Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Jasnowidz Teresa

19.05.2010 12:39 | 1 komentarz | 47 684 odsłon | red
Robię to, co potrafię i lubię, a czas i przestrzeń są dla mnie bez znaczenia. Dzięki kartom widzę wszystko. Wystarczy, że odpowiednio się skoncentruję - mówi uważana za wróżkę Teresa Ziajka z Chełmka.
1
Jasnowidz Teresa
Teresa Ziajka
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Robię to, co potrafię i lubię, a czas i przestrzeń są dla mnie bez znaczenia. Dzięki kartom widzę wszystko. Wystarczy, że odpowiednio się skoncentruję - mówi uważana za wróżkę Teresa Ziajka z Chełmka.

Ewa Solak: Przewidziała pani nasze spotkanie?
Teresa Ziajka:
- Oczywiście! Podpięłam się trochę pod panią, gdy rozmawiałyśmy telefonicznie. Wniknęłam w myśli. Nawiasem mówiąc, widziałam też, że miała pani wtedy inną bluzkę niż teraz.

Faktycznie - inną. A wracając do tematu, ludzie mówią o pani - wróżka.
- Złe słowo. Ja jestem jasnowidzem. Ludzie mówią, pytają. Okazuje się więc, że zaczynam robić karierę, coraz więcej o mnie słychać! Znają mnie już prawie na całym świecie. Niedawno byłam w RPA, ratować kobietę.

Powiodło się?
- Proszę spojrzeć na to zdjęcie! Świetnie wygląda, dobrze się czuje. A była już praktycznie roślinką. W Johannesburgu spotkałam innego jasnowidza. To on przepowiedział tej chorej kobiecie, że przyjadę. Przy okazji pokażę inne zdjęcia. Tu z żyrafą, a tu obok lwów i z małymi tygryskami w zoo-safari. Dużo po świecie jeżdżę. Kto by pomyślał, że Tereska, w stodole urodzona, takie zdolności ujawni. Ale ja zawsze byłam inna.

A propos przeszłości, pracowała pani w fabryce butów w Chełmku...
- Od 16. roku życia. Dwa lata później zamarzył mi się portret. Namalował go były więzień obozu w Auschwitz. Widzi pani te oczy? Namalował je tak, że zawsze patrzą na oglądającego. Dziś też ludzie mówią mi, że mam przenikliwe spojrzenie. A kiedy miałam 42 lata, zobaczyłam w fabryce kartkę z informacją o chorobie zawodowej. Okazało się wtedy, że ją mam. Warunki w pracy zrobiły swoje, trafiłam do szpitala. Po raz pierwszy zetknęłam się tam z umierającymi. Pomagałam im przejść na drugą stronę. Zdecydowałam sie wtedy, że wykorzystam swoje umiejętności. Zrobiłam kurs Tarota. I robię to co lubię, a czas i przestrzeń są dla mnie bez znaczenia. Dzięki kartom widzę wszystko. Wystarczy, że odpowiednio się skoncentruję.

Z tego, co zauważyłam, nie tylko karty pomagają pani w „prześwietlaniu” ludzi?
- Nie tylko. Wizje przyszłych zdarzeń same mnie nachodzą. Przyszła do mnie kiedyś przyjaciółka. Mówię do niej, słuchaj, ale ty przyszłaś ze śmiercią. Znajomi sądzili, że mówię o kimś z jej rodziny. Za kilka tygodni zmarła.

Nikt nie może mieć więc przed panią tajemnic?
- Nie koncentruję się na wszystkich ludziach. Nie chcę, bo chyba musiałabym oszaleć. Czasem zdarza się to bezwiednie. Widzę kogoś, a potem fragment jego przyszłości. Często jest to śmierć. Przepowiedziałam ją wielu swoim bliskim, także mężowi. Miał swoją kartę przeznaczenia, jak każdy z nas, przypadającą w konkretnym momencie.

Mówi pani ludziom, kiedy umrą?!
- Wielu nie chce tego słyszeć, więc zaznaczam tylko, żeby uważali na to i na to. Zwracali uwagę na konkretne rzeczy. Czego powinni unikać. Czasem nawet, na co chorują i do jakiego lekarza powinni się zgłosić. Niejednokrotnie są to sprawy duszy opętanej przez złe duchy. Wtedy odprawiam egzorcyzmy. Ściągam złą energię, przeprowadzam duchy w inny wymiar i regeneruję chorych własną energią. W ten sposób uratowałam już wiele osób. Spotkałam sporo młodych ludzi, którzy nieumiejętnie i nieświadomie wywoływali duchy. Potem ogromnie cierpieli, gdyż nie potrafili ich odprowadzić. Umie to tylko egzorcysta.

Zatem obcuje pani z duchami?
- Tak i wcale się ich nie boję. Żywi potrafią uczynić o wiele więcej złego.

Słyszałam, że kilkakrotnie udało się pani odnaleźć zaginionych...
- Wielokrotnie! Czasem nawet policja podsyła do mnie ich rodziny. Potrafię skoncentrować się na tyle, aby zobaczyć, co się z nimi stało.

Ale najczęściej pewnie przychodzą do pani młodzi, pytając o miłość?
- O pracę i miłość. Ale ja nie jestem od miłości. Potrafię z kart powiedzieć, kiedy przyjdzie i tak dalej, ale nie da się nikogo skłonić do kochania na siłę. To wbrew wszystkiemu. Była kiedyś u mnie dziewczyna, prosząc o pomoc. Przez internet wyszukała jakieś czary-mary, żeby chłopak się w niej zakochał. No i stało się, ale wtedy ona go już nie chciała. Nic nie pomagało, był tak zazdrosny, że próbował ją zabić. No, i takie rzeczy muszę potem naprawiać.

Zdarzyły się pomyłki?
- Nie, ale wątpliwości tak. Wtedy zawsze proszę o pomoc Boga.

Opowiada pani ludziom o przyszłości, chorobach, miłości i śmierci. Kreuje pani poniekąd ich życie. Czuje się pani za to odpowiedzialna?
- Nie, bo to ich życie i nie ja je kreuję, a oni sami. Nie mówię nikomu, zrób tak, a nie inaczej. Każdy ma wolną wolę. Za nikogo nie podejmuję decyzji. Mogę tylko powiedzieć, że to się uda, a tamto nie. Wybiorą, jak chcą.
Rozmawiała Ewa Solak

Przełom nr 19 (938) 12.05.2010