stanisław Rusek.

Fascynacja szybowcami
Rok 1945. Jeszcze nie okrzepła radość z końca wojny, gdy Henryk, pchany dziecięcą nostalgią, wstąpił do drużyny Zawiszy Czarnego Hufca ZHP w Libiążu. Znajomości z czasów okupacji skierowały jego pasje w jeszcze jednym kierunku. Były to czasy, gdy latające maszyny nie były już tylko skrzydlatymi potworami, zrzucającymi bomby. Znano ich możliwości a fascynacja poczuciem wolności, jakiego próżno szukać gdzieś indziej, niż tylko w przestworzach, zwyciężyła. Henryk włączył się do pomocy w odbudowie istniejącej jeszcze przed wojną Szkoły Szybowcowej w Libiążu.

- Mieściła się na Kolonii Leśniowej, w budynku udostępnionym przez kopalnię „Janina”. Dla przeprowadzania szkolnych i treningowych lotów wydzierżawiono stoki południowo-wschodniej części wzgórza Pańska Góra. U podnóża jej wschodniego zbocza wybudowano hangar, gdzie mogło się zmieścić 10 szybowców. Był tam również warsztat montażowo-naprawczy - opowiada Stanisław Rusek.
Już w październiku 1945 r. komendant hufca chrzanowskieg, Emil Daniło przypieczętował zgodę na utworzenie Koła Szybowcowego ZHP. Przewodniczył mu nie kto inny, jak Henryk Wróbel. Rok później przekształcono je w Harcerski Klub Lotniczy, a propagowanie lotnictwa przejęła Harcerska Drużyna Lotnicza im. Żwirki i Wigury. Na przełomie 1946 i 1947 r. w Libiążu utworzono Ośrodek Szkolny Szybownictwa, podlegający Departamentowi Lotnictwa Cywilnego Ministerstwa Komunikacji.

„My też będziemy od dziś współzawodniczyć”
- Myślę, że żyjący jeszcze okoliczni mieszkańcy dobrze pamiętają pokazy szybowcowe, skoki spadochronowe oraz przeloty na „Komarach” czy „Muchach”, jakie organizowano w Libiążu z okazji Dni Lotnictwa - zamyśla się Władysława Wróbel.
Loty nad stadionem KS „Górnik”, zrzucanie kwiatów czy piłki przed rozpoczęciem meczu, pokazy modeli latających. Miejscowa młodzież na brak atrakcji narzekać nie mogła.

„Z każdym rokiem jednak latanie stawało się coraz trudniejsze, gdyż Libiąż się rozbudowywał. W tej sytuacji w lipcu 1954 r. zostaliśmy zmuszeni do likwidacji ośrodka szkoleniowego, będącego jedynym propagatorem lotnictwa na ziemi chrzanowskiej, który szkolił praktycznie. (...) Z grona wychowanków szkoły wyrosło wielu wspaniałych pilotów” - napisał w opracowaniu na temat szkoły szybowcowej jej działacz Mieczysław Wójcik.

Zanim jednak szybowce przestały latać nad Libiążem, Henryk zdążył się zakochać. Znał już o sześć lat młodszą druhnę przyboczną Władysławę Piwowarską. Jako aktywnie działający harcerze nie raz mieli okazję ze sobą rozmawiać. Był rok 1949.

- Zorganizowano zlot wszystkich okolicznych drużyn w Trzebini. Bardzo ważnym słowem było wtedy „współzawodnictwo”. W pewnym momencie, stojąc obok, Henryk chwycił mnie za rękę i z rozbrajającym uśmiechem stwierdził: „My też od dziś będziemy współzawodniczyć w tym, kto kogo bardziej lubi” - ten przełomowy moment w ich relacjach, choć mógłby pozostać zwyczajnym żartem, zaważył na ich życiu.

Wrócił do Sierszy
Motywacja do pracy nad sobą stała się jeszcze silniejsza, kiedy przyszła miłość. Tuż po wojnie skończył chrzanowskie liceum a potem studia miernicze na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

- Wydawało się, że mógł robić wszystko naraz. I chyba faktycznie tak było. Zaangażował się również w działalność PTTK, organizując zjazdy, wycieczki, rajdy i biwaki - wspomina Władysława.

Rok 1951. W fabrykach, kopalniach i zakładach fachowcy byli jak najmilej widziani. Brakowało mądrych głów, którym ciężka praca nie jest straszna. Henryk zatrudnił się w „Sierszy” jako kierownik działu mierniczo-geologicznego. W tym samym roku ożenił się z Władysławą. Ujęła go ciepłem, szczupłą figurą, bujną czupryną brązowych włosów i błyszczącymi oczyma. Historia zatoczyła koło. Tak, jak jego ojciec, Eugeniusz, tak i Henryk związał swe zawodowe losy z trzebińską kopalnią. Otrzymawszy tam służbowe mieszkanie, wrócił na stare śmieci.

Z początkiem lat 50. młodemu małżeństwu urodziły się córki: Ewa i Barbara. Żona Władysława po kilku latach opieki nad nimi dostała pracę w miejscowym domu kultury, gdzie przez wiele lat była kierowniczką.

Miał zasady
Lata mijały a Henryk, zarażony pasją zbierania kopalnianych pamiątek - tym razem przez współpracowników, nawiązał kontakt z Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu. Stworzył izbę pamięci i tradycji górniczej, organizował wystawy własnych i wypożyczonych eksponatów. Jednocześnie był opiekunem praktyk studentów AGH i technikum w Sierszy.

- Był dosyć surowy. Nie znosił długich włosów, więc każdy hippis, chcąc otrzymać dobrą ocenę, musiał też zadbać o swój wygląd. Nie przemawiała do niego moda, czy zwyczajny bunt charakterów młodych ludzi. Miał zasady - podkreśla Władysława Wróbel.
Jako zapalony podróżnik, Henryk uwielbiał przyrodę. Zainicjował powstanie lokalnego Koła Przyjaciół Ochrony Przyrody, a gdy zainteresowały go znaczki, także koła Filatelistyki oraz Koła Historycznego Przyjaciół Ziemi Chrzanowskiej.

- Działał też w Związku Byłych Żołnierzy AK, a równocześnie uwielbiał zajmować się córkami. Uczył jeździć na rowerze, zabierał na wycieczki - opowiada żona.

Emerytura w Chrzanowie
Niewielki pokój w bloku przy ul. Kadłubek w Chrzanowie. Regały wypełniają książki, na stole rozłożone zdjęcia i dokumenty. Na drzwiach górniczy mundur. Władysława Wróbel gładzi palcami jego poły a medale podzwaniają przy każdym ruchu. Gdyby wartość życia mierzyć ich ilością, Henryk pewnie za życia mógłby zostać świętym.

- Kiedy w 1988 roku przeszedł na emeryturę, przeprowadziliśmy się do Chrzanowa. Ja jeszcze wtedy pracowałam, ale dziś cieszę się, że tu mieszkam. Nie zniosłabym patrzenia na powolne dogorywanie tej, kiedyś prężnie rozwijającej się, części Trzebini - przyznaje.
Henryk w tym czasie jeszcze jeździł na wycieczki, jeszcze zbierał znaczki, których pełne klasery schowane są w szafie. Uwielbiał towarzystwo i umiał przepędzić złe nastroje gości, rozbrajając ich żartami i wesołymi piosenkami.

- W 1989 r. dostał wylewu. Był silny i po długotrwałej rehabilitacji dochodził do siebie, mimo prawostronnego paraliżu. Jeszcze jeździł do wnuczka Michała, do Wiednia, ale nie mógł być już tak aktywny, jak dawniej - opowiada pani Władysława.
12 października 2000 r. Henryk Wróbel zmarł. Został pochowany na chrzanowskim cmentarzu. Na jego nagrobku widnieje harcerski krzyż.
Henryk Wróbel był wielokrotnie odznaczany. Otrzymał Odznakę Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Złotą Odznakę PTTK, Złoty Krzyż Zasługi, Medal Zwycięstwa i Wolności, Krzyż Armii Krajowej, Krzyż Walki o Niepodległość, Odznakę Pamiątkową „Syn Pułku”, Odznakę Weterana Walki o Niepodległość, odznakę za pracę społeczną i zawodową dla górnictwa ziemi krakowskiej, Odznakę Honorową NOT.

Ewa Solak na podstawie wspomnień Władysławy Wróbel, Stanisława Ruska oraz dokumentów z prywatnego archiwum rodziny Wróblów

Przełom nr 9 (877) 4.03.2009